FanFiction.pl wiersze poezja serwis poetycko - literacki

u t w ó r


kategoria : Proza / Fikcja / Romantyczna



Morze

a u t o r :    Triss


Morze, wieczna tęsknoto. Ile bogowie musieli wylać łez, żebyś stało się tak słone? Wody twe są niezbadane. Kryjesz w swych głębinach tajemnice, których nikt jeszcze nie poznał i jeszcze długo je będziesz skrywać, przed ludzkim chciwym okiem. Bywasz okrutne, niszcząc wszystko co po twoich wodach pływa. Lecz teraz jesteś spokojne, niczym tafla jeziora. To nad twoim brzegiem, po raz pierwszy ją spotkałem. Wynurzyła się z toni twoich fal niczym Wenus z obrazu Botticellego.
Nad brzegiem morza, zapatrzony w horyzont stał wysoki mężczyzna, o krótkich włosach czarnych jak noc. Jego rozpięta koszula powiewała na wietrze. Plaża była pusta. Sezon letni dawno już minął. Nie było tu gwaru rozmów, ciał opalających się w promieniach słońca. Tylko cisza, wypełniona szumem fal i krzykami mew latających wysoko w górze. Lecz przede wszystkim nie było jej. Tej, którą morze wyrzuciło na swój brzeg.



Wiosna. Najpiękniejsza pora roku. Jak wszystko budzi się do życia. Kwiaty kwitną, ptaki zakładają gniazda, a słońce coraz śmielej zaczyna przygrzewać. Lecz to nie był piękny poranek. Niebo, było zachmurzone, już od rana i zapowiadało deszcz. Na początku kwietnia, często zdarzały się takie dni. Wracając z pracy do domy, wybrał drogę przez plaże. O tej porze roku morze, zawsze go przyciągało. Spojrzał na ołowiane niebo. Przyspieszył kroku obawiając się, że nie zdąży przed deszczem. W pewnym momencie do jego uszu dobiegł śmiech. Nie zwrócił na to uwagi. Myślał, żem u się zdaje. Ale usłyszał go ponownie. Odwrócił się. Ujrzał kobietę. Miał wrażenie, że wyszła z morza. Mógłby przysiądź, że jeszcze przed chwilą tam jej nie było. Jej długie, lekko kręcone włosy o kolorze świeżego kasztana rozwiewał wiatr, tak jak jej sukienkę w kwiaty. Otuliła się szczelniej blado niebieskim sweter. I podbiegła do niego.
- przepraszam, nie wiesz może czy gdzieś jest tu w pobliżu jakaś restauracja lub bar w której można by przeczekać ten deszcz? – spytała odgarniając kosmyk włosów z twarzy. W tedy po raz pierwszy spojrzał w jej niebieskie oczy, które w tej chwili wyglądały jak morze za jej plecami. I to był ten moment, gdy w nich utonął. Zatracił się w nich, przepadł na zawsze. Uśmiechnęła się do niego łagodnie, czekając na odpowiedź.
- 10 minut drogi z stąd jest karczma Rzym. Idę tam właśnie – skłamał rozmyślnie – możemy pójść tam razem.
W odpowiedzi skinęła głową i uśmiechnęła się. Szli przez chwile w milczeniu.
- Jestem Wiktor. Nie jesteś z stąd?
- Sabrina. Przyjechałam tu do ciotki w odwiedziny.
Pierwsze krople deszczu zaczęły spadać na ziemie. Przyspieszyli kroku i po chwili już byli w środku karczmy. Było jeszcze wcześnie, więc w środku jeszcze nikogo nie było. Usiedli w kącie przy stoliku, trochę na uboczu. Gdzie nie mógł nikt słyszeć.
- Kawy? – zapytał Wiktor
- Herbatę
Po chwili w swych dłoniach trzymała, gorący kubek, którym ogrzewała dłonie.
- mieszkasz tu?
- Tak. Niedaleko z stąd. O tej porze roku jest tu jeszcze spokojnie. Mało turystów. Cisza przed burzą.
W miarę upływu czasu, coraz bardziej miedzy nimi topniały lody. Nie mówili o niczym ważnym. Ani o tym kim są, co tu robią. Czasami takie rozmowy nie mają sensu, bo przecież mogą wszystko popsuć. A może chcieli, żeby między nimi była jakaś tajemnica, którą kiedyś wspólnie odkryją. A może dlatego nie mówili o tym kim są, bo wiedzieli, że już nigdy się nie spotkają. Siedzieli tak razem już parę godzin. Na dworze już dawno deszcze przestał padać. Nie zwrócili nawet uwagi na to, że już się ściemniło. Kelner cicho podszedł do ich stolik i zapalił świeczkę. Nie zauważyli go. On tylko zwrócił uwagę na to, że w jej oczach pojawił się ciepły płomień.
- przepraszam państwa. Czy podać coś jeszcze? – w ich świat wdarł się obcy głos. Sabrina ocknęła się i spojrzała na kelnera.
- Polecam zupę rybną – powiedział niczym niewzruszony kelner
- Możemy coś zjeść, jeśli masz ochotę – Wiktor wziął do ręki menu. Sabrina spojrzała na zegarek.
- Już jest po 21. Przesiedziałam tu z tobą 4 godziny.
- W miłym towarzystwie czas szybko leci. – chciał jeszcze coś dodać, ale nie dała mu skończyć
- Musze lecieć. Dziękuje na za wszystko. – Złapała za sweter i pobiegła w kierunku drzwi
- Spotkamy się jeszcze? – zdążył jeszcze za nią zawołać. Lecz było już za późno, bo ona znikneła już za drzwiami.

Nad brzegiem morza stał mężczyzna. Wzrok miał utkwiony w dali. Rozmyślał o tych wszystkich słowach wypowiedzianych i tych przemilczanych. Nie żałował ich. To był niezwykły czas. Świat wyglądał inaczej. Nawet słońce tak jakby świeciło inaczej. A morze było ciche i spokojne. Rozlewało się u ich stóp, dając ochłodę w ciepłe dni.

Nie widział jej ponad dwa miesiące. Już myślał, że to zdarzenie nie miało miejsca, że to wszystko mu się zdawało. I gdy już myślał, że zapomniał o niej zupełnie. Zobaczył ją znowu.
Było gorąco. Dzień już miał się ku końcowi, ale mimo to w powietrze było duszne. Zapowiadała się kolejna burzowa noc. W czuć już było nadchodzące lato, które miało być upalne. Wszedł do karczmy Rzym. Podszedł do baru zamówić piwo. Czekając na nie rozejrzał się po wnętrzu. Większość gości stanowili turyści, których z każdym dniem przybywało coraz więcej. I w tedy dojrzał ją. Siedziała przy stoliku. Tym samym, co oni kiedyś. Naprzeciwko niej siedział jakieś mężczyzna. Zobaczył, że trzyma ją za rękę i szybko do niej przemawia. Ona kręciła głową w geście niezgody. Wiktor wziął swój kufel i zmienił miejsce, by być bliżej nich i uslyszeć o czym rozmawiają.
- musisz to zrobić. Od ciebie wszystko zależy – mówił mężczyzna
- prędzej zginę.
- Sabrina musisz.
- Nic nie musze – wyrwała mu rękę z uścisku – To koniec Marku.
- Końcem będzie śmierć. – powiedział cierpko. Dziewczyna pobladła. Wstała i szybko wyszła. Mężczyzna zaklął pod nosem. Zawołał kelnera i zamówił wódkę.
Wiktor wstał od baru. Wyszedł na zewnątrz szukając jej wzrokiem. Nigdzie jej nie widział. Ale przeczucie mu podpowiedziało, by się kierował w stronę plaży. Znalazł ją idącą brzegiem morza. Podszedł do niej.
- Dobry wieczór. Dziwisz się, że mnie tu widzisz?
- Trochę. Nie myślałam, że cię jeszcze kiedyś spotkam. Wiktor prawda? – uśmiechnęła się nieśmiało.
- Tak. A ty Sabrina. Zobaczyłem cię w karczmie – na jej twarzy pojawił się cień smutku
- Coś się stało? Tak szybko wyszłaś?
- Nie. Zrobiło mi się duszno. To wszystko.
Szli tak obok siebie w milczeniu, w świetle zachodzącego słońca. Widział, że coś ją nurtuje, martwi. Chciał jej jakoś pomóc, ale nie widział co mógłby zrobić. Tym bardziej, że ona nie chciała nic mówić. W końcu przerwała milczenie.
- Jak długo tu mieszkasz?
- Całe życie. Tu się urodziłem.
- Więc dobrze znasz morze. – bardziej stwierdziła niż zapytała
- Moje życie jest związane z morzem. Znam jego humory. Wiem kiedy sztorm się zbliża. W których miejscach są najlepsze ryby...
- Chciałabym tu zamieszkać na zawsze. Wieczorami, oglądać zachody słońca. I chodzić na niekończące się spacery, szukając końca plaży. Lecz to tylko marzenie, które nigdy się nie spełni.
- Podobno jeśli się mocno wierzy w marzenia, to one się spełniają.
- Nie moje – spuściła wzrok
- Nie chciałaś nigdy iść za swoimi marzeniami. Porzucić swoje dotychczasowe życie i zacząć tu wszystko od nowa.
- To by było piękne. Ale niektóre marzenia muszą pozostać marzeniami, by mogły dodawać nam siły i nadziei, że jest coś dla czego warto żyć. Wiesz, przyjeżdżam tu co rok. Czasami na kilka dni, czasami na tygodnie. Staje się tu całkiem innym człowiekiem. Gdybyś mnie zobaczył w moim świecie, nigdy byś mnie nie poznał. Nie zatrzymał się. To miejsce dodaje mi odwagi by walczyć.
- Sabrono – złapał ją za rękę zmuszając by się zatrzymała – Masz jakieś kłopoty? Może mogę ci pomóc?
- Dziękuje ci. Ale to jest moja walka. Albo ją zwyciężę albo zginę. Musze już iść.
- Spotkamy się jeszcze kiedyś?
- Jeśli będzie nam to przeznaczone. – uśmiechnęła się do niego smutno. Wiktor niechętnie wypuścił jej drobną dłoń ze swojej. Stał patrząc jak oddala się od niego. Aż w końcu znikneła. Gdzieś w głębi serca czuł, że to było ich ostatnie spotkanie.

Mężczyzna odwrócił się. Przeszedł kilka kroków i usiadł na piasku. Zatopił się w swoich myślach. Przeczucie dobrze mu mówiło. To był ostatni raz kiedy ze sobą rozmawiali. Spotkał ją zaledwie dwa razy. A tak trwale zapadła w jego pamięci. Nigdy nie zapomni jej.

Obudziło go odgłos policyjnej syreny. Podszedł do okna. Zaczynał dopiero świtać, spojrzał na plaże. Pełno kręciło tam się policjantów. Naciągnął szybko spodnie i koszule, po czym kierowany ciekawością poszedł zobaczyć co się dzieje. Miał złe przeczucie. Powoli poszedł na brzeg morza. To co zobaczył przeraziło go. Na brzegu leżała ona, odwrócona twarzą do ziemi. Jej nogi były zanurzone w wodzie. Tak jakby chciała się w nim skryć przed czymś, ale nie zdążyła.
- proszę się odsunąć – powiedział do niego jeden z policjantów. Lecz ona nadal stał tam, nie mogąc zrobić ani kroku.
- Proszę z stąd odejść – odezwał się znowu policjant. Podszedł do nich inspektor.
- Pan ją znał? – zapytał Wiktora
- Tak, a raczej nie. Widzieliśmy się zaledwie dwa razy.
- Proszę za mną. Jestem porucznik Parker – odeszli kawałek – kim ona była?
- Wiem tylko, że miała na imię Sabrina. Przyjechała tu do ciotki. To wszystko.
- Hmm – porucznik zanotował coś w notesie – Nie wie pan jak maiła na nazwisko
- Nie – odpowiedział głucho.
- A kiedy pan ją widział ostatnio?
- Jakieś dwa tygodnie temu w karczmie Rzym. Rozmawiała z jakimś mężczyzną.
- Cóż, dziękuje panu. Może tam, będą wiedzieli kim ona jest. – odszedł zostawiając go samego. Stał tam i patrzył jak zabierają jej ciało. Gdzieś w głębi serca czuł, że stracił coś. Marzenie, które już nigdy nie będzie zrealizowane. Miłość, która nigdy nie ujrzy blasku światła dziennego, bo nie dane jej było rozkwitnąć.









o c e ń     u t w ó r

Niestety, tylko zalogowani użytkownicy mogą oceniać utwory.

s t a t y s t y k a

śr. ocen : 0.00
il. ocen : 0
il. odsłon : 2858
il. komentarzy : 0
linii : 75
słów : 1935
znaków : 9971
data dodania : 2007-01-08

k o m e n t a r z e

Brak komentarzy.

d o d a j    k o m e n t a r z

Niestety, tylko zalogowani użytkownicy mogą dodawać komentarze.



p o l e c a m y

o    s e r w i s i e