FanFiction.pl wiersze poezja serwis poetycko - literacki

u t w ó r


kategoria : / /



Mrok w światłości

a u t o r :    bajazyd


w s t ę p :   

Od autora: Moje opowiadania nie będą wrzucane regularnie, jeśli nie wcale. Są to alternatywy HP, zmieniona kolejność chronologiczna, musicie domyśleć sie jej sami. Dzięki, że to czytacie. ;)
Ps.: Harry Potter ani żadna inna postać z tego cyklu nie należy do mnie. Wszytkie prawa autorskie należą do pani J.K. Rowling i tylko ona jest ich prawowitym właściciele.



u t w ó r :

Chapter 1: Szaleniec zakochany w wariatce

Bellatrix Black wróciła do domu na Oxford Street w Londynie. Budynek należał do jej narzeczonego Jamesa Pottera. Ściągnęła czarny płaszcz i powiesiła go na wieszaku. Później go wyczyści.
- Jesteś - usłyszała głos dochodzący z salonu - Nareszcie.
Westchnęła, ale przeszła do następnego pokoju, salonu. Pokój był przytulny, ale miał w sobie szlachecki element, o który nigdy nie podejrzywałaby Gryfona za czasów szkolnych.
Ściany były złoto-czerwone, a jakby inaczej, musiały to być barwy Gryffindoru. Nad brązowym kominkiem wisiał zabytkowy zegar, na środku leżał perski dywan na którym stał machoniowy stolik z bogatymi zdobieniami. W kącie stała sofa z dwoma fotelami - czerwona, obszywana złotą nicią. Cały salon tonął w czerwieni i złocie - dobrze, że sypialnia miała odcienie Slytherinu, inaczej zwariowałaby w tym domu. Na jednym z foteli siedział James Potter, były Gryfon, członek Zakonu Feniksa, Uśpiony Czarnego Pana, szukający Aniołów z Chelsea, jej narzeczony. Bardzo się zmienił odkąd zakończył swój siódmy rok nauki w Hogwarcie.
Był wyższy, bardziej umięśniony, szczupły. Okrągłe szkła zamienił na modne, czarne okulary, czasami nosił soczewki. Jego włosy były dłóższe, ułożone, choć nie traciły na swojej niesforności. Gdy ją zobaczył wstał z fotela. Miał dziewiętnaście lat, ona dwadzieścia jeden.
- Bello, jak dobrze, że jesteś już w domu - zaczął, ale przerwał, kiedy dostrzegł czym jest ubrudzona - Dlaczego masz na sobie krew?
Bellatrix westchnęła zrezygnowana.
- Mogę cię zapewnić Jimmy, że Rosier, Lestrege, Malfoy i reszta są tak samo brudni, co ja.
- Ale dlaczego konkretnie ty masz na sobie krew? - nie dawał za wygraną James. Wyciągnął rękę w jej kierunku i dotknął szczupłymi palcami jej sukienki. Palce pozostały brudne czerwonym płynem, prawie tak bardzo jak sukienka.
- Nie oszczędzałam się na rajdzie śmierciożerców - odpowiedziała wreszcie - Czarny Pan z nami był. Wiesz jak to jest, kiedy On jest w pobliżu.
- Zwykła Avada nie wystarczyła? - zapytał James. Jego oczy rozbłysły jak zwykle kidy rozmawiali na ten temat.
- Lubię urozmaicenia - odpowiedziała szelmowsko, na co James obdarował ją szerokim, łobuziarskim uśmiechem.
- Pójdę się umyć - oznajmiła mu, czując, że coraz bardziej brudzi parkiet. Poza tym nie lubiała kiedy krew robiła się brudna, brązowa i sucha. Wolała mokrą, ciepłą, szkarłatną, spływającą po palcach.
- Jutro wpadnie do nas Maddox, na kolację - poinformował ją jeszcze, kiedy wychodziła po schodach.
- A mówisz mi to, bo...? - podpuściła go.
- Bo myślę, że chciałabyś wiedzieć - odparł. Uśmiechnęła się, do niego albo do siebie, nie do końca wiedziała.
Weszła na górę po hebanowych stopniach i skierowała się do łazienki połączonej z ich sypialnią. Niemal natychmiast weszła do łazienki, specjalnie unikając wzrokiem łoża. Nie teraz. Pobrudziliby łóżko.
Łazienka wyłożona była błyszczącymi, białymi płytkami. Na środku leżał zielono srebrny dywanik, pod ścianą umywalka, drogi żyrandol, duża wanna i gigantyczne na prawie całą ścianę lustro.
- Mgiełko! - zawołała. James posiadał ponad dwadzieścia skrzatów, ale to Mgiełka była jej ulubienicą. Skrzatka pojawiła się niemal natychmiast, z charakterystycznym pyknięciem.
- Tak, pani Bellatrix? - Mgiełka skłoniła się lekko.
- Napełnij wannę ciepłą wodą, ale bez piany. Wyczyść moje ubranie i płaszcz, zostawiłam go na dole. Zawiadom też skrzaty z kuchni, że jutro na kolacji będziemy mieć gościa. Niech zrobią stosowne potrawy.
- Oczywiście, pani Bellatrix - Mgiełka jeszcze raz się skłoniła. Skrzatka pstryknęła palcami i zniknęła w momencie w którym w wannie pojawiła się woda. Bellatrix zrzuciła zakrwawione ubranie na podłogę i weszła do ciepłej wody.
W ich prywatnej łazience najbardziej lubiała to, że będąc w wannie widziała siebie w ogromnym lustrze wiszącym naprzeciwko. Teraz też tak było.
Jej ciało było blade, bez jakiegokolwiek przebarwienia. Czerwone usta wyróżniały się na tle białej twarzy z wyraźnymi, arystokratycznymi rysami. Ciemne oczy otaczała kaskada rzęs. Czarne włosy kręciły się jeszcze bardziej pod wpływem wilgoci.
Woda stała się czerwona, a na ciele Bellatrix nie było już śladu krwi. Zaczęło być jej zimno.
Wyszła z wanny i wytarła się bawełnianym ręcznikiem. Włosy były tylko wilgotne, więc zostawiła je w spokoju.
Weszła do sypialni, gdzie James leżał już w łóżku.
- Nieźle wyglądasz - skomentował jej brak stroju.
- Dziękuję - skromnie odparła Bella kładąc się obok narzeczonego - Spotkałam dziś Narcyzę. Pytała kiedy ślub.
James westchnął.
- Maddox pewnie też zapyta się o to przy kolacji.
Bellatrix zaczeła bawić się skrawkiem kołdry. Zgniatała go w ręce.
- No a my... - zaczęła niepewnie. Zadrżała.
- Zimno ci? - zapytał z troską James.
- Nie, nie... - szybko odparła. Za szybko. James to zauwarzył. Usiadł.
- Bello, jeśli jest coś, o czym chcesz porozmawiać...- powiedział James. Cholera, potrafiła z zimną krwią zabijać wrogów swojego Pana, ale przy ukochanym była niepewna niczym strachliwy zajączek!
- Chcesz tego ślubu? - wydusiła z siebie wreszcie.
- Dlaczego chciałbym nie mieć? - zmarszczył brwi czarnowłosy.
- James, jestem od ciebie starsza, odkładamy ten ślub niemal od roku, zaręczyłeś się ze mną tylko dlatego, że ludzie dziwnie patrzyli na nasz związek...
- Bello...
- Mam wrażenie, że jestem wariatką. Nie, ja jestem wariatką! Oh, James...
Jej wargi zadrżały, co było zupełnie do niej niepodobne. Usta Jamesa zwęziły się do kreski.
- Wobec tego ja jestem szaleńcem - oznajmił jej narzeczony. Pocałował ją w nos, potem policzek - Szaleniec zakochany w wariatce.
- Ale żeśmy się dobrali - zachichotała Bellatrix, pozwalając aby James ucieszył ją pocałunkiem.
- Kocham cię - wyszeptał jej na ucho James.
- Kocham cię, Jimmy - szepnęła do niego. I naprawdę tak myślała.






o c e ń     u t w ó r

Niestety, tylko zalogowani użytkownicy mogą oceniać utwory.

s t a t y s t y k a

śr. ocen : 0.00
il. ocen : 0
il. odsłon : 1472
il. komentarzy : 0
linii : 49
słów : 1116
znaków : 5854
data dodania : 2017-05-05

k o m e n t a r z e

Brak komentarzy.

d o d a j    k o m e n t a r z

Niestety, tylko zalogowani użytkownicy mogą dodawać komentarze.



p o l e c a m y

o    s e r w i s i e