FanFiction.pl wiersze poezja serwis poetycko - literacki

u t w ó r


kategoria : / /



Wybór

a u t o r :    exi494


w s t ę p :   

Fandom: Dark Angel.
Po wydarzeniach II sezonu.



u t w ó r :

***Kilka miesięcy wcześniej***



Był pochmurny, typowy dla Seattle dzień. Grupa transgeników zgromadziła się na dachu budynku Centrum Dowodzenia w Terminal City. Wszyscy przyglądali się, trzepoczącej na tle Space Needle, trójkolorowe fladze. Na twarzach zgromadzonych malowała się powaga. Max stała obok Logana, trzymając jego dłoń, osłoniętą lateksową rękawiczką.

- Zobacz, co narobiłaś – odezwał się ściskając jej dłoń.

Uśmiechnęła się do swoich myśli, nadal wpatrzona w szarpaną wiatrem flagę. Tłum powoli zaczynał topnieć. Wszyscy wracali do swoich obowiązków. Wkrótce została ich tylko garstka. Alec podszedł do Joshua'y wciąż patrzącego z dumą na swoje dzieło.

- Dobra robota Duży Koleżko – klepnął go serdecznie po ramieniu.

Wzruszony olbrzym przyciągnął go mocno do piersi. Alec jęknął z typową dla niego przesadą. Max uśmiechnęła się widząc tą scenę. Wyswobodziła swoją dłoń z ręki Logana. Podeszła do nich i delikatnie dotknęła pleców Joshua'y.

- Jestem z ciebie taka dumna – powiedziała.

Olbrzym objął ją drugą ręką. Przez chwilę stali przytulając się do siebie. Logan stał z boku i przyglądał im się z uśmiechem. Podszedł do niego Dix i wyszeptał mu coś do ucha. Cale zmarszczył czoło i obejrzawszy się po raz ostatni na trójkę przyjaciół ruszył za Dixem zostawiając ich samych.

- Mała Kumpela i Średni Kumpel. Przyjaciele – Człowiek-Pies przerwał milczenie.
- Przyjaciele – przytaknęła Max, a Alec uśmiechnął się patrząc w jej oczy. - Cieszę się, że jesteście tu ze mną – dodała jeszcze. - Bez was nie dałabym rady.
- A gdzie mielibyśmy być, jak nie tu? - zapytał Alec przekornie.
- Może w jakimś przytulnym mieszkanku z ładniutką blondyneczką – odpowiedziała z udawanym sarkazmem.
- A przy okazji blondynek... - uśmiech zniknął z jego twarzy. Był niezwykle poważnie. - Musimy porozmawiać, Max...

Spojrzała na niego podejrzliwie, bacznie studiując jego twarz i dopatrując się podstępu. W jej oczach pojawiło się nieme pytanie.

- Sam na sam – dodał nie zmieniając wyrazu twarzy.
- Dobrze – powiedziała z westchnieniem domyślając się o co mu chodzi - Chodźmy do mnie.

* * *

Joshua rozstał się z nimi pod drzwiami kwatery Max. Dziewczyna zaprosiła Aleca do swojej kwatery. Rozglądał się ciekawie po wnętrzu. Mimo, że spędził już trochę czasu w Terminal City, dziś był u niej po raz pierwszy. Pokój Max nie różnił się za bardzo od jego. Był może trochę większy, ale też urządzony byle jak i naprędce. W ścianie na przeciwko drzwi znajdowały się dwa duże okna, w których jakimś szczęśliwym trafem ocalały wszystkie szyby. Podobnie, jak u niego, w kącie na podłodze pod oknem leży duży materac, przykryty stertą koców. Obok niego stała stara lampka nocna ze zniszczonym, pomarańczowym abażurem. Prowizoryczne łóżko zasłaniała równie stara szafa, oddzielając kącik sypialny od reszty pomieszczenia. Na środku pokoju stała stara kanapa, a przy niej mały stolik i krzesło. Pod ścianą, na przeciwko okien, na prawo od drzwi wejściowych, stał rząd kilku szafek przykrytych kuchennym blatem, a nad nim wisiało kilka półek. Za nimi, w kącie pokoju, znajdowały się stare, odrapane drzwi prowadzące do łazienki.

- O czym chciałeś porozmawiać? - przerywała milczenie siadając na kanapie.

Nie odpowiedział od razu. Podszedł do okna i wyjrzał przez brudne szyby. Wolno odwrócił się do niej i oparł ręce o parapet.

- O tobie i Loganie -zaczął. - Widziałem was, jak trzymaliście się za ręce. Czy to oznacza, że powiedziałaś mu prawdę o nas?
- Nie.
- Dlaczego?
- Nie mogę Alec, po prostu nie mogę. Nie chcę narażać go na niebezpieczeństwo. Tym bardziej teraz, kiedy jest zmuszony przebywać razem ze mną w Terminal City – wyjaśniła.
- Właśnie dlatego – położył nacisk na ostatnie słowo - powinnaś powiedzieć mu prawdę.
- Nie mogę ...

Na dłuższą chwilę zapanowało milczenie. Alec odwrócił się do niej tyłem i obserwował ulicę. Max skuliła się na kanapie podciągając nogi do siebie i opierając brodę na swoich kolanach.

- Zatem – odezwał się nadal wyglądając przez okno - jak to sobie wyobrażasz? Mamy udawać, że jesteśmy parą? Trzymać się za ręce, patrzeć sobie czule w oczy?
- Nie mamy innego wyjścia...
- Nie, Max... nie żadne „nie mamy” - odwrócił się gwałtownie. - Mnie w to nie mieszaj. Nie chcę być tym złym. Nie mam zamiaru niczego udawać.
-Alec, proszę... - duże brązowe oczy patrzyły na niego błagalnie – wiesz, że wystarczy chwila nieuwagi i Logan może umrzeć. Nie chcę go stracić. Jest dla mnie bardzo ważny. Dla nas wszystkich.
- Max, u diabła, jak daleko się posuniesz, żeby go chronić? Może wskoczysz mi jeszcze do łóżka? - zapytał ironicznie.
- Jeżeli będzie to konieczne... - powiedziała ledwie słyszalnie.
- Cholera, Max. Co się z tobą dzieje? Nie mogę tego zrobić! - wybuchnął - Nie pomyślałaś o mnie? O moich uczuciach? - dodał szeptem.

Spojrzała na niego zdziwiona.

- Co masz na myśli? - zapytała wstając z kanapy.

Podeszła do niego z wyczekiwaniem patrząc mu w oczy. Spuścił głowę wbijając spojrzenie w podłogę. Mięśnie jego twarzy napięły się. Zamyślił się na chwilę. W końcu podniósł głowę. Ich spojrzenia skrzyżowały się.

- Lubię cię, Max – powiedział spokojnym głosem. - Może nawet więcej niż lubię – dodał ciszej.
- Co w tym dziwnego? - spojrzała na niego zdziwiona. - Ja też cię lubię.
- Nie rozumiesz, prawda? - stwierdził bardziej niż zapytał. - Podobasz mi się. Chcę od ciebie czegoś więcej niż tylko siostrzanych uczuć.

Na jej twarzy malowało się zdumienie. Patrzyła na niego, nie mogąc uwierzyć w to, co usłyszała.

- Nadal chcesz, żebym udawał twojego chłopaka? - zapytał z ironią.
Po dłuższym zastanowieniu podjęła decyzje.

- Tak – potwierdziła. - Będziemy wiarygodniejsi – uśmiechnęła się próbując żartując.
- Ja na pewno, ale ty?
- Dlaczego tak myślisz?
- Bo wciąż go kochasz. Myślisz, że to ukryjesz?
- Mogę to zrobić, jeżeli ty mi pomożesz.
- W jaki sposób?
- Wiem, że to brzmi głupio, ale mógłbyś mi pomóc zapomnieć o Loganie. Moglibyśmy naprawdę spróbować być parą.
- Nie wiem. – zawahał się. - A co, jeśli się w tobie zakocham?
- A mógłbyś zakochać się w takiej suce, jak ja? - spojrzała na niego figlarnie.
- Ja nie żartuję, Max. Mówię zupełnie poważnie. Co będzie jeżeli o nim nie zapomnisz? Albo znajdziesz lekarstwo na wirusa? Zostawisz mnie? Powiesz, przepraszam, ale nie wyszło? - spojrzał na nią z ironią i umilkł w oczekiwaniu na odpowiedź, której nie otrzymał. – Nie mogę Max. Nie chcę już więcej cierpieć – dodał szeptem.
- Alec, proszę... Pozwól mi spróbować.... Wierzę, że nam się uda ... Tylko daj mi czas... daj mi szansę – spojrzała prosząco.

Wziął z westchnieniem jej piękną twarz w swoje dłonie. W jego zielonych oczach czaił się smutek i obawa.

- Max... - zaczął, ale nie skończył, bo w tym samym momencie otworzyły się drzwi i wszedł Logan. Zmieszał się na ich widok.

- Przepraszam, powinienem zapukać – wymruczał speszony. - Zawiesił się system. Potrzebuję któregoś z was do wpisania hasła - tłumaczył się.
- Ja pójdę – powiedziała Max. – Poczekaj tu na mnie... proszę – zwróciła się do Aleca szeptem.

Przytaknął je zrezygnowany i odwrócił się do okna. Kiedy wróciła po paru minutach, zastała go w tym samym miejscu. Patrząc na niego wyczekująco, podeszła bliżej. Westchnął ciężko, przyciągając ją jednocześnie do siebie. Wtulił twarz w jej włosy.

- Czy to oznacza „tak”? - zapytała cicho
- Tak – z ledwością usłyszała jego odpowiedź.

Spojrzał na nią i ponownie wziął jej twarz w swoje dłonie. Delikatnie pogładził jej policzki kciukami. Równie delikatnie pocałował jej usta i przytulił do siebie.

- Tak bardzo chciałbym, żeby nam się udało – wyszeptał w jej włosy.
- Uda nam się, Alec. Uwierz mi – zapewniła go gorąco.



***Teraz***



Zawiodła go. Nie mógł na nią patrzeć. W jego oczach było teraz więcej bólu, niż zieleni. Bezkresnej zieleni, która zawsze działała na nią tak kojąco. Tępo wpatrywał się przed siebie. Zieleń zgasła, przesłonięta przez łzy, które nie chciały płynąć. Ostatni raz widziała go w takim stanie przy łóżku Rachel Berisford. Ogarnęła ją niepewność i wyrzuty sumienia.

- Alec, wybacz mi – wyszeptała.
- Więc ta wczorajsza noc, to było pożegnanie, tak? - jego głos też był przygaszony. - Jak mogłaś Max? - zapytał z wyrzutem. - Wiedziałaś o lekarstwie wcześniej, prawda?
- Alec, to nie tak. Ja naprawdę chciałam to zrobić.
- Po co? - roześmiał się z goryczą. - Po to, żeby sprawić mi więcej bólu?
- Alec...
- Po co to zrobiłaś, do jasnej cholery? - wybuchnął.
- Chciałam tego. Naprawdę cię pragnęłam. Kocham cię...
- Kochasz?- uśmiechnął się pogardliwie. – I dlatego odchodzisz ...
- Nie chcę odejść...
- Nie możesz mieć nas obu, Max – powiedział zrezygnowany i spojrzał jej w oczy. Zatopiła w nich spojrzenie, rozpaczliwie szukając w nich choćby cienia figlarnych, zielonych chochlików.
- To nie tak ... Ja – przełknęła ślinę – Alec, ja muszę się przekonać... Muszę mieć pewność.... Boże, to tak trudno wytłumaczyć....
- Chcesz nas porównać? Wybrać lepszego? Według jakich kryteriów będziesz wybierać? Który z nas jest lepszy w łóżku? Po to ze mną spałaś? - jego
- Alec, ja muszę spróbować. Muszę dać szansę Loganowi. Ja... jestem mu to winna.
- A ja? Nic mi nie jesteś winna? Możesz mnie tak po prostu rzucić, bo ja jestem zawsze w porządku? Przeżyłem jedną stratę, więc z drugą też sobie poradzę?
- To nie tak. Spróbuj mnie zrozumieć.

Zwiesił z rezygnacją głowę.

- Max, już wybrałaś. Idź. Logan czeka.
- Alec...
- Idź już, do cholery! – krzyknął. – Odejdź, nie mogę teraz na ciebie patrzeć – odwrócił się do niej plecami.
- Alec, przepraszam. Za wszystko – mówi Max ledwie słyszalnie i wychodzi.

* * *

Już z daleka widziała światła w domu, który jeszcze niedawno należał do Joshuy, a teraz mieszkał w nim Logan. Weszła do środka, jak zwykle nie pukając. Rozejrzała się po wnętrzu. Wiele się tu zmieniło. Wszytko lśniło czystością, w kominku płonął ogień. Na środku stał pięknie nakryty stół, udekorowany kwiatami. Wszytko było takie idealne. Kiedyś właśnie tak to sobie wyobrażała. Kiedyś. Dziś już nie robiło to na niej żadnego wrażenia. Wszedł Logan z butelką najlepszego szampana. „Oto cały Logan -pomyślała z ironią- jak szampan, to koniecznie najlepszy”.

- Witaj Max – przywitał ją z uśmiechem.
- Cześć! – rzuciła krótko, próbując odwzajemnić uśmiech. To co jej wyszło, nie było nim jednak.
- Wszystko w porządku? - przyglądał jej się uważnie. – Wyglądasz na zmęczoną.
- Mamy mnóstwo pracy w Terminal City – powiedziała wymijająco.
- Usiądź – poprosił. – Zaraz podam kolację.

Usiadła, a Logan wyszedł do kuchni. Wrócił, niosąc na półmisku pięknie pokrojonego kurczaka, przybranego warzywami. Wszystko było perfekcyjne, takie inne niż w Terminal City.....



***Kilka tygodni temu***



To był bardzo męczący dzień. Wszystko już zaczynało ją przerastać. Oblężenie, konflikty między transgenicznymi z serii X, a pozostałymi. Miała ochotę zostawić to wszystko za sobą i wyjechać. W dodatku była piekielnie głodna, bo nie miała dziś nawet chwili, żeby coś przekąsić. Zła weszła do mieszkania. Ujrzała nakryty stół. Uśmiechnęła się zdziwiona do siebie. Wyglądało to całkiem ładnie. Alec się postarał. Stary, obdrapany stół z odłażącą farbą przykrył zieloną tkaniną. Pewnie jakąś zasłoną. Na środku, w słoikach, stały kolorowe świece i dwa talerze, które jakimś cudem były całe. Obok nich leżały sztućce, też całkiem porządne, jak na warunki Terminal City. Z kącika kuchennego dobiegł ją wesoły głos jej współlokatora.

- Hej, w samą porę, bo pizza już stygnie – uśmiechnął się do niej szeroko, a zieleń w jego oczach w jednej chwili wybujała najpiękniejszym, głębokim odcieniem.
- Z jakiej okazji te świece – zapytała roześmiana, w jednej chwili odzyskując dobry humor.
- Nie pamiętasz? Dzisiaj mija okrągły rok, kiedy puściłaś Manticore z dymem. Rok mojej wolności.
- Rzeczywiście – powiedziała wciąż uśmiechnięta, siadając do stołu. – Dawaj tę pizzę. Umieram z głodu.
- A co powiesz na butelkę, przedimpulsowej szkockiej, po kolacji?
- Ej, kolego nie masz dzisiaj przypadkiem wachty na mostku? - zapytała grożąc mu palcem.
- Nie. Mole okazał się niezłym kumplem i mnie zastąpi. Z czystym sumieniem możemy się dzisiaj upić – mrugnął do niej szelmowsko.
- Jedną butelką? - prychnęła pogardliwie
- A kto powiedział, że jest tylko jedna? – w cudnej zieleni jego oczu zatańczyły figlarne chochliki.



***Teraz***



- Max! - z oddali dobiegł głos Logana, wyrywając ją z zamyślenia.
- Co? – otrząsnęła się zdumiona wracając do rzeczywistości.
- Na pewno wszystko w porządku? - był zaniepokojony. - Musiałem krzyknąć, żebyś wróciła na ziemię.
- Tak. Przepraszam, zamyśliłam się. Mam tyle na głowie.
- Max, za dużo na siebie bierzesz. Musisz odpocząć – powiedział z wyraźną troską w głosie - Teraz się wszystko zmieni, zaopiekuję się tobą – zapewnił ją żarliwie.

Przez chwilę jedli w milczeniu. Max grzebała widelcem w talerzu bez apetytu.

- Nie jesteś głodna?
- Nie bardzo.
- To może napijesz się wina?

Przytaknęła bez entuzjazmu. Podał jej lampkę.

- Za nas – wzniósł toast.
- Za nas – powtórzyła bezwiednie.
- Będzie idealnie, Max.
- Perfekcyjnie - wyszeptała.

Wypili wino. Logan włączył muzykę i wyciągnął do niej rękę. Niepewnie podała mu swoją.

- Zatańczymy? - zapytał.

Kiwnęła głową i bez słów, z lekkim ociąganiem, poszła za nim. Objął ją mocno. Zamknęła oczy i przytuliła się do niego. „Alec pachnie inaczej” - przebiegło jej przez myśli.



***Wcześniej***



Nie chciała iść do baru, ale w końcu dała się namówić i poszli tam w trójkę. Ona, Alec i Joshua. Kiedy tylko przekroczyli progi lokalu w Terminal City, zobaczyli, że jest on pełny transgenicznych różnych serii. Wszyscy świętowali wspólne zwycięstwo. Są wolni. Nagle z tłumu dobiegły głośne okrzyki.

- Są już. Max i Alec, już tu są!

Kilku transgeników rzuciło się w ich kierunku. Podnieśli ich do góry, triumfalnie zanieśli w głąb lokalu, i postawili na blacie baru.

- Max i Alec! Max i Alec! - skandowali głośno.

Alec podnosił rękę i królewskim ruchem, puszczając jednocześnie oko do Max, próbował uciszyć tłum. Udało mu się i kiedy zrobiła się względna cisza, odezwała się Max..

- To nasze wspólne zwycięstwo, ludzie. To koniec strachu. Koniec uciekania. Koniec ukrywania się. To początek nowego życia – pomruki zadowolenia rozbrzmiały wśród zebranych. – Możemy już wyjść z ciemności i wystawić twarz do słońca. Jesteśmy wolni.

Ktoś podniósł do góry flagę Joshuy i zaczął machać nią nad głowami tłumu.

-Nie będzie łatwo – odzezwał się Alec. – Przed nami jeszcze daleka i trudna droga. Musimy udowodnić zwyczajniakom, że jesteśmy tacy jak oni, a nawet lepsi. Musimy ciężko na to pracować. Ale tym zajmiemy się jutro, a dziś świętujmy! Bawmy się! - krzyknął, a tłum mu zawtórował. – Luk, dawaj czadu stary – zwrócił się do transgenika stojącego za konsolą. – Będziemy tańczyć do rana.

Odwrócił się do Max uśmiechając się szeroko. Jego zielone oczy płonęły ogniem radości.

- Chodź – wziął ją za rękę i pociągnął za sobą.
Roześmiani zeskoczyli z baru i zmieszali się z tańczącym tłumem. Tańczyli całą noc. Nad ranem byli już porządnie zmęczeni i tylko kołysali się wolno w rytm powolnej muzyki. Wtuliła z westchnieniem twarz w piersi Aleca. Przyciągnął ją mocno do siebie, zanurzając nos w jej włosach. Wykończona, ale bezgranicznie szczęśliwa, wsłuchiwała się w bicie jego serca i chłonęła jego zapach. W tej chwili była najszczęśliwszą dziewczyną na świecie.

- Max, jest wspaniale, prawda? - wyszeptał jej do ucha. Uśmiechnęła się do niego, a w jej oczach pierwszy raz od wielu miesięcy, pojawia się blask.



***Teraz***



- Max, jest wspaniale, prawda? – wyszeptał Logan do jej ucha.

Otrząsnęła się z zamyślenia i podniosła do góry głowę. Patrzyły na nią niebieskie oczy pełne miłości. Pomimo ciepła, jakie od nich emanowało, wydawały jej się zimne, w porównaniu z zielonym żarem tlącym się w dużych oczach Aleca. Tak rozpaczliwie za nim tęskniła

- Max, tak bardzo cię pragnę – głos Logana był lekko zachrypnięty. Wziął ją za rękę i zaprowadził do sypialni. Bezwiednie poszła za nim.

Beznamiętnie rozejrzała się po pokoju.. Tu też wszystko było idealne. Równo pościelone łóżko, nakryte jedwabną narzutą w pastelowe wzory. Róże na nocnej szafce. I obowiązkowe świece. Było pięknie, do bólu perfekcyjnie. Logan pocałował ją w usta.



***Wczoraj***



Max weszła cichutko do swojej kwatery. Alec już spał na dużym materacu leżącym na podłodze, przykryty szarymi kocami. Stara lampka z pomarańczowym abażurem rzucała słabe światło na jego twarz. Obok niej leżał jakiś magazyn. Odetchnęła z ulgą. To dobrze, że już spał, bo nie wiedziała, jak mu to powiedzieć. Wirus został pokonany. Była zdrowa i nie zagrażała już Loganowi, który przed paroma godzinami poprosił ją, żeby do niego wróciła. Zgodziła się. Nie miała pojęcia dlaczego, ale zrobiła to. Patrzyła na śpiącego chłopaka i ogarnęły ją wątpliwości. W ciągu ostatnich miesięcy tyle się wydarzyło. Walka, śmierć, zwycięstwo. To on był przy niej, nie Logan. To on ją wspierał, przytulał i znosił jej humory. Tak wiele dla niej znaczył.

„Boże, co ja zrobiłam” - pomyślała z rozpaczą patrząc na jego długie rzęsy rzucające cień na policzki. Podeszła do materaca. Rozebrała się i wsunęła się obok niego pod koce. Wtuliła głowę w jego szyję.

- Hej, Max – wyszeptał budząc się i obejmując ją ramieniem. – Gdzie byłaś? Czekałem na ciebie..
- Musiałam coś załatwić. Tęskniłam – wyszeptała zbliżając twarz do jego twarzy. W jej brązowych oczach zapłonęły nagle ognie pożądania.
- Ja też – powiedział. Pocałowała go gwałtownie.
- Alec, tak bardzo cię pragnę – wyszeptała.

Przyciągnął ją do siebie zanurzając dłonie w jej włosy i całując namiętnie jej pełne, miękkie usta. Jego marzenie stało się rzeczywistością.



***Teraz***



Logan całował ją coraz bardziej pożądliwie. Max próbowała oddawać mu pocałunki, ale było coś nie tak. Marzyła o tej chwili tyle lat, a teraz, kiedy wreszcie nadeszła, nie może przestać myśleć o Alecu. Wciąż ma przed oczami jego twarz i te zielone, płonące pożądaniem oczy, patrzące na nią z miłością. Wciąż czuła na swoich wargach jego pełne usta. „Alec!” - rozpaczliwy krzyk pojawił się w myślach. Odsunęła się gwałtownie od Logana, dotykając palcami swoich ust. Spojrzał na nią ze zdziwieniem i niepokojem.

- Max, jeśli nie jesteś gotowa, zrozumiem – zaczął. – Tyle czekałem na tą chwilę, więc mogę jeszcze poczekać.

Spojrzała na niego nieobecnym wzrokiem. Obciągnęła bluzkę i bez słowa wyszła z sypialni. Logan, po chwili zaskoczenia, wybiegł za nią. Z przerażenie przyglądał się, jak Max wzięła do ręki swoją kurtkę i nie zakładając jej odwróciła się do niego, jakby w końcu przypominając sobie o jego obecności.

- Logan – jej głos był spokojny i opanowany. - Nie mogę być z tobą.
- Max? - w jego pytaniu słychać bezgraniczne zdziwienie.
- Nie kocham cię – powiedziała patrząc mu prosto w oczy i ruszyła w kierunku drzwi.
- Max! Co się dzieje? - pyta.

Zatrzymała się przed drzwiami i odwróciła w jego stronę.

- Kocham Aleca – mówi zdziwiona, że to w końcu przyznała. – Przepraszam, że robiłam ci nadzieję. Wybacz mi – rzuciła jeszcze przez ramię i wyszła szybko, zostawiając zdumionego mężczyznę samego.

* * *

Nie pamiętała w jaki sposób dotarła do Terminal City. Szybko wbiegła do ich kwatery. Była pusta. Z przerażeniem w oczach rozejrzała się po pokoju. Odetchnęła z ulgą, kiedy zobaczyła, że rzeczy Aleca były ciągle na swoim miejscu. Pobiegła do centrum dowodzenia. Był tam sam. Nie zauważył jej. Siedział przed komputerem i przeglądał jakieś papiery, od czasu do czasu spoglądając w monitory. Na jego twarzy widać wyraźne zmęczenie.

- Alec - wyszeptała.

Usłyszał ją. Odwrócił się w jej kierunku. Ich spojrzenia spotykały się.

- Co tutaj robisz? - zapytał zdziwiony.
- Nie mogę z nim być, Alec. Kocham cię. Chcę być tylko z tobą.
- Na jak długo, Max? - zapytał z ironią.
- Na zawsze – odpowiedziała.

Patrzył na nią przez dłuższą chwilę w milczeniu. Max z niepokojem wpatrywała się w jego oczy, próbując wyczytać z nich jego decyzję. W końcu dostrzegła pojawiające się w nich iskierki radości. W ślad za nimi, w kącikach oczu pojawiły się urocze zmarszczki, a usta rozciągnęły się w radosnym uśmiechu, który Max tak uwielbiała. Wyciągnął do niej ramiona, a ona bez namysłu podbiegła do niego i wtuliła się mocno, chowając twarz w jego pierś. Oplótł ją ramionami.

- Maxie – wyszeptał gładząc ją po głowie.
- Chcę być tylko z tobą – powtórzyła stanowczo zatapiając czekoladowe spojrzenie w bezkresnej zieleni jego oczu.







o c e ń     u t w ó r

Niestety, tylko zalogowani użytkownicy mogą oceniać utwory.

s t a t y s t y k a

śr. ocen : 0.00
il. ocen : 0
il. odsłon : 1704
il. komentarzy : 0
linii : 291
słów : 4139
znaków : 21203
data dodania : 2009-02-02

k o m e n t a r z e

Brak komentarzy.

d o d a j    k o m e n t a r z

Niestety, tylko zalogowani użytkownicy mogą dodawać komentarze.



p o l e c a m y

o    s e r w i s i e