FanFiction.pl wiersze poezja serwis poetycko - literacki

u t w ó r


kategoria : Fanfiction / Seriale / Cień anioła



Z Akt Tajnego Projektu Manticore I

a u t o r :    x_maxie


w s t ę p :   

Mam nadzieję, że się spodoba:)



u t w ó r :

21:20 12 październik 2001r.
Gillette, Wyoming, Stan Waszyngton, U.S.A.
Dom majora Lydeckera

Donald wrócił już do domu. Miał masę papierkowej roboty do nadrobienia jeszcze sprzed kilku miesięcy. Musiał napisać raport dla Rady Manticore o próbie ucieczki X-5 452. Na szczęście nic się nie stało. Kobieta była w zaawansowanej stymulowanej genetycznie ciąży i taka próba mogła zakończyć się śmiercią nienarodzonego dziecka.
Zabrał się do pisania, a więc:
- „Próba ucieczki X-5 452 zakończyła się niepowodzeniem, przeszkodziło jej w tym bardzo dobrze wyszkolone wojsko Manticore, które osobiście szkoliłem. 452 po przyprowadzeniu do bazy została poddana wszystkim badaniom dotyczącycm zdrowia jej i dziecka. Dołączam raporty medyczne, w których zawarte są dowody na pozytywne samopoczucie X5-452. Informuję szanowną Radę, że kobieta została zmuszona do dalszej współpracy i jest pod stałą obserwacją w odosobnionym pomieszczeniu…”- Mojej córeczce nie grozi niebezpieczeństwo- powiedział do siebie.

*****

Kobieta o urodzie anioła biegła przez las. Uciekała przed goniącymi ją dziećmi. Były od niej szybsze
i lepiej poruszały się po lesie. Dogoniły ją. Upadła, gdy jedno z nich podcięło jej nogę. Płakała leżąc na mokrej od deszczu ziemi. Wokół niej w kręgu ustawiały się dzieci. Po chwili pojawił się też mężczyzna. Spojrzał na nią z odrazą pokazując jakieś znaki, po czym odszedł. Dzieci zaczęły się nad nią pochylać, kopać, gryźć, rozrywać ubranie… Po kilkunastu minutach została z niej krwista papka. Mężczyzna stojący opodal miał usatysfakcjonowany wyraz twarzy. Teraz to zobaczył… to była jego twarz.

Lydecker obudził się z krzykiem. Wiedział, kim są te dzieci, mimo, że nie widział ich twarzy. Sam miał je szkolić na idealnych żołnierzy, perfekcyjnych zabójców…Kobietę też znał. Była to jego żona. Rozmyślając o swoim śnie zszedł na dół do kuchni. Otworzył lodówkę i wyjął puszkę piwa. Sprawdzony sposób na zapomnienie, ucieczkę przed… no właśnie, przed czym?

*****

11:40 15 październik 2001r.
Gillette, Wyoming, Stan Waszyngton, U.S.A.
Biuro majora Lydeckera

-Sir- powiedział żołnierz na przywitanie.
-Tak? Co się stało?- Spytał nie odrywając wzroku od papierów.
-Dziś rano zmarł X5-531 z przyczyn nieznanych.
-Co z matką?
-Kilka dni po porodzie została przewieziona do ośrodka w Meksyku.
-Wyśmienicie. Jeśli kolejne X5 będą umierać zawiadomcie Kapitana Sandovala. Zrozumieliście?
-Tak sir- odpowiedział
-A, więc odmaszerujcie- powiedział wracając do przerwanego zajęcia.

*****

02:23 18 październik 2001r.
Gillette, Wyoming, Stan Waszyngton, U.S.A.
Dom majora Lydeckera

Kobieta o urodzie anioła biegła przez las. Uciekała przed goniącymi ją dziećmi. Były od niej szybsze
i lepiej poruszały się po lesie. Dogoniły ją. Upadła, gdy jedno z nich podcięło jej nogę. Płakała leżąc na mokrej od deszczu ziemi. Wokół niej w kręgu ustawiały się dzieci. Po chwili pojawił się też mężczyzna. Spojrzał na nią z odrazą pokazując jakieś znaki, po czym odszedł. Dzieci zaczęły się nad nią pochylać, kopać, gryźć, rozrywać ubranie… Po kilkunastu minutach została z niej krwista papka. Mężczyzna stojący opodal miał usatysfakcjonowany wyraz twarzy. Teraz to zobaczył… to była jego twarz.

Znów śnił mu się ten koszmar. Znów zlany potem poszedł się ochłodzić, sięgnął po alkohol. Wiele razy obiecywał sobie i swojej zmarłej żonie, że już przestanie pić, ale cóż obietnice są po to, aby je łamać. Dźwięk telefonu wyrwał go z otchłani rozmyślań.
„Lydecker, tak jak chciałeś dzwonię do ciebie, bo X-5 452 właśnie rodzi, przyjedź jak odsłuchasz tę wiadomość. Mamy problem numer 9379574976.” Tak brzmiała wiadomość nagrana na sekretarce.
Problem numer 9379574976 w przetłumaczeniu na język ludzki był problemem z kobietą, która nie chce urodzić dziecka.
Lydecker w mgnieniu oka ubrał się i ruszył do bazy.

*****

02:52 ten sam dzień
Gillette, Wyoming, Stan Waszyngton, U.S.A.
Baza Manticore

Biegł ile sił w nogach by być na czas. Chciał jak najszybciej czegoś się dowiedzieć i w czymś pomóc. Dobiegł do porodówki.
-O, co chodzi?- Spytał
-Nie chce naturalnie urodzić- odpowiedział lekarz
-Jak to?
-Opiera się. Nie słucha poleceń pielęgniarek i lekarzy.
-Możecie zrobić jej cesarkę?
-To zbyt ryzykowne.
-Zróbcie jej cesarkę. Biorę to na siebie.- Odpowiedział stanowczo.
Lydecker stanął za szybą i obserwował jak znieczulają kobietę i usłyszał jej przeraźliwy krzyk rozdzierający gardło „NIEEEEE!!!”
03:27 ten sam dzień
-Długo jeszcze?- Spytał zniecierpliwiony Donald.
-Zachowujesz się jakby to była twoja własna córka- skomentował Sandy.
-Może nie zauważyłeś jak dodawałeś do jej genów część genów mojej żony, więc chyba mam prawo tak się denerwować!- Naparł na niego major.
Chwilę później
-X-5 452 została przebadana po porodzie. Była trochę niedotleniona, przeprowadziliśmy reanimację, ale to silna… przepraszam, silny żołnierz- poprawił się lekarz.-Jest pod stałą opieką medyczną.
-Nic jej nie grozi, prawda?- Spytał zaniepokojony major.
-Już nic, teraz jest na obserwacji.- Odpowiedział lekarz.
Lydecker odetchnął z ulgą. Nie zniósłby śmierci swojej jedynej rodziny, swojej jedynej córki, ostatniej szansy na nową rodzinę.
-Czy mógłbym ją zobaczyć?- Spytał po chwili.
-Przykro mi, lecz jest to niewskazane.- Niewzruszenie odparł lekarz.
-Proszę, muszę ją zobaczyć- próbował.
-Stanowczo odmawiam majorze.
Donald posmutniał trochę. Jego jedyna córeczka się urodziła, a oni nie chcą go do niej wpuścić! Świat jest niesprawiedliwy!
-Co mamy zrobić z matką sir?- Spytał lekarz.
-Jak myślisz Deck?- Spytał kapitan.
-Tak?- Spytał zamyślony.
-Jak myślisz, co mamy zrobić z matką?- Powtórzył pytanie.
-Moim zdaniem powinniśmy wpisać w jej kartotece „zaawansowana schizofrenia” i umieścić ją w szpitalu psychiatrycznym…
-To lepsze niż śmierć.
-…a jak X-5 452 podrośnie sama ją zabije.- Skończył major.
-Tak, to najlepsze wyjście.
-I najlepsza lekcja zabijania bez emocji.
-Masz rację, to najlepsze wyjście. Chyba powinienem podwyższyć ci pensję- zamyślił się kapitan.
-Nie trzeba, Sandy, nie trzeba.
-Cóż myślę, że powinni panowie już iść, nie zobaczycie X-5 452, a matkę wydalimy z bazy jak tylko się obudzi.
-Masz rację, chodźmy, Sandy- powiedział major.

*****

Lydecker wolnym krokiem ruszył do drzwi. Szedł korytarzami jednego z budynków Manticore i myślał, o tym, że to najlepsza rzecz, jaka go spotkała od dłuższego czasu. Gdyby nie przyszedł Sandoval do jego biura wszystko potoczyłoby się zapewne inaczej, może już by nie żył, nie miał pracy, tylko siedział gdzieś w barze i upijał się do nieprzytomności po śmierci żony? Gdyby nie Sandoval nigdy nie miałby szans na to by zostać ojcem. Dzięki niemu jest teraz majorem, ma dobrze płatną pracę, wspaniały dom, z którego nie potrafi korzystać, przed chwilą urodziła mu się córka, Sandoval dał mu szansę na nową rodzinę, ale oprócz tego, co dobre ma też okrutne wspomnienia. Tak, Sandy dużo dla niego zrobił, zaufał mu, powierzył prowadzenie projektu. Teraz on musi coś zrobić dla niego, dla Manticore, dla swojej zmarłej żony, dla swej małej córeczki, a przede wszystkim dla siebie. Musi przestać pić. Musi, ponieważ chce, aby jego córka była z niego dumna, nawet, jeśli nigdy nie dowie się prawdy i będzie go uważała za przełożonego, ona zawsze pozostanie jego córką, a on jej ojcem. Jutro pójdzie ją odwiedzić, a później poszuka informacji w Internecie o „AA”, zapisze się, będzie chodził na spotkania, wyleczy się z nałogu. Kate gdzieś tam w niebie będzie z niego dumna i ona i jego córka będą mu pomagać.
Nagle uświadomił sobie, że jego córeczka nie ma imienia, tylko jakiś dwunastocyfrowy kod na karku. Jutro pójdzie, do Sandovala i poprosi go o pozwolenie w nazwaniu X-5-tek.

*****

04:12 ten sam dzień
Gillette, Wyoming, Stan Waszyngton, U.S.A.
Dom majora Lydeckera

Podszedł do stołu, na którym położył zimne piwo, otworzył je a zawartość wylał do zlewu, to samo spotkało wszystkie butelki z alkoholem w domu. Był z siebie dumny. Miał nadzieję, że Kate i jego córka też są. Wiedział, że już nie zaśnie. Wygodnie usadowił się w fotelu i zaczął zastanawiać się nad argumentami, dzięki którym mógłby nazwać X-5.

„Jutro pójdę do niej, będę ją nosił, karmił, opowiadał bajki…”-rozmarzył się. Był bardzo szczęśliwy. Jej imię powinno wyrażać to, co on do niej czuje, ale tak, aby imię tego nie zdradzało. Kochał ją, cieszył się, że ją ma. Powinna być najlepsza z wszystkich, najwięcej z siebie dawać, wykorzystywać swoje możliwości maksymalnie. Tak, będzie miała na imię Max.
Podszedł do okna, uniósł szklankę z wodą, którą przed chwilą sobie nalał i powiedział:
-Zdrowie naszej córki Kate, zdrowie Max.

*****

07:22 ten sam dzień
Gillette, Wyoming, Stan Waszyngton, U.S.A.
Dom majora Lydeckera

Nie spał całą noc, ale nie był zmęczony, raczej podekscytowany tym, że zobaczy swoją córkę. Przez kilka godzin zdążył wymyślić imiona dla wszystkich dzieciaków i żelazne argumenty. Obmyślił nawet lekcje i treningi… Chciał jak najszybciej wstawić się w pracy, ale nie mógł, bo zaczynał od ósmej. Kilka minut do w pół do już nie wytrzymał, wsiadł do swojego samochodu i ruszył.
Ten sam dzień
Sala noworodków w Manticore

-Mogę ją zobaczyć?- Spytał major.
-Przykro mi, ale nie.- Odpowiedział lekarz.
No tak nie mówił, że na pewno jutro ją zobaczy, w ogóle nic nie mówił. Ruszył do biura kapitana myśląc, że coś to zmieni, może da mu pozwolenie?

8:00 ten sam dzień
Biuro kapitana Sandovala

-Witaj Deck, jak leci?- Przywitał go Sandy.
-Hej, bywało lepiej.- Odpowiedział.
-Co się stało, jeśli można wiedzieć?
-Nie chcą mnie wpuścić do 452.
-To się da załatwić.
-Dzięki. Słuchaj, projekt X-5 jest stworzony do wykonywania tajnych misji tak?
-Przecież wiesz, że tak.
-A nie sądzisz, że ich numery są za długie, aby się ze sobą porozumiewać?
-„Czterysta pięćdziesiąt dwa”- powiedział Sandy- tak masz rację, ale znając cię już trochę, wiem, że coś na to poradzisz- odparł.
-Myślałem, że mógłbym je nazwać krótkimi jedno, dwu sylabowymi imionami, co ty na to?- Spytał.
-Ty to masz łeb nie od parady, stary! Jak już coś wymyślić to nie sposób się nie zgodzić- powiedział Sandy.- Zaraz napiszę ci pozwolenie na widzenie się z córką.

Ten sam dzień
Sala noworodków w Manticore

Podał zaskoczonemu lekarzowi pozwolenie od kapitana i wszedł na salę X-5. W pomieszczeniu były tylko łóżeczka dla dzieci i stoliki obok nich. Wyjął długopis z kieszeni i zaczął pisać koło oznaczeń imiona. Koło X-5 452 napisał Maxi, po czym zmazał „i”. Zaczynała się pora karmienia i powoli przychodziły pielęgniarki. Jedna z nich Hannah wzięła 452 na ręce i włożyła butelkę do jej ust. Lydecker poprosił ją, aby mu podała Max i pokazała jak ją karmić. Hannah bardzo chętnie się zgodziła i zaczęła o niej opowiadać. Donalda napełniała duma, gdy słyszał, że to najgrzeczniejsze dziecko na sali.

*****

Od tamtego dnia przychodził codziennie do swojej córeczki i rozmawiał z Hannah. Czasami siedział tam kilka godzin zaniedbując swoje obowiązki, ale wiedział, że tylko teraz może z nią rozmawiać, bo potem będzie dla niej wrogiem, któremu się nie sprzeciwia i wykonuje każdy rozkaz.

*****

13:52 19 luty 2002
Gillette, Wyoming, Stan Waszyngton, U.S.A.
Gabinet kapitana Sandovala

-Czemu mnie wezwałeś?- Spytał zaciekawiony major.
-Według naszych lekarzy X-5-tki mogą zapamiętać wszystko, co usłyszą do końca życia, dlatego pilnuj się i nie rób problemów.- Odpowiedział kapitan.
Nie robić problemów to nie mówić, że jest się ojcem X-5 452, kontrolować się emocjonalnie, aby pamiętali go jako majora nie jako człowieka i co najgorsze nic nie opowiadać.
-Zrozumiałem sir.- Odpowiedział Lydecker.

*****

14:15 ten sam dzień

Nie mówić Max o mamie, nie opowiadać bajek, czego jeszcze go pozbawią?- Zastanawiał się Donald.- Nie chcą, aby projekt się nie powiódł. Trudno, ważne, że będę mógł ją odwiedzać. Muszę zacząć pisać projekty treningów i wykładów. Ten koszmar, który mi się śni, mógłbym go wykorzystać…

**Epilog**

17:14 23 luty 2002
Gillette, Wyoming, Stan Waszyngton, U.S.A.
Anonimowi alkoholicy

-Pewnego dnia po pracy wróciłem do domu. Moja żona nie wyszła mi naprzeciw, więc zacząłem jej szukać. Znalazłem ją w sypialni z przestrzeloną głową. Zadzwoniłem po policję, między czasie wyciągnąłem z barku Chateou de la rouge 1878. Dobry rocznik. Zacząłem pić i wspominać jak się spotkaliśmy, braliśmy ślub… Przez kilka dni nie byłem sobą, nagadałem szefowi w komisariacie poszedłem do baru upijać się, aby zapomnieć o cierpieniu, przeszłości, uciec od tego wszystkiego. Moja żona była w trzecim tygodniu ciąży, a jakiś sk…
-Bez przekleństw- powiedział głos.
-… zabił mi moją jedyną rodzinę. Później przeprowadziłem się tutaj. Po siedmiu latach starań mogłem mieć córkę, ale on mi je zabił. Poznałem człowieka, który jakimś sposobem oddał mi moje dziecko, jak nic, małego klona Kate. To dla niej chcę przestać pić, aby była ze mnie dumna, żeby nie musiała się mnie wstydzić. Dla niej, dla mojej zmarłej żony, moich przyjaciół, ale przede wszystkim dla siebie. Gdy się urodziła obiecałem jej to, dlatego tu przyszedłem. Przyznaję się do tego otwarcie, że moja choroba to nałóg, który sam się nie wyleczy, któremu trzeba pomóc, zakończyć. I jak to się zawsze mówi: Nazywam się Donald Lydecker i jestem alkoholikiem, przyszedłem tu, bo chcę z tym skończyć.- Skończył swoją przemowę, usłyszał grom oklasków i gratulacji, oraz życzeń wytrwałości. Usiadł na swoje miejsce i poczuł, że jego córka, żona i on sam są z tej decyzji i odwagi bardzo dumni.






o c e ń     u t w ó r

Niestety, tylko zalogowani użytkownicy mogą oceniać utwory.

s t a t y s t y k a

śr. ocen : 0.00
il. ocen : 0
il. odsłon : 3250
il. komentarzy : 0
linii : 169
słów : 2497
znaków : 13722
data dodania : 2005-10-06

k o m e n t a r z e

Brak komentarzy.

d o d a j    k o m e n t a r z

Niestety, tylko zalogowani użytkownicy mogą dodawać komentarze.



p o l e c a m y

o    s e r w i s i e