FanFiction.pl wiersze poezja serwis poetycko - literacki

u t w ó r


kategoria : / /



szczęście

a u t o r :    duklan


w s t ę p :   

humoreska



u t w ó r :

szczęście
Lubię jeździć do babci. Starowinka z niej, starowinka, ale umysł… ho! ho! – niejeden młody by pozazdrościł.
Siedzimy sobie pod dębem, potężnym dębem, takim co to nie jedno pamięta, w błogim, sielskim milczeniu. Rozkoszuję się i ciepłem i cieniem na przemian, moje myśli leniwie błądzą, a to tu, a to tam, po pełnym meandrów moim czterdziesto trzyletnim już życiu.
Wtem, w tym stanie prawie letargu, do moich uszu dolatują słowa pełne takiej jedynej – babcinej - troski i współczucia:
-a nie ożeniłeś się Tadeuszu, nie poszczęściło się, nie poszczęściło…, tak to już jest…, musisz jakoś z tym żyć, musisz…
-ależ babciu!- przywrócony do rzeczywistości gorączkowo zaprzeczałem – wręcz przeciwnie, wręcz przeciwnie, poszczęściło mi się niezwykle, poszczęściło….
- Jak to przecież człowiek stworzony jest… do poświęconego stadła, już w piśmie świętym….
Tym razem już zupełnie świadomie wyłączyłem się i bujając w obłokach nie za bardzo zważałem na babcię, która święcie przekonana ciągnęła ten swój pełen świętych argumentów wywód.
- no właśnie babciu, człowiek stworzony jest do… do… – i tu znów zamilkłem, a przed moimi oczyma zaczął przewijać się, chcąc nie chcąc, jeden z wielu melodramatów, w których grałem jedną z głównych ról.
Początkowe sceny jakby lekko za mgłą… mam trzydzieści sześć lat; o facecie w takim wieku mówią: dojrzały – wie czego chce… prawda, święta prawda, a było to już tak tuż, tuż…
- no, jeszcze tylko jedna noc, Tadeuszku! Tadeuszku!, jak ja to wytrzymam! jak ja to przeżyję… jeszcze tylko jedna noc… tylko raz jeszcze wstanie słoneczko i będziemy razem, razem… razem na wieki! Tadeuszku, na wieki!!!
-duszko moja, razem to już od czterech lat jesteśmy…
- nie, ale to nie tak… nie tak… będziemy razem… inaczej… będziemy inaczej…
Tadeuszku! Kochany, co się tak nastroszyłeś! Nie bój się, twoja duszka cię nie skrzywdzi…. razem inaczej, inaczej…
- ale mnie jest dobrze tak jak jest. Jak inaczej…? Po co inaczej???
- zaufaj mi Tadeuszku! Zdaj się na swoją duszkę... już tylko godziny… godziny… zdaj się, zdaj!
- ależ duszyczko, po co cokolwiek zmieniać! Mnie jest dobrze…
- ależ Tadeuszku! Dobrze to nie znaczy, że nie może być – lepiej!

Och jak wyraźnie jeszcze dziś widzę tą rozmowę. No niby tak, pomyślałem wtedy uspokojony, lecz spokój musiał być pozorny, bo jakaś głęboka niepewność przedarła się prze ze mnie.

- duszko, a na czym te zmiany miałyby polegać? – zapytałem najbardziej niewinnie jak potrafiłem.
- na wszystkim, Tadeuszku, na wszystkim…
- jak to na wszystkim??? Pozwól mi to zrozumieć.
- Tadeuszku! Czy ty mnie kochasz??? Czy kochasz swoją duszkę naprawdę???
- naturalnie, duszko, co też ci się rodzi w tej małej główeczce, jak możesz wątpić! Tak, kocham! Kocham cię nad życie!!!
- to dobrze, Tadeuszku, bo małżeństwo to wyrzeczenia, wyrzeczenia i jeszcze raz wyrzeczenia Tadeuszku…

Ona mówiła, mówiła, a ja na zewnątrz słodziutki, a w środku struchlały, coraz bardziej struchlały. Pytam:
- Duszko, ą czegóż to mam się wyrzekać! Nie piję, nie palę, po pracy prosto do domu…. a że nad książką lubię niekiedy… nie może być tak jak jest… jak do tej pory… dobrze.
- ojjj! Tadeuszku, Tadeuszku. Masz kolegów. Masz… wielu, prawda?
- mam… wielu.
- a czy słyszałeś kiedykolwiek od któregokolwiek z nich, żeby po ślubie było tak samo jak przed ślubem… żeby się nic nie zmieniło!
-no… niby… mówili… ale ja nie myślałem… że my… że ty…
- no widzisz, ja też nie chciałabym niczego zmieniać, ale sam widzisz… trzeba. Wszyscy zmieniają to i my. Ślub to ślub!!!

Zasępiłem się okrutnie i duszka musiała to zauważyć.
-Tadeuszku, co z tobą, jutro ślub, a ty nie cieszysz się? Ciesz się! Ciesz!!! jutro… jak tylko słońce… ślub! Ślub!!! A ty… z nosem na kwintę!
- ależ nie, nie… cieszę się ogromnie… ale te zmiany… zmiany chciałbym wiedzieć…
-ach!!! To cię niepokoi!!! Niepotrzebnie! Zupełnie, ale to zupełnie niepotrzebnie! Duszka będzie dbać o swego Tadeuszka. Duszka musi dbać o swego Tadeuszka, bo Tadeuszek to duszek duszki…
…no ale te okulary… postarzają cię Tadeuszku…
-postarzają????????
-tak, te grube szkła… fatalne, fatalne…
-ale ja muszę takie… mam wadę… nie widzę!!!
-szkła kontaktowe, Tadeuszku… kontakty, kontakty… będę ci co rano zakładać, a wieczorem zdejmować…
-zakładać… zdejmować… - ledwie wyjęczałem – duszko!!!
- a choć no tu bliżej! Przysuń się! O tak, tak… dobrze… widzę… widzę…
Wiesz co Tadeuszku… owłosienie… teraz nie modne. Zupełnie nie na topie, po prostu… feeee.
-mam ściąć włosy????
-włosy też… przytniemy, znacznie przytniemy…
-ale ja takie lubię!!!
-oż tam, głowa to nic…!
- jak to głowa to nic!!!
-ja myślałam o… depilacji
- Głowy!!!
-ustaliliśmy przecież, że głowy nie golimy, głowę tniemy… gdybyś zobaczył tę swoją klatkę, te ramiona, no i… te nogi… najgorsze nogi… tarzan, nie… szympans, istny goryl, gdybyś się widział… od kosmetyczki byś nie wychodził…
-od kosmetyczki???? Duszko!!! Ja widzę…, widzę siebie i mnie to nie przeszkadza.
-Tadeuszku, ale mnie przeszkadza! To teraz nie modne, nieestetyczne, niehigieniczne… szkodliwe, tak szkodliwe… kardiologicznie
-kardiologicznie?????
-gdybyś widział włos pod mikroskopem… gdyby taki w żyłę… do krwioobiegu…
-a gdybym tak się nie zgodził?
-oj zgodzi się Tadeuszek zgodzi, bo Tadeuszek duszkę nad życie kocha. Kocha, i zrobi dla niej wszystko, prawda?
-prawda, prawda… a inne… inne zmiany… co mnie jeszcze czeka!
-Tadeuszku!!! a cóż to za ton: co mnie jeszcze czeka???? Nie uwierzę, że ty nie chcesz tego samego co ja.
-chcę, chcę, ale….
-choćby dieta!!! Wegetarianizm, tylko wegetarianizm! Soja, kiełki, pędy, bambus…

Długą bambusową orację mojej duszki, puściłem już mimo uszu, cały czas dziękując opatrzności, że tak mi się poszczęściło, że klamka jeszcze nie zapadła, i jeszcze zdążę.
Nagle, z odrętwienia wyrwał mnie spadający z hukiem żołądź dębowy… minął mnie z lewej strony ledwo o włos, cholera, po sekundzie drugi prawie się o mnie otarł – lecz też minął.
Nie trafiły mnie!!!
Człowiek z takim szczęściem, jest szczęśliwy, pomyślałem przeciągając pod dębem na prawo i lewo swe szerokie, naprawdę nie wąskie ciało, wiedząc, że mogą sobie te żołędzie spadać i spadać – mnie i tak nie trafią.
Zerknąłem, na babcię, zdrzemnęła się starowinka, czoło odchylone do tyłu…. nagle!!! W to odkryte czoło – żołądź bęc, aż czerwona plamka pozostała… patrzcie, patrzcie trafił ją… a zamężna była…







o c e ń     u t w ó r

Niestety, tylko zalogowani użytkownicy mogą oceniać utwory.

s t a t y s t y k a

śr. ocen : 0.00
il. ocen : 0
il. odsłon : 1058
il. komentarzy : 0
linii : 75
słów : 1198
znaków : 7045
data dodania : 2009-11-25

k o m e n t a r z e

Brak komentarzy.

d o d a j    k o m e n t a r z

Niestety, tylko zalogowani użytkownicy mogą dodawać komentarze.



p o l e c a m y

o    s e r w i s i e