FanFiction.pl wiersze poezja serwis poetycko - literacki

u t w ó r


kategoria : Fanfiction / Inne / Inne



JAG - Ocean cz 2

a u t o r :    Triss



Gdy ponownie się ocknęła, zobaczyła biały sufit nad sobą. Przekręciła głowę na prawy bok. Jej wzrok padła na aparaturę medyczną. W jednej chwili pojęła gdzie się znajduje. Łzy napłynęły jej do oczu. Zrozumiała, że nie udało jej się odejść. Pójść tą samą drogą co On. Iść za nim. Poczuła, że ktoś ściska jej dłoń. Odwróciła głowę.
- Przecież obiecałem ci, że wrócę. Dlaczego nie chciałaś na mnie poczekać? – obok jej łóżka stał Harm i trzymał ją za rękę. W jego oczach widać było ból.
Mac zaniosła się płaczem. Nie mogła uwierzyć, że on tu jest. Pochylił się nad nią i wziął w ramiona. Była taka słaba, że niebyła w stanie odwzajemnić uścisku. Szloch dławił jej gardło i sprawiał, że nie mogła powiedzieć słowa.
- Już w porządku Mac. Wróciłem. – tulił ją do siebie niczym najcenniejszy skarb. – Przepraszam Saro, za to że przeze mnie tyle wycierpiałaś. – Otarł dłonią jej łzy z policzka.
- Harm, to nie twoja wina. To ja się podałam. Myślałam, że... – nadal nie mogła powiedzieć tych słów
- Cii.., już cię nie opuszczę. A teraz śpij. Odpoczywaj. – położył ją na poduszki
- Harm – złapała go za rękę – nie odchodź nigdzie. Zostań tu przy mnie.
- Będę tu Mac jak się obudzisz – nachylił się nad nią i pocałował w czoło. Przysunął krzesło bliżej jej łóżka. Poczekał aż zaśnie. Gdy jej oddech stał się spokojny, wyszedł z pokoju. Na korytarzu czekali na niego AJ i Bud.
- Obudziła się?- spytał AJ
- Tak, ale ponownie usnęła. Straciła dużo krwi i jest bardzo osłabiona.
- Dobrze, że w tedy poszedłeś do niej. Strach pomyśleć co by się stało gdyby, któryś z nas poszedł tam 15 minut później.
- Stracilibyśmy ją – odpowiedział Bud
- Ja bym stracił, część siebie – rzekł Harm – Admirale, chciałbym prosić o przeniesienie z lotniskowca. Już tam nie wrócę. Nie teraz.
- Jesteś tego pewien komandorze. Straci pan szanse na awans.
- Niczego tak w życiu nie byłem pewien, jak właśnie tego co teraz robię. Ja jej teraz samej nie zostawię. Nie po tym wszystkim co przeszła.
- W porządku. Jeśli znajdzie pana kogoś na swoje miejsce, będzie pan mógł zostać w biurze JAG.
- Dziękuję sir. – Harm obejrzał się za siebie, na drzwi sali w której teraz leżała Mac – Wrócę do niej. Powiedziałem, że będę przy niej jak się obudzi.


Mac obudziła się ponownie. Była już noc. W pokoju panował półmrok. Popatrzyła na Harma siedzącego obok jej łóżka. Uśmiechnęła się do niego. On odwzajemnił ten uśmiech.
- Dlaczego nie spisz? Jest późno – spytała
- Czekałem, aż się obudzisz. Admirał i Bud tu byli. Przyjdą jutro się z tobą zobaczyć. Napędziłaś im stracha.
- Będzie miło ich znowu zobaczyć. – Na chwile zapadła cisza. – Kto mnie znalazł?
- Ja – odpowiedział Harm
- Słyszałam jak mnie wołałeś, a ja nie byłam w stanie ci odpowiedzieć. Otworzyć oczy, by na ciebie spojrzeć.
- Mac nie musisz o tym mówić
- Muszę, by o tym zapomnieć i móc nadal żyć. – Harm ścisnął jej rękę – Mówili, że nie żyjesz.
- Cudem ocalałem. W ostatniej chwili katapultowałem się. Wiatr zniósł mnie od miejsca katastrofy, więc trochę minęło czasu zanim mnie znaleźli.
- Wrócisz tam?
- Nie – odpowiedział stanowczo – powiedziałem już o tym admirałowi
- A co z twoim awansem?
- Może zaczekać. Są ważniejsze rzeczy.
- Tak – potwierdziła- wiesz, przez chwile myślałam, że jestem przeklęta. Jakby śmierć, za mną kroczyła i dotykała wszystkich mężczyzn z którymi się zwiąże.
- Ja żyje Mac – przerwał jej
Dotknęła dłonią jego twarzy.
- Sądziłam, że jak skończę ze sobą to już nikogo nie skrzywdzę. Dlaczego ktoś ma cierpieć, ginąć skoro to ja jestem wszystkiemu winna. - Harm pocałował jej dłoń. Nie chciała jej przerywać, czuł, że Mac musi się wygadać. Zrzucić ciężar z serca.
- Gdy usłyszałam, że zginąłeś świat przestał dla mnie istnieć, a życie straciło sens.
- A teraz Mac?
- Teraz żyje.
- Co zrobisz jak wyjdziesz ze szpitala?
- Chcesz wiedzieć czy znowu targnę się na swoje życie?
- Wiesz, że nie o to pytam.
Mac zamilkła. Zdawała sobie dobrze sprawę z tego o czy mówił Harm. Ale pomimo, że On był tutaj, siedział obok niej, trzymał ją za rękę, nadal nie była pewna jego uczuć. Nie widziała jak zareaguje gdy wyjawi mu swoje. Czy mówiąc o tym nie zniszczy tego co jest między nimi. Chodź właściwie to co było między nimi, runęło w gruzy. Teraz muszą to odbudować.
- Naprawdę chcesz to usłyszeć? Poznać prawdę?
Harm skinął głową.
- Prawda jest taka, że to ty jesteś sensem mojego życia – spojrzała mu głęboko w oczy – I moje życie należy do ciebie.
- Saro – powiedział ciepło jej imię – nieomal cię straciłem na zawsze .
Nachylił się nad nią i pocałował delikatnie w usta.
- Zostaniesz tu dziś na noc? – spytała go
- Dziś i jutro
- A gdy wyjdę ze szpitala?
- Skoro teraz twoje życie jest w moich rękach, to nie mogę pozwolić na to by stała się tobie jakakolwiek krzywda. – uśmiechnął się do niej.

Parę dni później

- Dziękuję ci, że mnie odwiozłeś – Mac rozglądnęła się po mieszkaniu. Niby wszystko było takie same, a jednak obce. Przypominało jej o zdarzeniach sprzed kilku dni. O tym co się stało, a teraz chciałaby o tym zapomnieć.
- Jesteś pewna, że nie chcesz abym tu został? – spytał ją Harm
- Tak. Prędzej czy później musiałby nadejść ten czas, że bym musiała się z tym zmierzyć. Nie mogę od ciebie wymagać byś był ciągle przy mnie. Ty masz swoje życie, ja swoje.
- Mac. Myślałem, że po tym co powiedzieliśmy sobie w szpitalu... – Harm zawiesił głos
- Nie odtrącaj mnie - dokończył
- Harm ja musze teraz poukładać swoje, życie na nowo. Zgubiłam się w ciemnościach i teraz musze odnaleźć siebie.
Harm podszedł do niej. Dotknął jej policzka dłonią.
- Saro nie odtrącaj mnie – powiedział to ciepło – pozwól sobie pomóc. Pozwól mi przy sobie być.
- Ja, nie wiem – spojrzała na niego niepewnie
- Zaufaj mi. Nie pozwolę na to by znowu pomiędzy nami powstała przepaść. Nie po tym co się stało.
Spojrzała na niego wilgotnymi oczami.
- Możesz spać na kanapie – rzekła
- Dziękuję – pocałował ją w czoło – obiecuje, że będę grzeczny.


Nie mogła zasnąć tej nocy. W pamięci miała nadal tan ten wieczór. A im bardziej starała się o tym nie myśleć, to tym bardziej to powracało do niej. Usłyszała w pokoju obok hałas. Wstała zobaczyć co się stało.
- przepraszam. Obudziłem cię – Harm stał w ciemnościach – chciałem pójść do łazienki, ale zahaczyłem o stolik.
- Nic się nie stało. I tak nie spałam
- Chcesz o tym pomówić?
Mac podeszła usiadła na kanapie. Podwinęła nogi i oplotła je rękami.
- Harm co z nami będzie? – spytała
- Nie wiem Mac. Może będzie lepiej jak zdamy się na los. – Harm usiadł obok niej
- Chciałabym móc cofnąć czas. Ale już się nie da. – powiedziała w pustkę.
- Wrócisz do pracy?
- Tak. Ona w pewien sposób nadaje sens mojemu życiu. Przez dłuższy czas wyznaczała mi cel do którego dążyłam. Chciałam zrobić karierę w wojsku.
- Teraz już nie chcesz?
- Zrozumiałam, że w życiu są ważniejsze rzeczy. Takie za które warto umierać. Bo gdy je się straci to wszystko traci swój sens. – poczuła jak Harm ściska jej rękę - W tedy przestaje istnieć przyszłość i teraźniejszość. Pozostaje tylko przeszłość, a samą przeszłością nie da się żyć. To by była wegetacja. Nie chciałam takiego życia z dnia na dzień. Widzieć jak inni mają to co ty nie możesz nigdy mieć. Co już nigdy nie będziesz mieć.
- Wybacz mi Saro, że wcześniej tego nie widziałem. Byłem osłem.
- Harm spraw bym o tym zapomniała. Bym mogła znowu żyć normalnie. – odwróciła twarz w jego kierunku - Przywrócić mnie życiu.
Przybliżył swoja twarz do jej. – zrobię to Mac – wyszeptał. Jego usta dotknęły jej. Złączyły się w pocałunku. Krótkim, ale namiętnym. Dotknęła dłonią jego twarzy. Poczuła jak się w nią wtula. Objął ją ramionami. Jej świt teraz zamknął się w jego ramionach. Przytuliła głowę do jego piersi i słuchała jego bicia serca. Odnalazła spokój którego tak długo szukała. Była bezpieczna. W jego ramionach, nie mogła jej się zdarzyć żadna krzywda. Zamknęła oczy. Czuła jak nadchodzi sen.
- spij. Zamknij oczy i śnij o przyszłości – szepnął jej do ucha – a ja będę obok ciebie
- mój rycerz – wymruczała przez sen. Harm wziął ją na ręce i położył do łóżka. Długo jeszcze patrzał na nią jak śpi, zanim sam się położył spać.




Następnego dnia.

Mac stała nad brzegiem oceanu wpatrzona w horyzont. Ocean był spokojny. Odbijały się w nim promienie zachodzącego słońca. Nadchodził ciepły i cichy wieczór.
Jakie są dziwne ścieżki miłości. Pomyślała – Jaka ona jest nieodgadniona. Jakich wymaga poświęceń. Ona i Harm musieli najpierw się zgubić, aby odnaleźć siebie. Musieli otarć się o śmierć, aby zrozumieć jak potężna jest miłość. Jaką ma nad nimi władze. Musieli przejść przez cierpienie, aby teraz mogli być razem i patrzeć ufnie w przyszłość.
Poczuła jak ktoś ją obejmuje. Uniosła głowę w górę. Spojrzała w niebieskie oczy Harma.
- Nie jest ci zimno – zapytał z troską w głosie
Zaprzeczyła ruchem głowy. Nie chciała burzyć romantycznego nastroju zbędnymi słowami. Harm przytulił ją mocniej. Ponad jej głową spoglądał na zachód słońca.
- Gotowa? – spytał przerywają milczenie
- Dlaczego Vegas? – szli powoli w kierunku samochodu
- Bo, to miasto szaleńców
- Chcesz przez to powiedzieć, że jesteśmy szaleni?
- Każdy ma w sobie odrobinę szaleństwa Mac.
Wsiedli do samochodu i ruszyli w drogę.
- co tam będziemy robić? – na jej wargach igrał chytry uśmiech
- Ulegniemy rozpuście, jak większość ludzi tam przebywających
Mac zaśmiała się. Pierwszy raz od dłuższego czasu. Harm dopiero teraz uświadomił sobie, jak bardzo brakowała mu jej śmiechu. Przybliżył swoją twarz do jej i pocałował namiętnie.
- Harm uważaj jak jedziesz!
Harm gwałtownie skręcił na prawidłowy pas ruchu. Podczas ich pocałunku samochód nieopatrznie zjechał na przeciwległy pas.


Las Vegas

Wjechali wieczorem do miasta, gdy było oświetlone tysiącami neonów. Na ulicach było gwarno. Miasto, które nigdy nie śpi. Zaparkowali pod jednym z hoteli. Weszli do środka. Jak większość tego typu hoteli w tym mieście na dole posiadła kasyno. Harm poszedł do recepcji po klucze. Mac przyglądała się wystrojowi wnętrza zaprojektowanego elegancko i z przepychem. Dominowały kolory czerwieni, zieleni i złota. Właśnie zaczęła się zastanawiać co ona tu właściwie robi, gdy podszedł do niej Harm.
- Nie mieli dwóch jedynek, ale za to trafił się nam apartament.
- Stać nas na to?
- Jeśli nie przegramy wszystkiego w kasynie.
- Obudziła się w tobie żyłka hazardzisty?
- Przecież wiesz Mac, że lubię ryzykować.
- Wiem, też, że czasem to się źle kończy.
Weszli do elegancko urządzonego pokoju. Zobaczyli, że jest tylko jedno wielkie łóżko z baldachimem.
- Mogę spać na fotelu. – zaproponował Harm
- Ok. – szybko się zgodziła – pójdę wziąć prysznic. Od tej jazdy przez pustynie jestem cała w piachu.
- Może ci pomóc? – zaofiarował się Harm
- Nie, dzięki.
- Może jednak
- Harm. Zostań tam gdzie jesteś – powiedziała z nutką groźby w głosie.


Po godzinie siedzieli w przytulnej restauracji. Na scenie piosenkarka śpiewała Time after time. Mac ubrana w czarną sukienkę z długimi rękawami. Harm w brązowy garnitur. Patrzył na nią podziwiając ją w blasku świec.
- Co? – spytała znad talerza zupy
- Wyglądasz pięknie.
- Dzięki. Przytulne miejsce – Mac rozejrzała się dookoła
- W Las Vegas jest niezwykłym miejscem. Możesz tu zobaczyć wszystkie sławne budowle z całego świata
- To są tylko marne kopie. Wole jechać do tych wszystkich krajów i je zobaczyć takie jakie są naprawdę.
- Pojechałabyś ze mną w taką podróż? – złapał ją za rękę
- Przyjechałam z tobą tutaj, byłam z tobą w Rosji i nie tylko. Z tobą pojede nawet na koniec świata.
- Na koniec świata się nie wybieram, ale może wycieczka dookoła świata. Co ty na to? – uniósł brew w charakterystyczny sposób
- Tylko ty i ja. To by było ciekawe.
Skończyli jeść. Jeszcze przez chwile słuchali muzyki. Mac chciała by ten wieczór trwał wiecznie, by się nigdy nie skończył. Niechętnie wstali od stolika. Harm objął ją w pasie.
- Skoro jesteśmy w Vegas może w coś teraz zagramy – zaproponował
- Może wyjedziemy stad jako milionerzy – zaśmiała się

Stanęli przy stole do gry w kości.
- Chuchnij na szczęście – Harm wyciągnął do niej pięść z kośćmi w środku.
- A o co gramy?
- O to czy będę dziś spał na fotelu. Jeśli wyrzucę dwie szóstki, śpię na łóżku.
- A jeśli nie?
- Nie przewiduje takiej opcji – Harm rzucił kości. Patrzyli jak się toczą po stole, by się w końcu zatrzymać na 6 i 5.
- Spisz w fotelu marynarzu
- To się jeszcze okaże
Mac zmrużyła oczy.
- Twoja kolej – powiedział szybko
Mac wzięła kości do ręki i szybko rzuciła. Wypadły dwie szóstki. Mac uśmiechnęła się zwycięsko do niego.
- Nie myśl, że tak łatwo się podam – powiedział Harm
- Na to liczę
- Mac
- Lepiej rzucaj

Wyszli potem na spacer ulicami Vegas. Podziwiali fontannę wystrzeliwującą strumienie wody w rytm muzyki. Po drodze spotkali trzech Elvisów, a raczej jego sobowtórów z którymi za odpowiednią opłatą można było zrobić zdjęcie. Gdy mijali jeden z domów w którym udzielają ślubów Harm zatrzymał się i popatrzał w stronę wejścia.
- Mac. Masz ochotę zostać panią Rabb? – spytał poważnie
- Czy to są oświadczyny, bo jeśli tak to mało romantyczne.
- Mac jesteśmy w Vegas. Ulegnij chwili. Podaj się szaleństwu.
- Harm jeśli myślisz, że kiedykolwiek zgodzę się na taki ślub i to w dodatku z tobą to jesteś w dużym będzie.
- Czy to znaczy nie?
- Tak, to znaczy nie
- To tak czy nie? – spojrzał jej w oczy
- Tak – szepnęła pod wpływem jego spojrzenia
Uśmiechnął się – lepiej stąd chodźmy, bo jeszcze faktycznie tam wejdziemy – pociągnął ją za rękę. Mac szła przez chwile w zamyśleniu.
- Harm czy ty mi się przed chwilą oświadczyłeś?
- Mhm
- A ja się zgodziłam?
- Tak – odpowiedział z uśmiechem
stanęła i spojrzała mu w oczy – Naprawdę tego chcesz?
- O niczym inny nie marze. Jesteś wszystkim, tym co mam. Mac jak mam ci to wytłumaczyć. Brakuje mi słów. Jesteś dla mnie wszystkim tym co mam.
- Po prostu powiedz, że mnie kochasz – zbliżyła swoją twarz do jego
- Kocham cię Saro
Westchnęła. Poczuła jak Harm obejmuje ją w pasie. Dotknęła ustami jego ust. Poczuła słodycz jego ust, których tak pragnęła. To był pocałunek, który wyrażał tysiące uczuć. Tych najskrytszych, od dawna ukrywanych. Który mówił wszystko za nich. O ich namiętności i pożądaniu.
- wracamy do hotelu? – spytał Harm gdy oderwali się w końcu od siebie. Nie musiała odpowiadać na to pytanie. Odpowiedź wyczytał w jej oczach.
Złapał ją za rękę. Zaczęli iść w stronę hotelu coraz szybciej. Czuli jak z każdym krokiem rośnie pomiędzy nimi napięcie.
Zaczęli się już całować przed drzwiami pokoju. Mac próbowała trafić kluczem do zamka. Harm odebrał jej klucz z ręki i sam otworzył drzwi. Wziął ją na ręce. Mac oplotła rękami jego szyje. Uśmiechnęła się czule do niego. Postawił ją na podłodze. Spojrzał w jej oczy. Znalazł w nich miłość, której tak długo szukał, a teraz była na wyciągniecie ręki. Podniósł rękę, ale nie dotknął jej policzka. Bał się, że jeśli ją dotknie to czar pryśnie, jak mydlana bańka. Złapała jego dłoń. Wtuliła w nią twarz. Spojrzała w jego oczy. Odnalazła w nich to co tak długo szukała. To co myślała, że już utraciła.
Pochylił się nad nią. Ich usta połączyły się w pocałunku. Delikatnym, niczym pieszczota wiatru. Oderwali się na chwile od siebie, tylko po to by powrotem połączyć się w pocałunku. Pragnęli tego od tak dawna. Nie chcieli zniszczyć tej chwili. Każdy dotyk dłoni, spojrzenie, gest musiało zostać zapamiętane na zawsze. To były czar, który ktoś na nich rzucił już kilka lat temu. W końcu mogli być razem, być blisko siebie. Czuć siebie nawzajem.
Nic nie mogło się równać z tymi pocałunkami. Z tym, co teraz się działo między nimi. Tęsknota tylu lat w końcu mogła zostać ukojona. Tej nocy w końcu ich ciała odnalazły się i połączyły już na zawsze.






o c e ń     u t w ó r

Niestety, tylko zalogowani użytkownicy mogą oceniać utwory.

s t a t y s t y k a

śr. ocen : 5.00
il. ocen : 3
il. odsłon : 3467
il. komentarzy : 0
linii : 185
słów : 3246
znaków : 16280
data dodania : 2006-06-12

k o m e n t a r z e

Brak komentarzy.

d o d a j    k o m e n t a r z

Niestety, tylko zalogowani użytkownicy mogą dodawać komentarze.



p o l e c a m y

o    s e r w i s i e