FanFiction.pl wiersze poezja serwis poetycko - literacki

u t w ó r


kategoria : / /



Przy Nocy- Rozdział 1 Część I

a u t o r :    Ancillea


w s t ę p :   

Proszę o komentarze, gdyż nie wiem czy zmierzam z moją historią w dobrym kierunku. Dziękuję :))



u t w ó r :

Kanna nerwowym ruchem zapaliła ponownie świecę, której płomień sprawił, że w pokoju zapanował półmrok. Dziewczyna nigdy nie mogła żyć w ciemności. Czuła, że czają się w niej jakieś macki, które chcą ją pochwycić. Miała tak od pewnego dnia w jej dzieciństwie...
***
Trzyletnia dziewczynka stała przy oknie z zaciekawieniem patrząc w niebo. W oddali widziała pierwsze oznaki wschodu słońca. Horyzont zaróżowił się cieniutką wstążką. Patrzyła oczarowana, nigdy nie miała dosyć tego spektaklu. Uwielbiała patrzeć jak wschód różowi się i złoci a potem nadaje ciemności kolor granatu a powoli ten granat staje się błękitem i znikają z niego srebrne punkciki będące gwiazdami oraz srebrny sierp księżyca. Zawołała ją matka która obudziwszy się z niepokojem zauważyła, że jej córka nie śpi i nie ma jej w pokoju. Kanna nie zareagowała. Patrzyła jak złociste promienie pochłaniają mrok. Jej oczy zachłannie pożerały każdą sekundę magicznego widowiska. Nagle pojawił się niezapowiedziany punkt programu. Przez chwilę tam, gdzie zdołało dotrzeć światło bardzo wyraźnie odcinały się czarne wstęgi, jak macki ośmiornicy, a potem nic. Różowo złota wstążka na horyzoncie zanikła.
- MAMO!- zawołała przerażona.
Karira wpadła do pomieszczenia
- Co się stało?- spytała z przestrachem
- Coś zjadło wschód!- wykrzyknęła dziewczynka, a matka zaśmiała się
- Jest po prostu za wcześnie na to.
- Ale on tu był, a potem zabrała go ośmiornica!
Karirze było tego zbyt wiele. Gdzieś w oddali słyszała jakieś krzyki, zdaje się starszej kobiety. Domyśliła się, że to ta obłąkana starucha z domu na skraju łąki. Podeszła zdecydowanym krokiem do Kanny. Złapała ją za ramię. Ścisnęła je w dłoni. Twarz dziewczynki wykrzywił grymas bólu a w oczach pojawiły się łzy, które zalśniły w świetle gwiazd migoczących na czarnym niebie.
- Nie wolno ci wychodzić z łóżka. Rano pogadamy o tym, jak powinnaś się zachowywać.
- Nie będzie rano! Nie będzie rano! Nie będzie rano!- krzyczała dziewczynka potrząsając głową.
- Uspokój się! Idź spać!- wykrzyknęła matka.
- Nie! Nie pójdę! Nie pójdę!
Matka nie wytrzymała. Uderzyła Kannę raz. Potem drugi. Trzeci. W ciemności rozświetlanej przez nikłe światło gwiazd przedzierały się krzyki dziewczynki mieszane ze szlochem i upartym "Nie będzie rano!"

***
W pokoju Kanny rozległo się pukanie. Dziewczyna wstała i ruszyła powoli do drzwi. Czuła głęboki niepokój. Wyobraźnie podpowiadała jej, że w świetle ujrzy tylko setki macek dopominających się jej ciała. Za to, że je widziała gdy pożerały wschód. Że była świadkiem tej zbrodni. Kiedy była już dostatecznie blisko drzwi, zapytała głośno:
- Kto tam?
- To ja, Tette- odpowiedział jej głos przyjaciela. Otworzyła drzwi uspokojona.
- Dlaczego jesteś dopiero teraz?- zapytała. Uśmiechnął się przepraszająco.
- Zgasły latarnie. Dopiero niedawno udało się je uruchomić. Jak wiesz, nie potrafię posługiwać się magią. Nie mogłem ich uruchomić. Gdybyś poszła ze mną...- Kanna zadrżała na samą myśl o tym, żeby wyjść z domu. Tette to zauważył i westchnął nie dokończywszy zdania- Siedzisz tu już od kilku lat. Dlaczego nie wyjdziesz? Powinnaś mi w końcu powiedzieć co trzyma cię w tym okropnym miejscu.
- Nie.- Kanna nie miała zamiaru się tłumaczyć. Tette nie mógł jej zrozumieć.
***
Dziesięcioletnia dziewczynka wybiegła z domu w ciemność. Za nią biegł tylko zrozpaczony głos matki "Przepraszam! Wróć!". Ale ona nie słuchała. Od siedmiu lat, odkąd słońce przestało wschodzić, życie Kanny stało się koszmarem.
Matka już przedtem strasznie się denerwowała, ale teraz to już było zbyt okropne. Kanna każdego dnia znosiła bicie i upokorzenia. Nie mogła wytrzymać. Musiała to zrobić. Tego dnia Karira przesadziła. Kanna wybiegła z domu na oświetlone magicznymi latarniami ulice. Było w miarę jasno, więc się nie bała. Kiedy była pewna, ze matka jej nie dogoni, ruszyła w uliczki nie zastanawiając się nad drogą. Patrzyła na magicznie oświetlone domy i natrafiła na długą krętą ścieżkę. Wzdłuż niej nie było latarni, za to mnóstwo świecących punkcików latało nad nią. Nie chciała tam iść. Miała zawrócić, gdy nagle latarnie zgasły. Zapanował wielki mrok, a jedyne widoczne miejsce to była ta dróżka. Kanna czuła jak oplatają ją czarne macki ciemności. To był rzeczywisty dotyk. Krzyknęła, czując, że ta ośmiornica, która niegdyś zjadła wschód, ma zamiar połknąć i ją. Wyrwała się i pomknęła w stronę dróżki. Pędziła nią krzycząc, a w jej głowie tysiące głosów wołało o nią. Zobaczyła w oddali bardzo jasny punkt. Biegła w jego kierunku. Tam macki jej nie znajdą... Kiedy była już bardzo blisko, zobaczyła starszą kobietę. Niegdyś pewnie była piękna, jednak teraz zmarszczki wyniszczyły jej twarz a sama pochylała się ku ziemi. To ona była źródłem światła. Uśmiechała się przyjaźnie i ciepło. Dziewczynka mimo, że jej nie znała rzuciła się w jej ramiona i zaszlochała smętnie. Nie wiedziała co było dalej. Obudziła się w miękkim łóżku. Patrzyła ściany ozdobione pięknymi obrazami. Usiadła i postawiła stopy na podłodze, a pod stopami poczuła puszysty dywan. Na rzeźbionym stoliku stał dzbanek wypełniony mlekiem. W pokoju nie paliło się światło, a jednak było jasno... To był prawdziwy dzień! Kanna podbiegła do okna i zobaczyła piękne błękitne niebo z resztkami różu poranka. Do pokoju weszła ta sama starsza kobieta, w której ramionach dziewczenka omdlała.
- Witaj w pałacu Rimphayi. - Kanna zobaczyła na wyniszczonej twarzy uśmiech- To ostatnie miejsce gdzie możesz widzieć dzień...- dziecko nie rozumiało. Staruszka posmutniała. - Zbyt wiele byłoby do mówienia moja droga... Ubierz się i zejdź na śniadanie kochanie.- kobieta ponownie się uśmiechnęła.- przy śniadaniu opowiem ci długą, a jakże smutną, historię...

***
Tette patrzył na śpiącą Kannę z niepokojem.
- Znam największy sekret tego świata.-powiedziała mu dawno temu- Jakbym ja chciała wszystkim go powiedzieć!
Jednak nigdy nie pisnęła ani słowa więcej. Wspominała czasem tylko, nie wiedział czemu, o tym, że chce to siebie w końcu wyrzucić, ale babcia jej zabroniła... Babcia! Miała na myśli zwariowaną staruszkę, która niegdyś mieszkała w tym wielkim domu. Nigdy nikogo nie wpuściła na teren posiadłości oprócz Kanny. Kiedy "Babcia" umarła, gdy Kanna miała dwadzieścia lat, dziewczyna wpuściła go. Podobno bała się żyć w mroku. O dziwo, gdy staruszka umarła, zdawało się, że cały świat Kanny zawalił się. Nigdy nie wiedział dlaczego. Wiedział jedno. To musiał być cud, że Kanna przeżyła w tym domu tyle czasu. Pogrążony w zwyczajowym mroku zdawał się zamczyskiem pełnym duchów.

***
Staruszka zaczęła opowieść...
Dawno, dawno temu w pałacu mieszkała prześliczna dziewczyna. Miała na imię Rimphaya. Była ona słońcem. Pewnego dnia, gdy jeszcze była bardzo młoda, jej ojciec- Nemrahay- który był powietrzem, wydał ją za mąż. Z tego pozbawionego miłości związku narodziła się Nimphaya- ciemność. Długie promienie słońca będące w rzeczywistości cudnymi, złocistymi włosami Rimphayi dotknęły twarzy nowonarodzonej dziewczynki szpecąc ją straszną blizną. Nimphaya nie mogła tego wybaczyć matce, która oszpeciła ją, a potem chciała zabić, gdyż roztaczała wokół siebie mrok. Córka szybko stała się młodą kobietą, a jej długie włosy stały się nocą i ciemnością. Zbudowała soie pałac, gdzie służyły jej gwiazdy- srebrzyści młodzieńcy. Codziennie Rimphaya próbowała pokonać Nimphayę, jednak ta najpierw sama próbowała walczyć, a potem uciekała razem z pałacem i świtą. Potem przyszedł jej pomysł, aby wykuć srebrne ostrze. Nie mogła tego zrobić jednak sama, gdyż miała do dyspozycji tylko mrok, który nie czynił jej matce krzywdy. Więc podczas każdej walki ścinała złote pukle włosów Rimphayi i z nich powstało srebrne ostrze- Sierp. Pierwsza walka, w której Nimphaya go użyła, okazała się ostatnią jaką musiała stoczyć. Zabiła matkę. W świetle jakie powstało podczas uderzenia sierpem o Słońce można było ujrzeć czarne włosy Nimphayi... Wijace się macki... Nie dające światła ciało Rimphayi spadło. Jej oddana sługa- Tarthaye znalazła je. Według dawnego polecenia Rimphayi wydobyła z niego złotą krew i serce... Magia z krwi otoczyła posiadłość barierą nie do pokonania przez mrok a serce zasilane krwią Tarthaye, która była gwiazdą, daje światło, które nie może jednak przebyć postawionej mrokowi bariery...

CDN







o c e ń     u t w ó r

Niestety, tylko zalogowani użytkownicy mogą oceniać utwory.

s t a t y s t y k a

śr. ocen : 6.00
il. ocen : 1
il. odsłon : 2072
il. komentarzy : 1
linii : 41
słów : 1654
znaków : 8258
data dodania : 2010-01-21

k o m e n t a r z e

    a u t o r : Rosalie007
    d a t a : 2010-02-13

Wow


Uważam,że to świetne! Oddaje to jak dzieci znoszą bicie oraz to jak niektórzy tak jak ty mają na tyle piękną wyobraźnie, że mogą stworzyć coś takiego!!!

strona 1 z 1
strona : 1  

d o d a j    k o m e n t a r z

Niestety, tylko zalogowani użytkownicy mogą dodawać komentarze.



p o l e c a m y

o    s e r w i s i e