FanFiction.pl wiersze poezja serwis poetycko - literacki

u t w ó r


kategoria : / /



Władczyni burz cz.1

a u t o r :    Orchaid





Trunks zaśmiał się do przyjaciela i przyspieszył nieco. Na pewno nie miał zamiaru dać się wyprzedzić, a zwłaszcza przez młodszego od siebie Gotena. Zawsze pomijał fakt, że sam mając 19 lat jest tylko o rok straszy od niego, ale zawsze podkreślał sam fakt, że jest. Najmłodszemu z rodziny Son nie za bardzo to przeszkadzało, bo łączyła ich wspaniała przyjaźń, której na pewno ojciec Trunksa nie mógł zrozumieć. A najbardziej ze wszystkiego dwójka młodych wojowników uwielbiała ścigać się po lesie. Zazwyczaj w tych mini wyścigach wygrywał Truks, ale nic nie szkodziło Gonetowi próbować.
Nie dogonisz mnie!- Krzyknął zadowolony ze swojej przewagi liliowo włosy. Spojrzał za siebie, aby zobaczyć twarz Gotena. Zamiast jednak uśmiechu, na jego twarzy zobaczył zdziwienie.
Trunks uważaj!- Usłyszał jego krzyk. Nim zdążył zrozumieć, odwrócił się i zobaczył leżąca na ziemi dziewczynę. Odbił się od ziemi, aby nie zrobić jej krzywdy, ale zamiast tego sam przeturlał się po ściółce i uderzył w pień drzewa.
Nic ci nie jest?- Spytał przyjaciel podbiegając do niego.
Nie.- Mruknął pocierając skroń. Natychmiast jednak przypomniał sobie o nieznajomej i skoczyli do niej. Delikatnie odwrócił ją twarzą do siebie. Młoda, czarnowłosa dziewczyna miała poharatane i poranione ciało. Gdzieniegdzie na jej ubraniach widniały szkarłatne plamy po krwi. Nie mogła mieć więcej niż 16 lat.
Ciekawe kto ją tak urządził.- Zaciekawił się Goten.
Trzeba ją szybko stąd zabrać i jej pomóc. Chodź.- Wziął dziewczynę na ręce.- Mój dom jest bliżej.- Stwierdził i zanim Goten mógł mu odpowiedzieć, już był w drodze do Capsule corp.

Trunks.- Warknął z salonu Vegeta.- Tyle razy ci mówiłem, abyś nie wpadał tak do domu.
Patrzcie!- Wydyszał chłopak.- Znaleźliśmy ją w lesie. Jest nieprzytomna.- Vegeta i Goku momentalnie wstali z kanapy i podbiegli do niego. Książę dotknął delikatnie jej szyi.
Żyje, ale ledwo.
Ma złamany bark i ubyło jej krwi, ale powinna żyć.- Dodał Goku. Na jego słowa Vegeta jednym szybkim ruchem uderzył dziewczynę w brak. Usłyszeli dźwięk przestawianych kości i jednocześnie syczenie z bólu czarnowłosej nieznajomej.
To bark mamy z głowy.- Prychnął Vegeta.
Połóżmy ją na kanapie. Niech wypocznie, a my ją opatrzymy.- Zakomenderował Goku.

Czarnowłosa dziewczyna delikatnie otworzyła oczy. Spodziewała się zobaczyć drzewa albo trawę, ale nie sufit czyjegoś domu. Drugą rzeczą jaką zobaczyła, był czarnowłosy mężczyzna oparty o ścianę i wyraźnie zamyślonego. Miał zamknięte oczy i delikatnie opuszczoną głowę, jakby zmysł wzroku miał mu przeszkodzić w szukaniu jakiś odpowiedzi.
Vegeta.- Wyszeptała i poczuła drapanie w gardle. Mężczyzna natychmiast otworzył oczy i spojrzał na nią zdziwiony. Niemal pochłonęły go błękitne tęczówki i kocie źrenice nieznajomej.
Skąd mnie znasz?- Spytał w końcu, kiedy zdołał się otrząsnąć. Nie uzyskał jednak odpowiedzi. Goku kucnął przed kanapą.
Dobrze się czujesz?
Lepiej.
Jak się nazywasz?
Jestem Ori.- Szepnęła i przymknęła oczy, bo poczuła, że znowu świat dookoła zaczyna wirować.

***

Mogła zaufać reszcie? Właściwie kim oni byli. Shenlong kazał jej odnaleźć Vegete, więc pewnie może ufać jego przyjaciołom. Po swoim opiekunie jednak nie umiała zaufać już komuś od tak. Miała jednak inny wybór?

Trunks wszedł na paluszkach do pokoju. Wiedział, że młoda nieznajoma o imieniu Ori potrzebuje odpoczynku, więc nie miał zamiaru jej budzić. Cichutko zamknął drzwi od tarasu i odwrócił się do niej. Dziewczyna otworzyła nagle oczy i próbowała wstać.
Spokojnie. Spokojnie! Nic ci nie zrobię.- Zapewnił widząc przerażenie w jej oczach. Ori spojrzała na przybysza. Na jego kamizelkę z jeansu i poharatanymi rękawami, na biały t-shirt i jego niebieskie oczy.- Jestem Trunks.- Uśmiechnął się.- Znalazłem cię w lesie.
Dzięki za pomoc.
Nie ma sprawy.- Żachnął się i posłał jej swój typowy uśmieszek, który powodował, że młoda nieznajoma musiała także się do niego uśmiechnąć.
Przemyciłem ci coś do jedzenia. Moja mama nie najlepiej gotuje.- Wzdrygnął się.- musze lecieć, bo mam trening z moim ojczulkiem.- Mrugnął do niej i wyszedł.

Młoda Ori patrzyła jak odchodzi i sama wstała z łóżka. Czuła się jeszcze osłabiona, ale nie zamierzała po prostu siedzieć w łóżku. Obiecała smokowi, że skontaktuje się z nim, jak tylko odnajdzie Vegete, więc pewnie teraz już się martwi, a trzy metrowy smok, szalejący ze zniecierpliwienia to nie najlepsza mieszanka. Dlatego tak szybko jak tylko zdołała wyszła na dwór, na wielki ogród przed capsul corp. Nie miała za dużo czasu, aby zachwycać się równo przyciętymi drzewami i zadbanymi kwiatami. Derot nie lubił, kiedy nie mówiła, gdzie jest i znikała na całe dnie. Natychmiast więc zaczęła przywoływanie.
Spojrzała na niebo. Niemal natychmiast jej oczy przekształciły się w znak jink-jank. Nie minęła nawet sekunda, kiedy z wiatrem uniósł się potężny ryk smoka i obok niej niczym błyskawica przeleciał potężny, czarny gad. Stanął nieruchomo w powietrzu zaledwie metr od dziewczyny. Ta przyjrzała się jego krwiście czerwonym oczom i uśmiechnęła się.

***

Trudno powiedzieć co sobie myślał Trunks widząc przy swojej nowej podopiecznej wielkiego potwora o kłach i szponach mogących spokojnie pokroić słonia. Grunt że bez namysłu zmienił postać na SSJ i rzucił się dziewczynie na ratunek. Czarny smok, znany z tego że nie lubił ludzi, ryknął potężnie i machnął ogonem, chcąc ochronić dziewczynę i siebie od natręta. Trunks przeturlał się na ziemi, nie spodziewając się tak szybkich ruchów ze strony bestii.
Ori patrzyła na to zdziwiona. Zatrzymała smoka, chcącego dokończyć dzieła jednym, którym krzykiem. Na ten sygnał smok przestał kłapać paszczą i grozić białymi niczym śnieg kłami. Kiedy dziewczyna zamknęła oczy, smok momentalnie machnął skrzydłami i zniknął w chmurach. Dziewczyna lekko otworzyła oczy i zaczęła padać na ziemię. Trunks podbiegł chcąc ją złapać, ale tylko przewrócił się i pozwolił na siebie wpaść. Ori spojrzała przerażona na chłopca i poczuła jego oddech na swoich wargach.

- Co tu się dzieje?!- Usłyszeli warknięcie Vegety. Obok stał Goku, a na jego twarzy malował się niewyjaśnionych uśmiech.
- To nie jest tak jak myślicie.- Tłumaczył Trunks i pomógł wstać Ori z ziemi.
- Myślę, że Ori może Nam wyjaśnić wszystko.- Uśmiechnął się kakarotto.

Sajanie zebrali się w salonie, aby słuchać wyjaśnień uratowanej dziewczyny.
- mam dar. Mogę przywoływać wszystkie smoki i odesłać je z powrotem. Mogę się z nimi po prostu porozumiewać. Lubię mnie i traktują jak jedną ze swoich. Z resztą.- Wzruszyła ramionami.- nic dziwnego. Wśród nich się wychowałam. Smoki są z natury przyjazne dla innych smoków.
- Ale to nie wyjaśnia co ci się stało, że byłaś tak poturbowana.- Drążył temat Goten.
- West. Chce znaleźć dragon Ball.
- Ale co ty masz do tego?
- Umiem przywołać zarówno smoka od kul jak i zgromadzić wszystkie kule dookoła siebie.- Wyjaśniła to takim tonem jakby mówiła, że umie nadmuchać balony. Dla nich jednak była to nowina bardziej niezwykła.
- Zabijając ciebie, straciłby okazje.
- Wcale nie.- Ożywiła się.- Jeśli zginę, moja dusza wyjdzie z ciała, a kule je okrążą. Wtedy to osoba, która mnie zabiła będzie miała więcej niż jedno życzenie.
- Dobrze, ale to nie wyjaśnia skąd znałaś nasze imiona.
- Shen-long mi was polecił. Mówił, że mi pomożecie. Kiedy chciałam do was dotrzeć, znalazł mnie West i tu już wiecie lepiej ode mnie co się dalej stało.- Wzruszyła ramionami.
- Trzeba coś zrobić.- Jęknął Goten.- nie możemy jej przecież tak zostawić.
- Załatwione!- Krzyknął Goku i wstał tak gwałtownie, że dziewczyna się przestraszyła.- Będę ją trenował.
- Dobrze to ona na tym nie wyjdzie.- Wtrącił Vegeta ze swoim uśmieszkiem.
Po krótkich sporach doszli do wniosku, że Ori będzie „wspólną sprawę” i Goku oraz Vegeta będą mieli ją pod opieką. Łączyło się to też z nadzieją, że czarnowłosa nauczy się wielu sztuk walki.

Następnego dnia Bulma krzątała się po kuchni, szykując śniadanie. Nie miała nic przeciw nowemu gościu Vegety, o którym dowiedziała się poprzedniego wieczoru, ale nie zamierzała pytać o szczegóły. Miała już dosyć walk i słuchania o nowych wrogach. Zaczęło ją to poważnie męczyć więc postanowiła przez najbliższy czas nic o nich nie słuchać, w formie kuracji.
- trunks. Pamiętaj o zakupach.- Rzuciła podając jeszcze jedną porcję boczku.
- Dobrze…- Mruknął i znowu spojrzał na dziewczynę, która nie tknęła nic z talerza.
- A księżniczka czemu nie je?- Warknął Vegeta.- coś ci nie pasuje?
- Wszystko jest w porządku.
- Wyglądasz jak zaskoczona. Tak bardzo ci się nasze posiłki nie podobają?
- Tylko sposób w jaki jesz może wzbudzać dyskusje.- Prychnęła, co Vegete zdziwiło.
- Lepiej choć ze mną.- Poprzedził atak księcia Goku i zaprowadził Ori do pokoju grawitacyjnego.

- Groźna z ciebie dziewczynka.- Uśmiechnął się Goku. Ori właśnie zdała sobie sprawę, że pokłóciła się z mężczyzną, który ma ją chronić i zająknęła się nie chcąc myśleć o skutkach.- Spokojnie.- Objął ją.- Nie masz się czym martwić. Vegeta jest jaki jest.
- A niestety też ugodowa nie jestem.
- nie bój się. Ochronimy cię.- Zaśmiał się.- Widzisz te przyciski…- Kakarotto starał się jej wyjaśnić działanie tego pokoju grawitacyjnego, ale najłatwiejsze to nie było. Ori nie lubiła technologii. Zwłaszcza dlatego, że nie umiała się nią obsługiwać.

Jednak to było dla niej czymś wspaniałym. Nie dość że aż czuła, że ćwiczenia są bardziej owocne to jeszcze przynosiły większą frajdę.
Ledwo jednak zaczęła ćwiczyć, kiedy ktoś otworzył drzwi. Zobaczyła Vegetę, który trzymał swojego syna za kołnierz, po czym wrzucił go brutalnie do środka.
- Posiedź sobie tutaj dopóki ci się nie znudzi.- Warknął i zamknął za sobą drzwi. Trunks wściekły wstał i otrzepał się.
- Coś się stało?
- Ojciec się wściekł.
- A co zrobiłeś?
- powiedziałem „dobra jest”.- Spojrzał na nią niepewnie, a ona tylko zaczęła się śmiać.- Chyba czas wziąć się do roboty.
- Tak. Najwyższy.

Ori poczuła jak mięśnie, których dawno nie trenowała w odpowiedni sposób zaczynają wracać do swojego rytmu. Do tej pory polowała ze smokami, ale nie potrzebowała używać za dużej energii, nie to co teraz. Nareszcie miała okazję wyżyć się fizycznie za te wszystkie lata.

Ori kucnęła i dyszała ciężko. Już czuła, że się lepiej czuje. Trunks stanął niedaleko niej i oparł się o kolana.
- Nawet nie jesteś zła.- pochwalił ją.- Nie widziałem jeszcze dokładnie, ale chyba wojowniczką najgorszą nie jesteś.
- Nie wiem. Do tej pory walczyłam tylko z Westem. Nie wiem na jakim poziomie jestem.
- Myślę, że powinnaś powalić go urokiem.- Stwierdził na co dziewczyna zdziwiona spojrzała na niego szybko. Przypatrywaliby się swoim oczom długo, gdyby nie ktoś z ciemności, który uderzył chłopaka w bark. Trunks padł na ziemię momentalnie, a z ukrycia wyszedł Vegeta.
- Nigdy nie pozwalaj zachodzić się do tyłu.- Warknął na syna.
- Vegeta!- Krzyknął Goku patrząc na niego wymownie. Vegeta tylko wzruszył ramionami. Ori przytargała chłopaka do ściany, aby się o nią oparł.
- Nic ci nie jest?- Miała wiele troski w oczach, jak na dziewczynę ze smoków. Coś w tych oczach było na pewno znajomego.- Możesz wszystkim ruszać?
- Nie. Nie mogę ruszać prawym barkiem. Chyba jest wybity.- Westchnął. Dziewczyna szybkim ruchem walnęła go w barka, po czym słychać było przestawianie kości. Trunks wydał się zdziwiony całym zdarzeniem. Wstał i ostrożnie zaczął ruszać ręką.
- Już nic mi nie jest. Dzięki.
- Nie ma za co.- Uśmiechnęła się.
- Dobra księżniczko. Idziesz ze mną.- Pośpieszył ją Vegeta i wyszedł.
- Muszę lecieć. Dzięki za towarzystwo.- Pożegnała chłopaka i wybiegła za księciem.

Vegeta założył ręce na piersiach i podniósł brew.
- Jak na ludzkie warunki trzeba cię wyćwiczyć. Abyś mogła się obronić.
- Ok.- Odrzekła rozglądając się po łące.
- Zaatakuj mnie, a ocenie twoje możliwości. Będę wiedział od czego mam tu zacząć.
- Dobrze.- wzruszyła ramionami. Natychmiast jednak jej oczy zaświeciły się błękitem i z niewiarygodną prędkością zaatakowała Vegete, który nie spodziewał się takiego ataku. W końcu złapał ją za przedramiona, aby ją zatrzymać.
- Ty kpisz?- Warknął trzymając twarz blisko jej.- Ćwiczono cię?!
- Tak. West mawiał, że mam walkę we krwi, a ja kocham walkę i ćwiczenia.- odrzekła spokojnie i opuściła ręce.
- No masz potencjał.- Przyznał.- Trzeba cię nauczyć latać.
- Nie trzeba.- Odrzekła z uśmiechem. Czarnowłosy sajanin nie mógł słowa przemówić, kiedy z pleców dziewczyny zaczęły wyrastać skrzydła, które zaczęły pokrywać się pierzem. W końcu młoda anielica zamachała dwu metrowymi, łabędzimi skrzydłami.
- nie jesteś człowiekiem, prawda?
- nie wiem. A ty tak nie umiesz?
- Ja też nie jestem człowiekiem.
- No tak. Shenlong coś wspominał. Sajanie. Jesteś nim razem z Goku. Według tego co mówi, ja ziemianką też nie jestem.
- nic nie pamiętasz?
- Pamiętam tylko ciemność i straszny ból.- Spojrzała na Vegete.- Dajmy temu spokój. Jestem tylko trochę inna. Nie warto się tym przejmować.

Przejmować? No o tym by Vegeta nie pomyślał. Chciał odkryć tajemnice przeszłości, pochodzenia i rodziców młodej dziewczyny, która była mu taka droga, ale teraz już wiedział z chwili na chwile to będzie trudniejsze. Biorąc zwłaszcza pod uwagę to, że coraz bardziej ją lubił przez uśmiech i jej radosne traktowanie życia i innych.

Postanowił jej już dłużej nie męczyć. Wiedział, jak należy ją trenować, ale widząc jaka jest, no cóż, silna, musiał przyznać, że nie powinien lekko traktować Westa.
Ledwo podlecieli pod Capsule Corp jak z niego wychodził Trunks. Nie miało zdziwił się widokiem skrzydeł Ori, następnie zaproponował jej zakupy, na co ona aż podskakiwała z zachwytu. Natychmiast zorientowała się na jaką dziwną wyszła i wyjaśniła.
- Nigdy nie byłam w mieście, nigdy go nawet nie widziałam.- Obruszyła się.
- Nie ma sprawy.- Zaśmiał się Trunks i wzlecieli.

Robienie zakupów na pewno było dla niej większą atrakcją niż dla niego. Sama jednak jej obecność powodowało, że wyjście do sklepu stawało się pozytywne.
Zostawił ją nawet na chwilę, aby wrócić z białą lilią, na co dziewczyna nie mało się zdziwiła.
- Dla mnie?- Sapnęła z zachwytu.- Naprawdę śliczna.
- Nie ma sprawy. Należy ci się. Chodź, bo nie zostało nam dużo czasu.

Jednak nic nie mogło przewidzieć nagłego ataku w czasie lotu nad lasem. Sam Trunks był zbyt zajęty podziwianiem anioła, aby wyczuć zbliżającą się nagłą energie. Było już za późno, kiedy coś w nią uderzyło i młoda Ori zaczęła spadać na ziemię. Dziwny był jeszcze fakt, że złapał ją Vegeta.
- nic ci nie jest?
- Nie. Wszystko ok.- Zapewniła i wstała.- to jest West.- Vegeta spojrzał na zielonego, sporego mężczyznę. Bez żadnej oceny wzleciał do Trunksa, co jeszcze bardziej się nie podobało Ori. Ona jednak znowu nie miała co robić, poza dołączeniem do nich.
- czego chcesz?- Spytała wściekła.
- Oj kwiatuszku. Dobrze wiesz czego.
- Zdaje mi się, że koniec tych pościgów.- Wściekł się Vegeta i zamienił się w SSJ.
- Znalazłam sobie przyjaciół, którzy mi pomogą.
- Przyjaciół? Nawet nie wiedząc, kim jesteś. Przyjęli dziecko bez przeszłości?- Zaśmiał się. Dziewczynie ze wściekłości zapaliły się na niebiesko oczy i chciała wylecieć do niego, ale zatrzymał ją blondyn, który przed chwilą był Vegetą.
- Nie ruszaj się stąd.- Warknął. Ori próbowała przez chwile z nim walczyć, ale nic to nie dało. W końcu nieco uspokoiła się i dała chłopcom pogadać.
- Jak możecie pomagać dziewczynie, która sama nie wie kim jest i co potrafi?
- To też nie jest twoją sprawą.- Przypomniał mu Vegeta.- Wynoś się. Nie chcę cię widzieć.
- Słyszałem o tobie. Jesteś książę Vegeta.- Uśmiechnął się, ale przestało mu być wesoło, kiedy dostał parę ciosów w szczękę.
- Mówiłem. Wynoś się.
- Znalazłaś sobie obrońców, których trudno pokonać. Tak myślisz?- Uśmiechnął się.- Przekonamy się księżniczko.- Ukłonił się i zniknął, równie szybko jak się pojawił. Vegeta odwrócił się do niej i zmienił się z powrotem w bruneta.
- Myślę, że jeszcze wiele rzeczy trzeba sobie wyjaśnić.- Stwierdził oschle.- Natychmiast do domu. Oboje!

Ori miała nadzieje, że już nigdy nie będzie siedzieć na tej kanapie i wyjaśniać wszystkiego jak było.
- Skąd West w ogóle cię zna?
- Przez parę lat na ziemi się mną opiekował, a potem zniknął. Jako dziecko potrzebowałam opieki i zaczęłam się przyjaźnić ze smokami. Niedawno jednak okazało się, że zniknął, bo trenował, a wrócił, bo dowidział się o moich mocach w stosunku do Dragon Ball. Teraz chce je zdobyć.
- Myślę, że trzeba pogadać z tym Shenlogiem.- Zaproponował Goku i wyszli na dwór zostawiając tylko smutną Ori na kanapie. Vegeta z westchnieniem usiadł obok niej.
- To na pewno trudne, kiedy ktoś bliski odwraca się nagle przeciw tobie.
- Znałam Westa. Wiedziałam, że moc to dla niego wszystko, ale okłamywałam się, że dla mnie będzie inny.
- teraz już wszystko będzie dobrze.- Zapewnił i wstał.
- Jednego nie rozumiem. Dlaczego nazwał cię księciem?- Wstała.
- Byłem księciem. Vegeta-sej. Planety Sajan. Rodzinnej planety mojej i Kakarotto.
- To też na pewno przyjemne nie było.
- nade mną się nie rozczulaj.- Warknął i wyszedł za towarzyszami na dwór. Ori uśmiechnęła się lekko i poszła za nim.

Stanęła na rogu skały i skupiła się jak wiele razy poprzednio. Źrenice jej oczu znowu delikatnie przekształcały się z paska na znak Ink-jank. Ziemia dookoła niej zaczął się rozwiewać. Nagle wszyscy usłyszeli ryk smoka. Niebo pociemniało i chwile potem obok Ori w powietrzu stał wielki, zielony smok.
- Shenlong.- Powiedział na głos Goku. Dziewczyna pogłaskała go po wielkim pysku z uśmiechem.
- Witaj przyjacielu.
- Zaczynałem się o ciebie bać. Dlaczego się nie odzywałaś?
- Sprawy wyższe.- Odwróciła się do przyjaciół. Jej oczy nie zmieniły kształtu. Stała tak oświetlana blaskiem smoka. Miała wielkie białe skrzydła. Vegeta był pewien, że gdzieś ją już widział. Nie mógł sobie przypomnieć gdzie, ale wiedział, że ją widział.
- Chłopcy. Oto Shenlong. Smok Dragon Ball.
- Opowiedz nam coś o tym zielonym stworze.- Powiedział poważnie Goku.
- Nazywa się West. Jego marzeniem jest zgromadzenie wszystkim kul Dragon Ball. Z pochodzenia jest z innej planety. To znaczy z Kreton. Ma wielką moc. Jego mistrzem był niejaki Buluway. Przez cztery lata opiekował się Ori. Tylko tyle wiem.
- Dzięki, ale dużo to nam nie pomogło.-stwierdził z uśmiechem Goten.
- Wiem, ale więcej nie wiem.- Powiedział smok. Dziewczyna odwróciła się do niego.- Mam nadzieje, że nic ci się nie stanie, kiedy mnie nie będzie.
- Nie przegapiłbyś najlepszej zabawy.
- Niestety jestem, w tym mistrzem.- Westchnął. Ori uśmiechnęła się.
Niebo rozjaśniało się od razu, kiedy smok zniknął w chmurach.
- to teraz wiecie tyle, co ja.- Stwierdziła.- Mogę już iść?

- Idę jutro na miasto.- Rzekła wieczorem, kiedy jej przyjaciele urządzali sieste po ogromnym posiłku.
- Co?- Zdziwił się Goku.
- No co? Zawsze chciałam zobaczyć miasto, a teraz mam okazję. O co chodzi?
- Przestraszysz się cywilizacji.- Prychnął Vegeta, który jako jedyny nie patrzył na nią.
- Nie polecisz tam sama.
- To znaczy?
- My polecimy.- Krzyknęli jednocześnie Goten i Trunks, na co Ori uśmiechnęła się. Nie rozumiała jednak tej opieki. Po prostu nie wiedziała, o co Goku chodzi. West był całkiem niezłym opiekunem. Dawał jej jeść i miejsce do spania, ale nie obchodziło go gdzie się podziewała całymi dniami. Teraz zamierzali ją chronić na sposób który ona nie znała.

Wielkie budynku nie robiły na Ori małego wrażenia. Z góry nie sprawiały takiego efektu jak stało się u jego stóp szklanych wieżowców i wielopiętrowych budynków.
- Uważaj malutka.- przyciągnął ją do siebie Goten, bo jak się okazało, mało nie wpadła na mężczyznę na chodniku.
- Wspaniałe miasto.
- Chodź. Była zrzutka na ciebie. Mama chciała, aby zrobić ci zakupy.- Trunks pociągnął ją za sobą do centrum handlowego.

Zmęczeni usiedli w kawiarni i żywo rozmawiając popijali kole. Funkcja tagarzy na pewno nie sprawiała satysfakcji chłopcom, ale nie mieli zamiaru się skarżyć. Na skargi i złość przyszło dopiero kiedy jeden brunet dosiadł się do nich.
- Co taka śliczna dziewczyna tutaj robi?
- Chciałbyś wiedzieć.- Uśmiechnęła się.
- Jasne. W końcu nie często widzi się zjawiska takie jak ty.
- dzięki.
- Może wyskoczymy gdzieś razem? Hmm?
- Koleś odwal się!- Wściekł się trunks wstając.
- Trunks!- Próbowała go uspokoić Ori.
- Kiedy zostawisz tych błaznów to zadzwoń do mnie.- Wsunął jej w rękę kartkę z numerem telefonu i poszedł uśmiechając się do niej tak słodko. Czarnowłosa spojrzała na kartkę.
- Co za koleś. Nienawidzę takich.- Powiedział Goten, który, w przeciwieństwie do Trunksa, spokojnie popijał kole.- Szpanują i podrywają.
- Nie wiem. Przynajmniej jest szczery, prawda?- Spytała zupełnie nie w temacie. Trunksa jednak nic nie przekonało, gdyż do końca wycieczki się nie odzywał.

Wrócili z zakupami do domu.
- Ślicznie wyglądasz w tych nowych ciuchach.- Pochwalił Goku.- A jak podobało ci się miasto?
- niesamowite!- Stwierdziła energicznie, kiedy wracały do niej wspomnienia.
- Dobrze, że ci się podoba. Co się stało z Trunksem?
- Nie wiem. Nie odzywa się od kiedy zaczepił nas jeden chłopak.
- Nas.- Zaśmiał się Goten.- Ciebie.
- Może i.- Wzruszyła ramionami i poszła szukać swojego liliowo włosego wybawiciela. Leżał na łóżku sam w swoim pokoju. Ori zapukała do niego.
- Mogę wejść?
- Jak chcesz.
- co się stało? Dlaczego jesteś na mnie zły?
- Zgadnij.- Prychnął. Ori wzdychając usiadł na łóżku, tuż obok niego. Patrzyła w podłogę nie wiedząc, co powiedzieć. Nigdy nie wiedziała jak ma rozmawiać, a już na pewno nie wiedziała jak ma pocieszać. Trunks przyglądał się jej. Z zaplecionego kucyka wypadły dwa kosmyki włosów i zwisały jej z prawej strony czoła.
- Jesteś zły, że się z nim umówiłam?
- Tak. To podrywacz.
- I co z tego? Przecież nie musze traktować go poważnie. On mnie nie kocha, a ja jego. Po porostu obojgu nam podoba się wygląd drugiego.- Odrzekła z doskonałym rozumowaniem, jak na osobę, która nie miała styczności z ludźmi. Trunks jednak nie odpowiadał.- Jesteś po prostu zazdrosny.
- Ja?
- tak ty.- Zapewniła. Trunks uśmiechnął się.
- Musiałabyś mnie zmusić.
- Głupi jesteś!- Krzyknęła uśmiechnięta i zaczęła rzucać w niego poduszkami. Śmiejąc się trochę się poszamotali, aż Trunks rzucił ją na łóżko. A Ori zaczęła wierzgać nogami i rękami, do momentu aż on chwycił ją za nadgarstki i przykuł do łóżka. Przez chwile się śmiali, a w końcu ich usta znalazły się bardzo blisko siebie. Zaczęli na siebie patrzeć i przybliżać się do siebie. W ostatniej chwili Ori wstała i wyszła z pokoju.

Około 11 Trunks zaczął budzić biedną Ori, która pół nocy spędziła na lataniu.
- Ori wstawaj. Ori.- Delikatnie ją szturchnął. Delikatnie otworzyła oczy.
- Czego chcesz?- wymruczała.
- Wstawaj. Jest już późno.
- I?
- wstawaj. Mam dla ciebie niespodziankę.
Ori wstała z łóżka, pewna że należy się przeprowadzić, jeśli on zamierza ją budzić. Zobaczyła jak Trunks stał przed nią trzymając deskę do jeżdżenia w ręce, co ją natychmiast otrzeźwiło.
- Chcesz mnie nauczyć NA TYM jeździć?- Zdziwiła się.
- Tak. Dlatego musisz wstać.
- Po co?- Prychnęła. Trunks westchnął. Podniósł dziewczynę za rękę i kiedy chciała upaść, złapał ją za talie.
- Wstawaj Ori.- Próbował dalej, co dało skutek. Po pół godziny była już bowiem gotowa i stała w wejściu ubrana. Trunks podał jej deskę.- Musisz stać na tyle mocno, aby się nie oderwać, ale deska musi swobodnie jechać.- Ori stanęła na desce.- teraz cię pchnę, a ty pojedziesz sama. Spokojnie.- Pchnął ją, a ona zaczęła jechać do przodu. W pewnym momencie zaczęła się wahać i o mało nie upadł. Trunks szybko skoczył i potrzymał z tyłu dziewczynę.- nic ci nie jest?
- Nie. To jest za trudne!!
- Zaraz ci pokaże.- Trunks rzucił na ziemię swoją deskę i zaczął na niej jechać po mistrzowsku.
- Trunks brawo. Naprawdę super.- Cieszyła się, choć miała wrażenie, że sama nie da sobie w życiu rady.
- Spróbuj.- Podjechał do niej i podał jej deskę.

Ori okazała się pełna zagadek, gdyż po godzinie ćwiczeń, kiedy pokazał jej schody z barierką Ori, nie czekając na instrukcje, rozpędziła się i zjechała po niej, jak nie jeden mistrz. Podjechała do swojego przyjaciela, który stał z otwartymi ustami. Uśmiechnęła się i delikatnie zamknęła mu usta.
- Czy ty nie jeździłaś wcześniej?
- Nie.
- To skąd…
- po prostu wiedziałam, co zrobić. Ogólnie szybko się uczę.- Wzruszyła roześmiana ramionami. Kiedy Trunks przyjął wszystkie informacje, oboje zaczęli jechać. Ścigali się przez pewien czas, śmiejąc się. Jednego był pewien. Kryła wiele przyjemnych tajemnic.

Do domu wrócili późno, około 17, ale zadowoleni i zmęczeni, po długim 6 godzinnym dniu.
- Trunks to było wspaniałe!- Ucieszyła się dziewczyna.
- Musimy tak więcej wypadać.
- Nie ma sprawy.- Zapewniła i w biegu podrzuciła deską, aby ją złapać w locie.- Muszę zadzwonić do tego kolesia.
- Naprawdę chcesz z nim gdzieś iść?
- Tak. Podobał mi się.
- Jak chcesz.- Stwierdził zimno Trunks i chciał wejść do domu, ale Ori zatrzymała go, łapią za rękę i całując go w policzek.
- Nie gniewaj się.- Poprosiła i weszła do środka, a Trunks stał zdziwiony tym pocałunkiem. Sam nie wiedząc czy ma się uśmiechać czy jąkać.
- Halo.- Odezwał się głos w słuchawce.
- Witaj skarbie. To ja. Dziewczyna, z którą chciałeś gdzieś wypaść.
- Wiem. Poznaję po głosie. To co koteczku…
- Mogę najpierw wiedzieć jak się nazywasz?
- Ramzes.
- A ja Ori.
- Chcesz się ze mną jutro spotkać w kinie?
- Z przyjemnością tygrysku.
- Mam nadzieje, że żaden z tych błaznów nie był twoim chłopakiem.
- Nie. To moi przyjaciele. I nie są błaznami!
- To co taki zazdrosny ten jeden?
- Może myślał, że jesteś dla mnie nieodpowiedni.
- Ja? Ja jestem idealny dla ciebie.
- Zobaczymy jutro.- pożegnała się zadowolona z decyzji spotkania.

Mimo wychowania Ori była typową dziewczyną, jeśli chodziło o randki. Przygotowanie do niej zajmowało jej nie mniej niż pół godziny. Trunks jednak cały czas miał wątpliwości.
- Na pewno chcesz tam iść?
- jakbym nie chciała, nie siedziałabym tutaj od 0,5 godziny.
- Ale nie wiem czy on jest dla ciebie dobry.
- nie przesadzaj. Jakby, co to go zostawię.
- boje się o ciebie.- Wyznał. Drzwi do łazienki się otworzyły i wyszła Ori ubrana w olśniewające ciuchy, które młodego pół sajanina mało nie powaliły.
- Wiem, że się o mnie boisz.- Powiedziała Ori dotykając jego policzka.- Ale ja dam sobie radę. Naprawdę. Sami uczyliście mnie jak się bić.- przypomniała i wyszła na dwór.

Szybko przyzwyczaiła się do tego życia, choć nie rozumiała jak. Po prostu. Raz, dwa, trzy i już jest przystosowana do tego środowiska. Po Westcie przyzwyczajenie do smoków też nie sprawiało jej trudności. Tak jakby była formą kameleona i choć wielu rzeczy nie pojmowała umiała się przystosować i chociaż sprawiać wrażenie takiej jak wszyscy inni.

Ramzes czekał na nią przed kinem. Kiedy ją zobaczył od razu wiedział, że startował do dobrej dziewczyny.
- Wyglądasz prześlicznie.
- Dzięki.
- W tej chwili mógłbym cię zjeść.
- Musisz poczekać, aż wyjdziemy z kina.
- Nie będę mógł skupić się na filmie.- Uśmiechnął się do niej. Ori sama nie wiedziała co robić, ale jakoś robiła to „coś” podświadomie. Sama nie wiedziała. Nie pamiętała co było przed Westem, ale pewnie ten ktoś kto się nią opiekował nauczył ją jak się zachowywać i co mówić. Ale czy ten ktoś na pewno był ziemianinem? Właściwie skąd ona pochodzi? Żaden człowiek nie miał jeszcze anielskich skrzydeł i takich oczu, więc może jest mutantem?

Ramzes jednak nie wydawał się przejęty jej oczami. Imponowała mu wyglądem i widocznie zainteresował się nią także w czasie rozmowy.
- To gdzie teraz idziemy?- Spytała po wyjściu z kina.
- A gdzie moje słońce chce iść?
- Może na spacer.- Zaproponowała.

Spacer po plaży okazał się świetnym pomysłem. Ori podeszła do wody i odetchnęła głęboko. Męczyły ją już trochę te stalowe bloki. Były niezwykle ciekawym zjawiskiem, ale jednak to nie to, co plaża, las.

Ramzes nie zamierzał stracić ani chwili. Podszedł do niej, na co ona odwróciła się i patrzyli na siebie zauroczeni. Nie minęła chwila, kiedy zaczęli się całować.
Ramzes odwiózł dziewczynę dopiero, kiedy było już ciemno. Stanęli przy drzwiach, gdzie grzecznie odprowadził ją chłopak. Bardzo uważnie obserwował ich Trunks, który już od godziny czekał na nich.
- Ten dzień był naprawdę świetny.
- Bo spędziliśmy go razem.- Skwitował Ramzes. Ori uśmiechnęła się i pozwoliła się pocałować.
- Nie bój się Trunks.- stwierdziła Bulma, która także stała w kuchni.- Oni nie będą długo razem.
- Ale ja się nie boje.
- Przecież dobrze widać, że podoba ci się ta dziewczyna.
- Dobrze widać?!
- Znaczy ja dobrze widzę, bo jestem twoją matką. W każdym razie to przelotny romans.- Zapewniła i wróciła do swoich spraw. Trunksa jednak zmysł matki nie pocieszył.

Zakochani przestali się całować, a Ori złapała za klamkę.
- Musze już iść. I tak będę miała piekiełko, że tak późno wróciłam.
- Szkoda. Spotykamy się jutro?
- O 16? Dobra.
- Przy wejściu do parku. Jest tam świetna atmosfera.- Pocałował ją delikatnie i pozwolił, aby Ori weszła do domu.
- Umawialiśmy się na godzinę!- Krzyknął Goku.
- godzina, pięć. Co to za różnica?!
- Jeśli nie widzisz to znaczy, że muszę zapisać cię na lekcje matematyki.
- Ale sprawy potoczyły się nie tak, jak myślałam.
- To znaczy?- Goku nagle pojawił się przed dziewczyną. Ori najpierw stała zdziwiona, a potem zła ominęła go.
- Nie powiem ci, bo to sprawa między mną i Ramzesem. Ja nie wtrącam się w to, co robisz w nocy z Chi Chi.
- Bo to jest sprawa dorosłych.
- A to jest sprawa młodzieży.- Rzuciła torbę na łóżko.
- Nie wiem czy to dobry związek.
- Gadałeś z Trunksem?
- Nie.
- Zostawcie mnie. Naprawdę sobie poradzę. On mi się podoba, a ja mu. Chyba to nie jest nic złego chodzić z kimś?
- Nie.
- Nie musimy brać… jak wy to nazywacie?
- Ślubu?- Goku uśmiechnął się.- Ale staraj się nie wracać za późno następnym razem.
- OK.- Ori uśmiechnęła się. Goku poszedł, a ona zaczynała zdejmować buty. W drzwiach pojawił się Trunks, ale Ori go nie zauważyła. Chłopak zaczął nachalnie patrzeć na nogi dziewczyny, w krótkich spodenkach.
- Ori.- Powiedział wreszcie.
- Tak?
- Za dwa dni jest dyskoteka. Może byś poszła ze mną?
- Jasne, że tak. A Goten też idzie?
- Chyba tak.
- To co? Jesteśmy umówieni.
- A jak minęła randka?
- Naprawdę super. On jest milszy niż ci się zdaje.
- Na pewno.
- Trunks. Nie znasz go, więc nie musisz nastawiać się negatywnie.- poprosiła, choć czuła, że to już jest bezcelowe.

Młoda czarnowłosa siedziała na trawie wpatrzona w gwiazdy. Życie ze smokami było o wiele łatwiejsze. A teraz się pogubiła. To wszystko było o wiele za bardzo pogmatwane i za bardzo skomplikowane na jedną nastolatkę, która w dodatku nie wiedziała kim jest.
- Nie jest ci zimno?- Spytał Vegeta i usiadł obok niej.
- Vegeta, mogę z tobą porozmawiać?
- Mów jak chcesz.
- Chodzi o to, że… czegoś nie rozumiem. Przyzwyczaiłam się do myśli, że nie pamiętam pierwszych pięciu lat mojego życia, ale to… nie rozumiem dlaczego tak łatwo przyzwyczaiłam się do waszego środowiska i do was wszystkich. Czuję jakbym znała was od urodzenia.- Spojrzała mu w oczy.- A zwłaszcza ciebie. Po prostu tego nie rozumiem.- Westchnęła.
- Sądzę, że nikt nie będzie ci potrafił pomóc.- Szepnął wciąż czując, że zna tę dziewczynę. Na pewno ją zna. Pamięta te oczy i tą piękną twarz.- Ważne, abyś mogła być sobą, bez względu na to, co pamiętasz, kim jesteś i co potrafisz.- narzucił jej bluzę na ramiona i wszedł z powrotem do domu.

Ori nie była ani z rodziny Goku ani z rodziny Vegety jednak opiekowano się nią jak wspólną córką, co może się wydawać słodkie, ale na pewno jest uciążliwe dla nastolatki umówionej na randkę.
- Niech Trunks odprowadzi cię.- Stwierdził bezkompromisowo Goku.
- Co?! Trunks ma mnie odprowadzać na randkę?! Czyście zwariowali?! Potrafię sama o siebie zadbać!!
- Na wszelki wypadek poleci z tobą.
- Na wszelki wypadek to ja lecę sama.
- Nie lubisz Trunksa?
- To mój kumpel, ale nie chce go zabierać na moje randki.
- Nie chcesz, ale musisz.- Odrzekł i pozwolił, aby dziewczyna prychnęła złością i wyszła.
- Tato o co ci chodzi?- Zdziwił się Goten.- jakoś mnie nie pilnowałeś tak i Gohana też nie.
- Ale ona jest w niebezpieczeństwie i…
- Jest dziewczyną.- Uśmiechnął się.- Zakochałeś się w niej, ale to twoja córka nie jest. Przypominam ci, że po wszystkim istnieje ryzyko, że ona zniknie.

Ori spakowała się szybko do plecaka na randkę i wyleciała ze swojego pokoju przez balkon na miejsce spotkanie z Ramzesem.
- Witaj kotku.- Pocałował ją na przywitanie jej Romeo.
- Cześć tygrysku.
- Pozwolili ci lecieć samej?
- Nie. Ale mam dość tej obstawy.- Nagle coś podniosło ją za fraki do góry przerywając ukochanym pocałunek. Był to nikt inny jak Vegeta. - Ale chyba obstawa nie ma dość mnie.- Westchnęła Ori.
- Zabrałaś mi cały wolny czas. Wszyscy cię szukają.
- Skoro już i tak przyleciałam sama, to możesz mnie tu zostawić.
- Skoro i tak tu przyleciałaś sama to wracasz w tej chwili do domu.
- Ale…
- Nie chce tego słuchać!!- Krzyknął Vegeta i wzleciał. Kiedy byli już na dużej wysokości Ori się wyraźnie wkurzyła. Rozprostowała skrzydła i wyrwała się Vegecie.
- Co jest?
- Zachowujecie się jak przewrażliwione niańki.
- Musimy. Przypominam ci, że goni cię opętany facet, chcący cię zabić.
- To nie znaczy, że wszędzie mam chodzić z tobą lub Trunksem.
- Tak. Nie jesteś na tyle silna, aby pozwolić ci samej podróżować. Może ci się coś stać. Trenujesz, ale nie jesteś jeszcze na tyle silna.
- Jestem mniej bezsilna niż ci się zdaje.
- Tak?
- Tak.
- To pokaż.- Założył ręce na piersi. Oczy dziewczyny zrobiły się całe niebieskie i świeciły się. Między rękami zrobiła wielką kule. Ręce razem z kulą podniosła za głowę i strzeliła w dół. Akurat było puste pole, więc wyryła wielką dziurę w ziemi. Vegeta stał niewzruszony. W ręce zrobił małą kulkę i rzucił ją. Zrobił dwa razy większą dziurę niż prekursorka zawodów. Widząc to dziewczyna prychnęła złością, nie umiejąc znaleźć linii obrony.
- Jesteś pod naszą opieką! Powinnaś się nas słuchać…
- Może i, ale nie zapominaj, że nie jesteście moimi ojcami i nigdy nie będziecie! Zachowujecie się, jakbyście byli moimi rodzicami, ale ich nawet nie zastąpicie! Ani ty ani Goku! Jestem sama! Nie rozumiecie tego?!- Krzyknęła, machnęła skrzydłami i poleciała do domu. Vegeta nie mógł otrząsnąć się ze słów młodej anielicy.

W domu ori musiała słuchać wrzasków Goku, jaka to jest nieodpowiedzialna.
- Coś ty sobie wyobrażała?! A gdyby cię ktoś zaatakował?!
- Przecież nic mi nie jest.
- teraz tak, ale innym razem może ci się coś stać!!
Pozwoliła na siebie krzyczeć, nie mówiąc jednak nic sama. Na koniec została wyproszona z pokoju.

Wpatrzyła się w gwiazdy, szukając jakieś odpowiedzi. Źle zrobiła. Nie powinna krzyczeć na veget, który chce dla niej jak najlepiej, ale nie umiała się powstrzymać. Nikt bowiem nie starał się jej wytłumaczyć. Pochodziła jednak od smoków i tego tak łatwo się nie zmieni.
Vegeta jednak wiedział, kiedy się pojawić. Usiadł obok niej cicho i odetchnął głęboko nocnym powietrzem.
- Jesteś zły.- Zauważyła.
- Tylko zdziwiony.
- Nie chciałam cię skrzywdzi, ale… nie rozumiem.
- Nie możemy cię chronić na odległość.
- Wiem, ale nie chodzi też o to. Zachowujecie się jak…
- Ojcowie.
- Właśnie.
- Bo cię kochamy Ori.- Stwierdził i spojrzał jej w oczy.- naprawdę nam na tobie zależy. Boimy się o ciebie.
- Ale nie jesteście moją rodziną. Jestem dla was obcą dziewczyną, którą uratowaliście. Jestem wam za to bardzo wdzięczna, ale ja mogę odejść. Nie muszę tu zostawać.- przypomniała mu smutną prawdę.- ja nie jestem jedną z was.
- Ale chcielibyśmy abyś była.- Westchnął głęboko.- ori. Niczego w przeszłości nie zmienisz, ale możesz zmienić przyszłość. Wielu rzeczy nie rozumiesz, ale będziemy się dogadywali lepiej jak pozwolisz się nauczyć. To twoje życie. Masz rację. Nie jesteśmy twoją rodziną, ale rodzina to zbiór osób, które się kochają i nic nie stoi na przeszkodzie, abyśmy byli. Dobrej nocy księżniczko.- Stwierdził i wszedł do domu.

Ori późnym wieczorem usłyszała pukanie do drzwi.
- To co?- Wszedł Trunks.- Wybierasz się z nami jutro na disko?
- Tak. O ile mi pozwolą.
- Pozwolą, bo polecisz z nami.
- No tak. Moi rycerze w lśniącej zbroi.- Westchnęła.- jasne, że idę z wami.
- i nie przejmuj się tak tym wszystkim kwiatuszku. Wszystko się ułoży.

W klubie podeszli do lady i zamówili coś do picia. Nie pozwolili kupić Ori alkoholu, co ją jeszcze bardziej rozzłościło.
- To nie fair. Goten też nie jest pełnoletni.
- ale brakuje mi paru miesięcy.
- Myślisz, że ja jestem taka mała?!
- Tak.- przytaknęli. Ori siedziała obrażona popijając kole, kiedy zaczęła lecieć wolna piosenka, ktoś podszedł.
- Zatańczysz ślicznotko?
- jasne.- Przytaknęła. Tańczyła z kolesiem całe dwa tańce, a chłopcy siedzieli przypatrując się im pilnie, sami nie zamierzając wstać z krzeseł. W końcu Ori stwierdziła, że jest zmęczona i musi się napić, więc wróciła do swoich przyjaciół.
- I jak było?
- Cudownie. Rick nawet dobrze tańczy.
- Rick? Już go zapoznałaś?
- Jasne. Gadaliśmy przez te dwa tańce.- Zdziwiła się ich zszokowaniem i zaśmiała się.
Przez następną godzinę Goten zdążył już przygruchać sobie panienkę, więc trunks i Ori zostali sami. W końcu Ori usłyszała jedną piosenkę i uśmiechnęła się.
- prześliczny utwór. Zatańczysz?
- Nie ma mowy. Nie umiem.
- Ale zatańcz ze mną. Na pewno umiesz.- Zaczęła ciągnąć go na środek. Ori ruszała się luźno, ale Trunks z początku nie umiał złapać rytmu. Zanim zdążył się rozluźnić włączono wolny taniec. Trunks i Ori stali nie wiedząc, co właściwie mają ze sobą zrobić.
- Zatańczysz?- Zapytał Trunks.
- Jasne.- uśmiechnęła się.

Patrzyli sobie w oczy.
Kiedy piosenka ucichła oni nie zamierzali się zatrzymać.
- Piosenka się skończyła.- Krzyknął Goten. Przyjaciele się uśmiechnęli i puścili siebie nawzajem z tanecznego uścisku.
- Dzięki.- powiedział Trunks, a Ori skierowała na niego twarz, którą wcześniej opuściła. Uśmiechnęła się do niego i patrzyli na siebie przez chwile.
- Wiecie co?- Zagadał Goten podchodząc do nich- Bylibyście świetną parą. Pasujecie do siebie.- Ori uśmiechając się spuściła wzrok, a Trunks także uśmiechnięty patrzył na nią.
- To może ja pójdę się napić.- Stwierdziła i odeszła do lady.

Późno w nocy, kiedy cała rodzina już spała, nasza trójka wróciła do domu.
- Było super.- Ziewnął Goten wchodząc do siebie i uśmiechając się do przyjaciół na pożegnanie.
- Dzięki za zaproszenie.- Ori podziękowała stojąc w drzwiach swojego pokoju naprzeciw Trunksa.
- To przyjemność zabierać cię na dyskoteki.- Odwdzięczył się dobrym słowem. Ori przybliżała się do Trunksa. Jego oddech stał się szybki. Ona jednak pocałowała go w policzek, jakby zabrakło jej odwagi.
- Było super.- Weszła do pokoju zamykając za sobą drzwi. Trunks uśmiechnął się do siebie i rozmarzony oparł się o ścianę.

Następnego ranka, kiedy wszyscy jedli śniadanie, Ori zeszła na dół i chwyciła tosta. Chciała wyjść, ale Goku ją zatrzymał.
- Gdzie idziesz?
- Obiecałam Derotowi, że odwiedzę jego i jego kolonie.
- Przecież to smok.
- I moja jedyna rodzina. Pa.- posłała mu całusa i wyszła. W godzinę była na miejscu. Legowisko Derota znajdowało się na wielkiej górze. Było tam, co pewien czas wystające wielkie głazy, gdzie były gniazda młodych. Dorosłe smoki miały legowisko w różnych podobnych miejscach i jaskiniach na tej górze. Zobaczyła jak Derot ogląda wszystko. Był on, razem ze swoim bratem, przywódcom stada. Jakiś średniej wielkości smok zaryczał i zaczął lecieć do Ori, mimo że dorośli go powstrzymywali.
- Witaj mały.- Przywitała go, kiedy smok zaczął się do niej tulić. Podleciał do niej Derot, który też psykiem otarł się o młodą córkę smoków.
- Witaj stary druhu.- Podlecieli bliżej jaskini. Tam Derot zaryczał potężnie, a w ślad za nim poszli inni członkowie stada. Było to typowe przywitanie smoków. Cały dzień spędziła przy smokach, co na pewno ją odprężyło. Mogła na chwile poczuć się jak należące gdzieś.
Kiedy była już ciemna, późna noc Ori zdecydowała, że opuści swoich przyjaciół. Derot odprowadził ją do domu.
- dzięki przyjacielu. Przylecę do was niedługo.- Derot otarł się pyskiem o dziewczynę, wzleciał, zaryczał potężnie i poleciał w swoją stronę. Ona stał i patrzyła na niego, jak odlatuje.
- A więc to jest niby twoja rodzina.- stwierdził Trunks, który stał za nią.
- Tak. To jest mój świat.
- Musisz się z niego wyrwać.
- Nie zawsze będę z wami. Kiedy pokonamy Westa to odlecę z powrotem do Derota.
- Nie sądzę.
- Jak to?- Odwróciła się do niego.
- Raczej Goku i Chi Chi cię przygarnął.
- Nie ma mowy. Oni nie zdołają mnie ujarzmić.
- A więc to takie trudne?
- Jasne.
- Zabili już tyle wrogów, że ciebie ujarzmią z łatwością.- Igrał się z nią.
- Myślisz? Jestem gorsza niż każdy wróg.
- Nie wierze.
- Powinieneś.- Ori uśmiechnęła się, po chwili jednak spojrzała smutna w przestrzeń.
- Co się stało?
- Chodzi o to, że nie wiem, co zrobić. U smoków było mi bardzo dobrze. 100 % wolności i przyjaciele. Ale nie wiem czy to jest to. Rozumiesz? Wydaje mi się, że nie jestem do tego stworzona, ale jednocześnie czuje, że to mój świat. Nie mam pojęcia, co robić, a to dlatego, że nie mam pojęcia kim jestem.- Trunks przytulił dziewczynę. Potem popatrzyli sobie w oczy i ich usta znalazł się bardzo blisko siebie. Delikatnie się pocałowali. Potem Ori stała z otwartymi ustami patrząc przestraszona w oczy Trunksa i uciekła do domu. Trunks patrzył na drzwi, za którymi zniknęła dziewczyna.
Co ona robi? Co ona robi? Przecież sama nie wie co czuję! Co to za dziwny świat! Nic nie rozumie! Co się z nią dzieje i co robi! Ale dlaczego…
Następnego dnia przy obiedzie panowała cisza. W końcu przerwała ją Bulma.
- Zaproszono nas na bal. Tylko spróbujcie zerwać się w tym czasie, a nie wpuszczę was do domu.- spojrzała wymownie na Trunksa i Vegete.- Zrozumiano?!
- Tak.- Mruknęli.
- Za dwa dni. Obowiązują stroje wieczorowe.
- O nie. Nie wepchniesz mnie w garnitur.- Krzyknął Vegeta, ale ucichł, gdy Bulma spojrzała na niego wściekle. Ori wstała i wyszła nie mając jakoś ochoty tego słuchać.
- Porozmawiam z nią.- Powiedział Trunks wybiegając za nią.
- Ori. Ori zaczekaj.- dobiegł do dziewczyny i zatrzymał ją łapiąc ją za ramię. Ta odwróciła się szybko.
- Co?
- O co chodzi? Czy chodzi o wczoraj?
- Tak. Ten pocałunek… on nie był prawdziwy.- Wypaliła.- Trunks… ja…
- Rozumiem. Po prostu nagły impuls. Nie ma się, czym przejmować. Zapomnijmy.- Uśmiechnął się do niej, a ona rzuciła mu się na szyje.
- Jesteś kochany.
- Wiem. Mam do ciebie prośbę.
- Tak?
- Pójdziesz ze mną na ten bal, jako partnerka?
- Jasne. Ale nie mam sukni.
- Coś się wymyśli.- Ori nagle zaczęła się śmiać.- Co?
- Wyobraziłam sobie ciebie w garniturze.
- Bardzo zabawne.- obruszył się i weszli razem do domu.

Dwa dni później wieczorem, kiedy wszyscy się szykowali, Ori przeszukiwała szafę w nadziei, że znajdzie coś, co mogłaby założyć.
- czego szukasz?- Zapytała Bulma.
- Nie mam, w co się ubrać. Podobno trzeba na galowo, ale ja nic takiego nie mam.
- Kupiłam ci coś.- Powiedziała i wyjęła pudełko z piękną czarną suknią.
- Piękna.
- Dla ciebie. Przebierz się, a ja pójdę na dół.- Uśmiechnęła się do niej i wyszła.

Pół godziny później Bulma poprawiała muszkę niezadowolonemu i wściekłemu Vegecie, kiedy po schodach zeszła Ori. Ubrała się w czarną suknie na ramiączka z wielkim wycięciem od uda. Miała piękne czarne sandały zawiązywane dwoma rzemykami aż do kolana. Trunks i Vegeta stali obok siebie i patrzyli z podziwem. Kiedy Ori stanęła na pół piętrze i zaczęła schodzić przodem do nich Vegecie coś się przypomniało.
- Mirande?- Powiedział głośno bardzo zdziwiony.
- Vegeta. Co powiedziałeś?- zapytał Goku.
- Kakarotto. To jest Mirande.
- Kto taki?- Zapytała dziewczyna.
- Mirande to dziewczyna ze zniszczonej przez mój naród planety. Mój ojciec ją przygarnął.
- To na pewno nie ona. Mirande była tylko o rok młodsza od ciebie.
- Ale…- Vegeta rozszerzył jeszcze bardziej oczy- Orchaid.
- Teraz to ja już nie wiem, o czym bredzi.- Powiedział Goku zamykając oczy i krzyżując ręce za głową.
- Orchaid. Córka Mirande. Wysłała je na inną planetę, kiedy zaczęły się problemy z moją.- Dziewczyna stała jak wryta.- Wyglądasz dokładnie jak ona.- Vegeta był bardzo przejęty, tak samo jak Ori. Rozwikłali część zagadki. Pozwolili Vegecie i Ori porozmawiać spokojnie sam na sam na balkonie.
- Jaka ona była? Moja matka?
- Nigdy nie uznałem, jej za siostrę. Nikt na naszej planecie nie uznawał ją za rodzinę króla. - Czy ty… czy wy się akceptowaliście?- Spytała. Vegeta westchnął.
- Musze powiedzieć ci coś bardzo ważnego. Ja… ja kochałem twoją matkę, a ona mnie…
- jestem twoją córką?!
- Nie.- Vegeta uśmiechnął się.- Oboje wiedzieliśmy, że nie możemy sobie pozwolić na aż takie okazanie uczucia. To było straszne. Ona musiała wyjść za kogoś innego. Oboje cierpieliśmy. Naprawdę się kochaliśmy i…- Ori wstała i oparła się o barierkę balkonu.
- A więc moja matka mnie nie chciała. Jestem… wolano, abym się nie urodziła…
- Ori to nie było tak.- Powiedział Vegeta podchodząc do niej- Twoja matka cię naprawdę kochała. Robiła wszystko, aby nic ci się nie stało. Dlatego jesteś tutaj.- Dziewczyna patrzyła na ziemię. Vegeta podniósł jej twarz za brodę- Dla mnie też zawsze byłaś ważna. To głupie, ale kiedy byłaś mała traktowałem cię trochę jak córkę.- Uśmiechnęli się do siebie. Potem Ori zaczęła patrzeć w przestrzeń.- Jesteś cała ona. Dokładna kopia mojej Mirande.
- Dlatego mnie z nią pomyliłeś?
- Tak. Mirande zmuszano do chodzenia w sukniach, dlatego z początku nie mogłem cię z nią skojarzyć.- Patrzył się chwile na nią, ona dalej w przestrzeń. Tak bardzo przypominała matkę.- Tak wyrosłaś i tak bardzo się zmieniłaś.- Szepnął, po czym odchrząknął.- Chyba musimy już iść.
- Poczekaj. Mam jeszcze jedno pytanie.- Zatrzymała go. Vegeta spojrzał na nią, jakby chciał powiedzieć „Mów szybko i nie przeciągajmy tego”.- Jaka była moja rasa? Znaczy jak się nazywała i czym się charakteryzowała?
- Mieszkańcy tej planety, nazwani Władcami burz, świetnie rozumieli się ze smokami. Niewiele o nich wiem, bo nie zbierałem informacji o planetach, których mój ojciec starł się zniszczyć. Ty jesteś córką księżniczki obu planet. Wasza rasa umiała przywoływać burze. Od małych niegroźnych do wielkich sztormów na morzach. Władcy burz lubili opuszczać swojej planety i robili to i wcale nie rzadko. Kochali zarówno podróże po kosmosie jak i siedzieć u siebie. Gwiazdy i przemierzanie galaktyk to było to, co większości władców burz było potrzebne do szczęścia. Wyciszenie, spokój i kosmos. Pewnie dlatego tak szybko się klimatyzujesz, bo oni potrzebowali tej umiejętności na innych planetach. Ich największą zaletą było szybkie uczenie się. Umieli najszybciej z całego kosmosu się uczyć.
- Dlatego tak szybko nauczyłam się jeździć na desce.
- Tak.- chwila milczenia
- Chce wiedzieć jeszcze tylko jedno. Jak moja matka dostała się na twoją planetę?
- Widzisz. Władcy burz w ¾ składali się z kobiet, a każda kobieta była piękna. To powinno ci powiedzieć, po co zaatakowaliśmy. Potrzebowaliśmy niewolnic do… sama wiesz czego. Twoja matka miała wtedy 14, a ja 17 lat. Była księżniczką, a jej matka nie chciała się poddać. Mój ojciec najechał na ich planetę. Zabił mężczyzn i zabrał tyle kobiet ile się dało. Królową zabito, a mój ojciec przygarnął księżniczkę. W planetę, na której pozostało cześć władców burz i smoków strzelono działem. Zniszczono jądro, które najpierw zaczęło podgrzewać planetę gotując wszystkich na żywca, a potem wygasło. Potem, po około 6 latach przybył Fraser i twoja matka odesłała cię na ziemię. Naszą planetę zniszczono.- Spojrzał na nią.- Masz naprawdę bardzo wiele z matki. Nie tylko z wyglądu. Wiesz co mi powiedziała, kiedy pierwszy raz się spotkaliśmy? Że mam się szykować na ciężką walkę z nią. Dużo problemów sprawiła mojemu ojcu. Jesteś do niej podobna. Też nie dajesz za wygraną. Nie chcesz się poddać.- Spojrzeli sobie w oczy. Nastąpiła chwila milczenia- Chodźmy, bo jesteśmy już porządnie spóźnieni. Im wcześniej pójdziemy, tym wcześniej wrócimy.- Prychnął.

Pojechali grzecznie na przyjęcie, mimo wyraźnym zażaleniom księcia Vegeta-sej. Ori z zafascynowaniem patrzyła na wspaniale ubrane pary.
- Nienawidzę tego garnituru.- Warknął po raz kolejny Vegeta, na co Ori jeszcze raz się uśmiechnęła.
- Nie marudź.- Odpowiedziała mu Bulma, grzecznie witając się z jedną kobietą. Ori pozwoliła się prowadzić partnerowi, sama pochłonięta nowymi wrażeniami i odczuciami.
- podoba ci się?- Spytał zadowolony z jej reakcji Trunks.
- Jest wspaniale.- Odwróciła się.- A ty wspaniale wyglądasz w garniturze.- pochwaliła go wesoło.
- Ciekawe gdzie jest Goten.- Szybko zmienił temat. Nie trzeba go było długo szukać, gdyż chwilę potem podszedł do nich ich przyjaciel z tacą pełną jedzenia.
- Już dopadłeś do stołówki?- Zdziwił się z szybkości Son Trunks. Ori uśmiechnęła się i poklepała go po przedramieniu.
- Idę się czegoś napić.- Stwierdziła i zostawiła chłopców.
- Więc?- Ponaglił go przyjaciel.- Zamierzasz ją dzisiaj poderwać?
- Co?!
- przecież widzę jak na nią patrzysz.
- jak na przyjaciółkę.
- Bracie, znam cię od lat. Nie patrzyłeś tak, na nikogo wcześniej, dlaczego się oszukujesz?
- Nie mam powodu, aby siebie oszukiwać.
- Ta jasne.- przytaknął kończąc rozmowę, kiedy Ori podeszła.
- Co „ta jasne”?- Spytała popijając sok.- Uwierzycie!? Znowu nie mogę się napić!
- masz 16 lat i wciąż nie masz dokumentów.- Przypomniał Trunks.
Bal nie różnił się od miliona poprzednich na świecie, ale dla młodej księżniczki, było to coś szczególnego. Nareszcie zaczęła się uczyć i oglądać to, o czym wcześniej nawet nie słyszała. A co jeśli jej zachowania nie akceptowali inni goście? Ważne, że akceptowali ją przyjaciele.

Ori znowu próbowała dostać alkohol, a potem obrażona założyła ręce na piersiach z ciężkim westchnieniem.
- Widzę, że nie wszystko jest brylantowe.- Zauważył Vegeta, popijając drinka.
- Nie mądrz się.- Prychnęła w odpowiedzi.- Lepiej byś ze mną zatańczył.- zaśmiała się i pociągnęła go na parkiet. Mężczyzna objął ją prychając jakieś przekleństwa, ale nie wydawał się aż taki zły, na jakiego się stroił.
- Wiesz. Nie jesteś taki, na jakiego się wydawałeś na początku.
- Błąd. Ja właśnie taki jestem.
- Nie. Jesteś troskliwy i pomocny. Mimo wszystko się mną zaopiekowałeś. Masz uczucia, tylko chyba boisz się ich konsekwencji.
- Ja się niczego nie boję!- Odwarknął jej oburzony książę. Ori uśmiechnęła się i przytuliła się do niego.
- kocham cię.- Szepnęła i pozwoliła się mocniej objąć do niego.

Nic jednak nie jest tak miłe. Coś uderzyło w budynek obsypując gości kurzem, tynkiem i kawałkami cegieł. Czarnowłosa poczuła jak Vegeta obejmuje ją i zasłania od betonowych pocisków.
- Co się stało?- Spytała zdziwiona poprzez krzyki i piski gości. Odwrócili się i zobaczyli nikogo innego jak Westa.
- Dlaczego to nikt mnie nie zaprosił?
- Bo nie potrafisz pukać.- Warknęła i rozprostowała skrzydła, co w efekcie rozdarło skrzydła ukazując dżinsowe spodenki i top, który miała pod spodem.- Bulma będzie wściekła za suknie.- Mruknęła do vegety.
- Może najpierw zajmij się nim?- Przywrócił ją „na ziemię” sajanin i wszyscy wybiegli na ledwo stojący taras.
- Masz szansę malutka. Możesz zrobić, o zechcesz, ale czy na pewno chcesz narażać przyjaciół? Ludzi, którzy zaakceptowali cię, nie wiedząc kim jesteś?- Spytał. Ori otworzyła lekko usta, ale nie wydała żadnego dźwięku. Obejrzała się zmieszana w uczuciach na vegete, który jednak wątpliwości nie miał.
- Nie czujemy się zagrożeni, zielony robalu.
- Podjeliście więc decyzje.- Mruknął i bez zastanowienia zaatakował. Okazało się, że nie miał nad czym myśleć. Szybko powalił młodzież, a nad dorosłymi nie zajęło mu dużo czasu. Ori spojrzała na swoich przyjaciół, którzy albo leżeli nieprzytomni na ziemi albo ranni zwlekali się z niej i poczuła coś, czego zdawała się nigdy nie czuć. Troskę jak i żal, współczucie, a co najważniejsze nieokiełznany gniew. Jej skrzydła zaczęły tracić pióra, a za to pojawiały się na nich łuski. Oczy przybrały jej czerwony kolor, a po chwili nie przypominała ani trochę człowieka. Była smokiem.
- O nie.- szepnął Vegeta.
- Co tu się dzieje?
- Wiesz, co się z nami działo jak mieliśmy ogony? Władcy burz w momentach wielkiej furii zmieniają się w smoka i proszę bardzo. Problem tkwi w tym, że nie odróżnia przyjaciół od wrogów i atakuje wszystkich.
- Trzeba ją powstrzymać, jak najszybciej.
- Może poczekamy, aż zabije Westa.- Stwierdził Goten, na co obaj spojrzeli na niego wymownie.- To była tylko taka propozycja.

Zza chmur wyjrzał księżyc. Smok podniósł w tamtą stronę ślepia i uśmiechnął się ukazując szereg ostrych zębów.
- Mamy jeszcze większy problem. Księżyc daje siłę Władcom Burz nie ważne, w jakim są stanie. Trzeba ją jak najszybciej powstrzymać.

Ori rozszalała się na dobre. Chcąc trafić ogonem Westa niszczyła po kolei budynki i drzewa. Zionąc ogniem, o mało nie przypalała swoich przyjaciół. West tak jak oni, nie miał pojęcia jak się bronić i jak ją powstrzymać.

- Vegeta! Zajmij się nim! My postaramy się złapać Westa.- Zakomenderował Goku i nie czekał na uznania ani protesty. Vegecie jednak za dobrze nie szło. Smok szybko uchylał się od promieni, a kiedy raz dostał natychmiast wzniósł się z tumanów kurzu i przyłożył wojownikowi ogonem. Kiedy jednak wstał, smok oferował znacznie więcej. Otworzył paszczę, w której buchał płomień i zionął na niego ogniem, od którego ledwo co uciekł.
- Hej!- Usłyszał krzyk Gotena.- Uważaj z tym smokiem!
- A dasz mi pomysł jak?!- Krzyknął. Smok jednak miał do zrobienia swoją robotę. Nie wiedział, że walczy z przyjaciółmi, za to doskonale wiedział, na kogo się tak zezłościł. W odpowiednim momencie wyminął vegete i złapał za gardło Westa. Zionął mu w twarz taką ilością ognia, że nie trzeba było sprawdzać czy żyje. Ze spaloną do kości twarzą, nie miało to sensu.
- Ciekawy obrót spraw.- Stwierdził Trunks. Smok odwrócił się do nich i zmarszczył krwiście czerwone oczy.
- Co mamy robić?
- Może ogłuszyć.
- Nie wiem czy to dobry pomył.
- A masz inny?
- A podejdziecie do niej?!- Spojrzeli na ogromnego czarne smoka machającego skrzydłami. Innymi słowy burza mózgów nic nie dała. Nie była też wcale potrzebna. Obok nich przeleciał inny smok, widocznie Derot, a z tyłu ujrzeli resztę jego stada.

Dwa smoki zaczęły ryczeć na siebie i raz wolniej raz szybciej machać skrzydłami. Wkrótce walka rozgorzała, która dla Derota nie zapowiadała nic przyjemnego. Oba gady jednak doznały poważnych urazów. Vegeta wychwycił odpowiedni moment i poleciał z odpowiedniego jaszczura.
- Final flash!- Krzyknął i strzelił w niego ogromną energią. Smok stanął jak wryty i nie minęła sekunda, kiedy zaczął zmieniać się w swój pierwowzór. Poraniona i zmęczona dziewczyna starała się trzymać oczy otwarte, ale na nic to nie dało. Chwile potem bowiem zemdlała. Vegeta szybko złapał ją i ułożył sobie w ramionach. Położył ją na tarasie i zaczął próbować ją docucić.
- Ori obudź się! Błagam obudź się!- Krzyczał bojąc się, co najgorszego może się stać. Próbował o tym nie myśleć. Znalazła go. Córka jego Mirande, ale nie pozwoli jej teraz odejść. W końcu otworzyła lekko oczy i natychmiast zaczęła kaszleć, plując krwią.
- Czuję jakbym połknęła żarzące się węgle.- przyznała chrypiąc.
- Zaraz ci przejdzie.- pocieszył Goku
- A co z Westem?
- Wolałabyś nie wiedzieć.- Doradził Goten. Vegeta pomógł jej wstać i oparł ją o siebie, ale nie umiał wymówić słowa, widząc, że jego mała Ori czuje się całkiem dobrze.
- Vegeta weźmiesz ją do domu, ja wszystko wyjaśnię Bulmie, zanim zacznie krzyczeć.- Zaśmiał się i zostawił przyjaciela. W ślad za nim poszli Trunks i Goten.
- A tobie nic nie jest?- Spytała, ale on wziął ją na ręce i poleciał do domu nie odpowiadając. W kapsule Corp położył ją na ławce na tarasie i chciał zostawić, ale ona mu nie pozwoliła. Wolnym chodem, rannej dziewczyny, poszła za nim i zatrzymała go.- Vegeta? Coś się stało?
- Ja… się o ciebie bałem.- Przyznał nie patrząc jej w oczy. Ori uśmiechnęła się i uściskała go.- Tak bardzo się o ciebie bałem.- Szepnął jej do ucha.- Nie chcę cię stracić.

Trunks stanął obok niej i przyjrzał się jej ranom, czy na pewno wszystkie dobrze opatrzył. Kazano im zostać na tarasie, bo światło księżyca mogło dodać jej siły w kuracji i się nie mylili.
- Dzięki za pomoc.- wyznała mu cicho, bojąc się spojrzeć mu w oczy.
- nie wytrzymam już dłużej.- Stwierdził, złapał ją władczo za twarz i pocałował gwałtownie.
Vegeta i Goku przypatrywali się rozwojowi sytuacji z niemałym zainteresowaniem.
- Będzie z nich świetna para.- Przyznał Goku.
- Tak.- Mruknął Vegeta.
- Co jest? Przecież są szczęśliwi.
- Wiesz co kakarotto? Bałem się, że Trunks skazany jest na taki sam los jak mój, ale teraz widzę, że jemu i Ori pisane jest lepsze Zycie niż mnie i Mirandzie.- Uśmiechnął się lekko.

Zakochani przestali się całować i popatrzyli sobie w oczach ze wzrokiem pełnych pytań i zniecierpliwienia.
- Chciałem to zrobić, od kiedy cię zobaczyłem.- Sapnął trunks, jakby się usprawiedliwiając.
- Więc czemu zwlekałeś?- Uśmiechnęła się w formie pocieszenia do niego.
- Bałem się, że mnie nie zechcesz. Bałem się, że znikniesz.
- Wiesz?- Ostatnio miotały mną uczucia, których jeszcze nie znałam. Ale teraz już wiele wiem. Wiem skąd pochodzę i kim jestem. Teraz nareszcie wiem, że jesteś najwspanialszym facetem, jakiego mogłabym sobie wymarzyć. Dlaczego miałabym cię nie kochasz?- Spytała szeptem. Trunks zaśmiał się, złapał dziewczynę w pół i podniósł do góry.

- Czas przebudzić młodzież.- Westchnął vegeta i wyszedł na taras.
- Dobra Trunks. Przeżyliście dziś bardzo dużo wrażeń. Idźcie spać.- Rozkazał, na co jego syn osunął dziewczynę na ziemię i poszedł za ojcem do środka. Goku z uśmiechem podszedł do młodej czarnowłosej romantyczki.
- Proszę, proszę. A więc ty i Trunks…- Cmoknął. Dziewczyna zaśmiała się zmieszana.- należy ci się.
- Dzięki. Wiesz… chcę ci podziękować za wszystko. Nie odrzuciliście mnie, choć to co mówiłam mogło wydawać się absurdalne. Dzięki. Uratowaliście mi życie.
- To nic takiego.- Zaśmiał się i założył ręce za głowę.- Dzięki tobie nie umarłem z nudów.- Opuścił ręce i spojrzał na Ori.- To ja powinienem ci podziękować.
- Mnie?
- Nigdy nie widziałem, aby Vegeta tak odżył. Dałaś mu nowy cel życiowy i sens tego życia. Uratowałaś go. On cię kocha od tylu lat, jak ciebie nie było, a teraz nareszcie może wyrazić swoją tęsknotę.
- Bardzo wiele przeżył.- Przytaknęła.- On potrzebuje mnie, tak samo jak ja potrzebuje jego.

Następnego dnia, rano dziewczyna odsypiała wczorajsze wrażenia. Trunks podszedł do niej i obudził ją pocałunkiem. Mruknęła z zadowolenia.
- I jak się spało?- Zapytał szeptem.
- Dobrze.- Otworzyła lekko oczy, ukazując źrenice cienkie jak u kota w słoneczny dzień.- Choć jestem trochę obolała.
- Będzie dobrze. Wszystko się skończyło.
- Jestem wolna.- Szepnęła rozumiejąc, że za tym idą konsekwencje.
- Nie musisz się tułać. Możesz zmienić wszystko na lepsze. Zostajesz?
- Mam udawać, że jestem jedną z was? Nie wiem czy będę się dobrze z tym czuła.
- Nie musisz udawać.- Stwierdził Goku wchodząc do pokoju.- Zaopiekujemy się tobą, a teraz zbieraj się, bo lecimy do domu. Chi chi wróciła.- Mrugnął do niej i wyszedł z pokoju. Ori uśmiechnęła się wiedząc, że nareszcie ma dom, do którego może wracać, gdzie się o nią martwią i opiekują jak nikt wcześniej tego nie robił.

Goku i Goten wyszli z domu z bagażami i nie mało się zdziwili, kiedy wylądował obok Derot.
- To chyba do ciebie.- Mruknął Vegeta. Ori uśmiechnęła się i pocałowała mężczyznę w policzek, na co on jeszcze bardziej stał zaskoczony.
- kocham cię.- Szepnęła.- Wpadnę do was niedługo.- Zapowiedziała się i wyszła do przyjaciół na dwór.
- Uważaj na siebie!- Krzyknęła Bulma machając. Trunks podszedł do swojej dziewczyny i cmoknął ją w usta.
- Właśnie. Aby nic ci się nie stało.- Szepnęła.
- mam wspaniałych ochroniarzy.- Pocieszała swojego chłopaka i wskoczyła na grzbiet smoka.- Wpadnij niedługo do Goku.
- nie ma sprawy.

Smok machnął potężnymi skrzydłami i wzleciał w niebo, a za nim Goku i Goten.
- To ja lecę.- Krzyknęła Ori.- pojawię się w domu koło wieczora.
- O ile trafisz.
- nie wierzysz w mój zmysł orientacji?
- Postaram się mu zaufać. Miłej zabawy.- Pożegnał się jej przybrany ojciec, kiedy smok skręcił. Ori rozwinęła skrzydła i wzleciała. Podleciała do potężnego drapieżnika, aby go okrążać i ścigać się z nim.

KONIEC






o c e ń     u t w ó r

Niestety, tylko zalogowani użytkownicy mogą oceniać utwory.

s t a t y s t y k a

śr. ocen : 0.00
il. ocen : 0
il. odsłon : 2079
il. komentarzy : 0
linii : 619
słów : 12223
znaków : 60763
data dodania : 2008-07-21

k o m e n t a r z e

Brak komentarzy.

d o d a j    k o m e n t a r z

Niestety, tylko zalogowani użytkownicy mogą dodawać komentarze.



p o l e c a m y

o    s e r w i s i e