FanFiction.pl wiersze poezja serwis poetycko - literacki

u t w ó r


kategoria : / /



Krew na rękach...(NARUTO) # Prolog

a u t o r :    Lovedream


w s t ę p :   

Czasem jeden nic nie znaczące gest znaczy więcej niż tysiąc słów...



u t w ó r :

Wracaliśmy własnie z misji w wiosce piasku,nie ukrywam ,bardzo się cieszyłam, że wreszcie wracam do Konochy. Gdy pomyślę , że nie było mnie tam od dwóch lat ehh, zastanawiałam się co się zmieniło w wiosce i czy jeszcze ktoś będzie mnie w ogóle pamiętał? Uśmiech pojawił się na mojej zmęczonej podróżą twarzy gdy znalezliśmy się na terenie kraju ognia naprawdę zatęskniłam za widokiem zieleni. Niestety to szczęście nie trwało za długo ponieważ jeden z moich towarzyszy wyczuł wrogą czakrę w okolicy. Postanowiłam rozejrzeć się po okolicy więc wskoczyłam na najbliższe drzewo aby to sprawdzić w prawdzie wyczuwałam znikome pokłady energii,ale nie były one niepokojące.Postanowiłam, że nie będziemy zawracać sobie tym głowy. Po chwili zeszłam do moich kompanów.
-I jak szefowo,co robimy ?-zapytał jeden z shinobi z suny , którzy mieli nas eskortować w drodze powrotnej.-Atakujemy czy czekamy?-dodał wyjmując broń z kabury.
-Ruszamy dalej -nakazałam ruszając przed siebie-nie sądzę aby stanowili zagrożenie - dodałam już z całkowitym spokojem w głosie i ruszyłam na przód.
-Jesteś tego pewna Shimade-sama,nalegam aby to jednak sprawdzić-zatrzymałam się w pół kroku i spojrzałam na niego zmieszana.Z jednej strony bawiło mnie,że tak się do mnie zwracano pomimo iż byłam młodsza niż większość z nich,a z drugiej strony znałam swoją pozycje i denerwowało mnie gdy ktoś kwestionował moje rozkazy.
-Kwestionujesz moje zdanie Kaira?Z tego co pamiętam to ja tu dowodzę i jeśli mowie,że wszystko w porządku to tak jest.jasne!-wymierzyłam w w sporo starszego mężczyznę palcem.
-Tak jest,przepraszam, jednak nalegam aby panienka...-przerwał napotykając mój wściekły wzrok.
-Idziemy!-rozkazałam i wszyscy z większą lub mniejszą chęcią ruszyli za mną.
Droga upływała spokojnie do czasu,po przebyciu połowy drogi i ja zaczęłam wątpić czy aby na pewno jest bezpiecznie.Zarządziłam odpoczynek,robiło się ciemno a, ja wolałam nie narażać życia moich ludzi.Z godzin na godzinę mój niepokój narastał może Kaira miał racje? Powinnam to sprawdzić ,do wioski zostało nam pół dnia drogi ,lepiej nie ryzykować .Ustaliłam warty przy obozie a ja sama ruszyłam w teren z dwoma ninja z konochy. Robiło się coraz ciemniej ,byłam wykończona i podenerwowana zastanawiałam się co się za chwile wydarzy .Czy to pułapka .a może to tylko jakaś drużyna dostała zlecenie od Hokage. Myśli kłębiły się w mojej głowię tworząc coraz to czarniejsze scenariusze nie dające mi spokoju...
Doszliśmy do jeziora oddalonego do naszego obozu o kilkanaście minut. Nadal wyczuwałam te energie, tylko teraz była ona bardziej skupiona tak mi się wydawało.Spojrzałam za siebie jednak nie dostrzegłam tam shinobi konochy, gdzie oni zniknęli ? Ponownie spojrzałam na jezioro, zaraz...mogłabym przysiąc, że tu było jezioro. Rozejrzałam się dookoła, byłam na polanie, co jest grane ? No tak ale ja jestem głupia ! Dałam się złapać w genjutsu.
-Uwolnienie!-ułożyłam pieczęć lecz to nic nie dało. O co tu do cholery chodzi ! Stałam na środku polany nie mogłam się ruszyć z miejsca ale dlaczego, musiałam się uwolnić i pomóc kąpaną. Spróbuję jeszcze raz-Uwolnienie !!!-skupiłam chakre na nogach i brawo, udało się.
Pobiegłam ile sił w nogach do obozu nie mogłam znaleść żadnej żywej duszy tak jakby...oni...Nie! oni chyba nie, to nie możliwe, to nie możliwe, to nie możliwe ! Dotarłam na miejsce lecz to co zobaczyłam zmroziła mi krew w żyłach.Wszędzie była krew i martwe ciała shinobi z konohy i suny. Podeszłam do jednego z ciał, Mirogo kapitan drużyny z wioski piasku jeszcze żył, obróciłam go na plecy. Skrzywił się z bólu i otworzył niemrawo oczy, ułożyłam pieczęć nad jego klatką piersiową próbując uleczyć jego rany.
-Uciekaj Shimade-sama-wydukał przez sine usta-to pu...ła...pka...-wykrztusił na ostatnim wdechu.
Przestałam skupiać się na rannym i ...dopiero teraz wyczułam czyjąś obecność, jednak zanim się odwróciłam by ujrzeć twarz napastnika było już za puzno bo leżałam na ziemi z ogromnym bólem głowy stopniowo rozchodzącym się po całym ciele...Po dłuższej chwili walki z samą sobą aby nie zemdleć, jednak mi się to nie udało, i obraz zaczął się coraz bardziej mazać... Doszły mnie tylko odgłosy walki a potem tylko... ciemność. Chociaż nie. Było coś jeszcze...oczy spokojne i tajemnicze, oczy osoby która mnie ocaliła to ostatnie co zapamiętałam to to że mówił że będzie dobrze, szorstki a za razem ciepły męski głos, głos osoby której byłam tak wdzięczna za ocalenie mi życia...






o c e ń     u t w ó r

Niestety, tylko zalogowani użytkownicy mogą oceniać utwory.

s t a t y s t y k a

śr. ocen : 0.00
il. ocen : 0
il. odsłon : 1814
il. komentarzy : 0
linii : 14
słów : 886
znaków : 4497
data dodania : 2017-09-25

k o m e n t a r z e

Brak komentarzy.

d o d a j    k o m e n t a r z

Niestety, tylko zalogowani użytkownicy mogą dodawać komentarze.



p o l e c a m y

o    s e r w i s i e