FanFiction.pl wiersze poezja serwis poetycko - literacki

u t w ó r


kategoria : / /



"Kankun" nie znaczy kompletnie nic (Naruto fanfic) -- Notka 6 - Wąż i padalec

a u t o r :    Neonka


Znajdowali się we wnętrzu sporej jaskini, takiej, do której wejście było pionowe. Nikłe światło, bo forma krasowa umieszczona była głęboko pod ziemią, wpadało smugami przez szeroki otwór wejściowy; odbijało się w szmaragdach o bokach szlifowanych przez samą naturę. Pieczara mieniła się od zielonkawego kruszcu, wyłożona nim w całości. Na grubej warstwie podłoża, które stanowiły między innymi opadłe liście, wiekami przedostające się do wnętrza; rosły paprocie i mech. Panował chłód. Ruszyli przed siebie, w jedną możliwą stronę; Kankun szedł przodem, zadzierając głowę, usiłował dostrzec sklepienie monumentalnej jaskini, na próżno, ginęło w mroku; za chłopcem - Fanki; wpatrzone nieodmiennie w grunt. Karłowate paprotki rozwijały swe listki, podobne wpierw do ślimaków. Co większe kawałki minerałów wystawały spod zbutwiałego podłoża, stanowiąc złośliwą pułapkę gotową przebić stopę. Kapała skądś woda, wspomagając rozkład liści, przetwarzanie ich na miał, z którego korzystały paprocie. Szmaragdy powstały o wiele wcześniej, w czasach, których nie widział jeszcze żaden człowiek.

( - Slytherin! - skomentował Severus Snape, targając za ucho Harry'ego Pottera.)

Pośrodku sali znajdowała się, wbita na sztorc w miałki grunt, płyta nagrobna ze szczerego złota o podłej, żółtej barwie*; jakiego to nasi sąsiedzi zza wschodniej granicy z lubością używali do wykonywania zębowych plomb, oczywiście celem podkreślenia statusu społecznego. Nagrobek wysadzany był rubinowymi i turkusowymi cyrkoniami pomieszanymi ze sztucznymi diamentami wyszlifowanymi na najwyższy połysk; przystrojona dodatkowo srebrnymi płaskorzeźbami wężyków o oczach z różowego kryształu; gady były zaplątane w pozłacane kiście winogron, a to wszystko udekorowane wyobrażeniami pucołowatych cherubinków w koronkowych kołnierzykach, wysmarowanych, obłażącą już gdzieniegdzie farba olejną, na majtkowy róż...

- O żesz w chuj! - pomyślał Kankun, któremu na sam widok zrobiło się niedobrze. Ale sprawa wymagała poświęceń. Wszystkie drobiny jego ciała wypełniała determinacja.

- Zróbmy to, zanim nam ucieknie. :/ - szeptały miedzy sobą Piszczące Fanki, wykorzystując jego osłupienie tym nieprawdopodobnym kiczem.

- Skoro już tu jest, nie spieprzy nam. Przestańcie panikować. :( - syknęła Gruba.

- O czym tak szepczecie? - zapytał „wężowiec".

- Bo my... Musimy ci się do czegoś przyznać... {pełna_skrucha} - jęknęła Szara (jak Kakashi).

- Myśmy już z nim wcześniej gadały. Z Orochimaru. {obawa} - powiedziała Brunetka.

- Co takiego? - Kankun uniósł brew. Fanki znów odczuły obecność czegoś czarnego. Odruchowo się cofnęły. - Poza tym... Niby jak? Przecież on jest martwy.

- Wiedziałyśmy, że będziesz się gniewał. T.T

- Poprosił nas o przysługę... -.-

- ...kiedy przez przypadek go przywołałyśmy. Dawno temu. O_o

- Umiecie przyzywać dusze? - zdziwił się chłopak.

- Otóż to. {mina_sierotki_Marysi}

- Sam wymyślił, aby oddać ci kawałek swych wielkich umiejętności. {zachwyt}

- Czego się spodziewałyście? Dlaczego nie mówiłyście tego wcześniej? – zapytał ze złością.

- Właśnie dlatego. Nie przyszedłbyś tutaj. Nie lubisz go. I nikt go nie lubi. Chciał pomóc przynajmniej jednej osobie w życiu - tobie. :(((

- Naprawdę? Co on się taki dobry zrobił?

- Kto jak kto, ale ty powinieneś zrozumieć. Przecież czujesz się podobnie. Jesteś nieakceptowany. :(

- Już nic z tego nie rozumiem.

- Popatrz. Czy te oczy mogą kłamać? {puppy_eyes_by_DewHagane}

Kankun westchnął. Przebudzone pragnienie zemsty było tak silne, że było mu już wszystko jedno, czy kawałek duszy Sannina zostanie pozyskany za zgodą właściciela czy też bez.

- Przywołuj. Już! - szepnęła nerwowo Gruba, szturchając w ramię jedną z Szatynek, o włosach związanych we wspaniałą kitę na czubku głowy. Tamta, wyjąwszy rulon papieru, cisnęła go na wilgotną ziemię, tak, że sam się rozwinął. Później wyszarpnęła jakieś żelastwo i bez żenady rozcięła sobie palec. Kankun obrócił się zniesmaczony. Spojrzał na nagrobek, który nagle sczerniał od wzorów pieczęci.

Powietrze nad obeliskiem gęstniało, stając się coraz bardziej widzialne, przyjmując kształty to czaszki, to uszu, to oczu, to fryzury a la wyznania gejszy taniec dziewicy, w końcu formy zdecydowały się scalić w jedno. Pojawiła się głowa.

Półprzezroczysta.

Szatynka I znieruchomiała, koncentrując całą chakrę i uwagę na utrzymywaniu duszy Sannina w świecie żywych. Dziewczynę musiało to męczyć, bo pociła się niesamowicie, dysząc niczym panie w filmach, których młodemu „wężowcowi" nie wolno było oglądać.

Kankun zastygł również, w zadziwieniu. Twarz Orochimaru, o którym ciągnęły się całe rodzinne legendy, dziś była naprzeciw. Zła? Okrutna? Antypatyczna? Nie miał pojęcia. Taka sama jak jego, sam był jakoby miniaturką powstałej formy.

Duch przemówił głosem hipnotycznym i spokojnym. Dwie pary pionowych źrenic zetknęły się.

- Ty jesteś Kankun?

- Hai.

- Wiesz, kim jestem? Oświecę cię, mój drogi. Ja jestem... Mniejsza z tym. Od tej pory uważaj mnie za swojego wujka.

- Jak w „Królu lwie"? – odparował chłopiec.

- Aż tak nie. Ale możesz mi mówić na "ty".

- Z dziką przyjemnością – odparł Oroczi, uśmiechając się szelmowsko.

- Posłuchaj. Uczynię cię silnym i mądrym. Pragniesz tego, prawda? – szeptała głowa, kołysząc się miarowo na boki. Tik-tak, tik-tak. W tle zawyły fanfary „Orochimaru's theme". - To nic nie boli, nie jest też szkodliwe. Nie zrani cię... Tylko musisz zrobić jedno. Wpuść mnie do swojego umysłu. Jeśli to zrobisz, będziesz potężniejszy od samego Naruto - szeptała mu do ucha. Nieziemska materia, oplótłszy się lubieżnie wokół ciała Orocziego, wywoływała przenikliwe zimno w każdym miejscu kontaktu ze skórą.

- Jak mam tego dokonać?

- Zdejmij zabezpieczenie...

– Zaraz, zaraz - pomyślał Kankun. Przypomniał sobie przytaczane często powiedzenie Siódmego Hokage: „Nigdy bez zabezpieczenia".

- Każdy ma w umyśle blokadę zapobiegającą wniknięciu obcego ducha. Po prostu zerwij ją. Otwórz się... – szeptał Orochimaru, niemalże erotycznie. Snuł się w powietrzu, wlokąc za sobą smugi szarawego dymu, później przyjął pozycję en face. Jego twarz nic nie wyrażała, oczy kazały zostać Kankunowi w miejscu, czyniąc z niego małą, bezbronną myszkę. Tokagebi nie lubił tego.

„Kazały?" Czy mnie można do czegokolwiek zmusić?

- Chwileczkę! - Chłopiec w jednej chwili, jak cięciem katany, przerwał dziwną atmosferę. - Ty ściemniasz!

Czarnowłosy łeb zamilkł, wytrzeszczając gadzie patrzałki. Był wyraźnie zaskoczony.

- Nie wiem, co kombinujesz, ale kombinujesz! Bo ja... ściemniam tak samo - powiedział kurewsko szczerze Oroczi.

W tej chwili poczuł, że nie może się poruszać. Możliwe, że to sprawka upiora, albo też Fanki potraktowały go jakimś złośliwym genjutsu. Czy ninjutsu. Kogo to obchodzi? Dość, że Kankun był w pułapce.


+++


- Panie, teraz nam nie umknie. Spętałyśmy go chakrą i mokrym powietrzem - zaskowyczały. – Możemy go zmusić do przyjęcia ciebie. Wystarczy trochę potorturować... :}

- Spokojnie... - rzekł Orochimaru. - Mówiłyście, że jest słaby psychicznie, więc pozwólcie, że sam to zrobię.

- Jak, panie? Przecież nie możesz wykonać żadnego... :(((

- Milczeć! - huknął nagle, jakby coś bardzo go zdenerwowało. - Wątpicie w moje umiejętności?

- Wy podstępne babiszony – syknął zwykły Oroczi, usiłując uczynić choć ruch. Rozległ się trzask, może to chrupnęły nierozruszane stawy, a może pękły zamki do komnat podświadomości, które powinny być zapieczętowane na zawsze. Do pomieszczeń zwanych „nienawiść". Chłopak zrozumiał, co oznacza zachowanie towarzyszących mu osób. Nie będzie żadnego dodawania zdolności. Nic już nie będzie. Próbował z całych sił wyszarpać się z uwięzi, wizualnie bardzo podobnej do tej z techniki Shikamaru**. Na próżno. Nie mógł nawet drgnąć.

- Widzę, że jesteś kiepski, Kankun. Zawsze byłeś. Dziewczyny wszystko mi wyłożyły na twój marny temat – zaczął Sannin, a raczej to, co z niego zostało, swą zwykłą gadkę. – Słaby, mizerny...

- ...bezmyślny, brzydki, mam nierówne zęby i beznadziejnie dymam. Wiem, znam to na pamięć - prychnął Kankun. - Ale jednego mi nie możesz powiedzieć. Że mam idiotyczną twarz.

Coś się budziło, pozbawiając zmysły zwyczajnej, codziennej obawy. Coś, czego Oroczi nigdy jeszcze nie widział, a było w nim zawsze; otwierało leniwie swe nieludzkie oko. Chłopiec zaczynał rozumieć, dlaczego wszyscy nie cierpieli Orochimaru, dlaczego echo tej niechęci odbijało się nawet na jego dalekich krewnych.

- Bronisz się słowami, ale tak naprawdę czyny... Nigdy za tym nie pójdą. Nie jesteś nawet cząstką mnie. – Trucizna słów sączyła się w najlepsze z widmowych ust Sannina.

- I kto to mówi! Ten, co zrobi wszyyystkie pieczęcie i pokaże nam zaraz jakieś jutsu. Sam jesteś słaby, bo jesteś trupem. To tynie jesteś nawet setną cząstką mnie, chociaż nie mam prawie żadnych umiejętności - powiedział Oroczi. - Bo jestem ŻYWY. - Wyszczerzył kły, jakby sygnalizował, że zaraz będzie gryzł. I to mocno.

Orochimaru zrobił to samo. Ofiary nie zwykły obrzucać go mięsem. Chyba, że... ci z Tokagebi, Buruu-hebi i Haadokoa-hebi, którzy regularnie próbowali go wyeliminować, aby „oczyścić ród"***. Oni tylko byli zdolni do takiej złośliwości, przeczącej kompletnie zasadzie: „nie wdaję się w dyskusję z wrogiem, bo jestem good i patetyczny, pokażę swoją wyższość, wszystko wytrzymam". Co gorsza mieli skłonność do obracania kota ogonem. O, tak, uciążliwi... Raz nawet odcięli Orochimaru głowę i odrzucili w takie miejsce, że Kabuto**** odnalazł ją dopiero po dwóch miesiącach. Jak Sannin wtedy klął! Uczyniło to dwóch braci Tokagebi, rudych i wrednych. Zabił ich kolejnym razem... Nic to nie dało, nawet po śmierci się śmiali.

- Zaraz pewnie zaczniesz gadać o tym, że jestem zakałą klanu i że świat odetchnie z ulgą, kiedy mnie nie będzie.

- Skąd wiedziałeś? - zdziwił się duch.

- Znam to na pamięć! Mamy wszystkie twoje odzywki zapisane w specjalnym pamiętniku - zachichotał młody„wężowiec". Wyglądał teraz bardziej demonicznie niż sam Sannin.

„Jaką by tu szpileczkę, jaką bytu szpileczkę..." - zastanawiał się upiór. Łatwo się domyśleć, do czego dążył. – „Muszę doprowadzić więźnia do takiego stanu, że odechce mu się żyć i sam mi odda swoje ciało." - Atutem w dręczeniu psychicznym zawsze był fakt, iż Orochimaru wiedział dużo o swoich wrogach i ich słabościach. O tym osobniku na dobrą sprawę nie wiedział nic.

Nagle błyskotliwy pomysł.

Wygląd!

- Masz pedalski fioletowy T-shirt. Tylko ciota może się tak ubierać. Na twoim miejscu od razu bym się utopił w rzece – powiedział Orochimaru.

- Odczep się od zwyczajowej barwy rodu Tokagebi - zirytował się Kankun. - A ty masz kolczyki w obu uszach. Co za gejówka!

- Tokagebi... A jednak... - powiedział niechętnie duch.

- Bynajmniej nie przez kolor kimona, ale przez CIEBIE, wywłoko, cała wioska się ze mnie nabija... - zaczął się pienić Oroczi.

- Radzę ci uważać na słowa. Jeszcze jeden taki tekst i dziewczęta już teraz cię zabiją.

- Panie, nie możemy... - powiedziała Szatynka I, ta od przywoływania upiorów; niemalże mdlejąc ze zmęczenia. - To jego ciało chciałeś, prawda? Przecież mówiłeś nam, że musisz przejąć żywe... :(((

- I pracuj tu z takimi. Spieprzyłyście mi nawet groźbę.

- Ach, tak... Moje ciało - powiedział Kankun. Jego oczy płonęły. - Poprzednie było damskie, co Oroś?

- Abuni, zdejmij tą blokadę z jego umysłu. Nie mam już czasu na zabawę. Teraz naprawdę się wkurwiłem.

- Gdyby ludzie wiedzieli, że ściemniasz, nikt by cię nie słuchał.

- Przeklęty Tokagebi! Powinni cię usunąć! - warknął Orochimaru. Jedyne, co miał do zranienia, to dusza, a ta była właśnie masakrowana.

- A twoi starzy powinni założyć gumę. Uniknęlibyśmy tej dyskusji

Ninjutsu Brunetki traciło na sile, niewidoczne więzy pękały jak szwy wadliwie wykonanych ubrań. Więc Oroczi został opleciony dodatkowo przez iluzoryczne zielsko, kiczowate róże, niestety pełne kolców. Każdy ruch kaleczył. Krew. Nareszcie. Manga i anime bez krwi jest jak kolej bez kolejarza. Ból powodował utratę koncentracji; Szara (jak Kakashi) szybko wykorzystała ten fakt, aby„pogrzebać" chłopcu w umyśle.

- Gotowe. Blokada zdjęta. :} - zachichotała.

Duch Orochimaru przy akompaniamencie demonicznej muzyki wniknął do ciała swego młodszego krewniaka...

... i jeszcze szybciej z niego wyleciał.


+++


- Wypierdalaj – powiedział Kankun poważnie.

- Co ty masz w tej głowie? - zapytał niechętnie Sannin. Nieszczęśnik przed chwilą zetknął się z iluzoryczną grupą pseudokibiców krzyczących „Arka, dziwko, derby blisko!"; oraz z ich kijami bejsbolowymi. Ukoronowaniem kompozycji było ucieleśnienie samego Kankuna, uzbrojone w sprężynowy nóż. - Jesteś nienormalny... – Usiłował za wszelką cenę pognębić przeciwnika, teraz już z czystej złośliwości.

- Ciało mam słabe, ale dusza... Jest mocniejsza od twojej. W starciu duch/ duch przegrywasz. A że ciała nie masz... Przerżnąłeś na całej linii. Najwyższy czas zresztą, bo zbyt rzadko ci się to zdarzało - drwił chłopak. Krew doprowadzała go do białej gorączki.

- Najwyższy czas, żebyś umarł - roześmiał się nerwowo upiór. Został pokonany, po raz wtóry w podobny sposób, dodatkowo na oczach swoich ostatnich czcicieli, a to nie dodawało autorytetu, należało więc jak najszybciej zatrzeć ślady incydentu.

Kankun wzruszył ramionami. To znaczy wzruszyłby, gdyby kolczaste pnącza trochę się rozluźniły.

- Co? - pomyślał Sannin. Wywołanie strachu przed śmiercią czy spotęgowanie wrażenia beznadziejnego położenia zwykle prowadziło do nieuchronnego zwycięstwa. A na niewinnej buzi młodego „wężowca"nie było nawet cienia obawy. - I to ma być mały, przerażony chłopiec? Wioskowa ciota? - krzyknął duch na swoje fanki. Zadygotały, mdlejąc jednak bardziej z rozkoszy niż ze strachu.

- Ukażesz nas? {nadzieja}

- Weź jego ciało, proszę. I zrób coś wreszcie. {lekki_wyrzut_w_piskliwym_głos ie}

- Chcemy poznać twojego long pen... {słodkie_oczka}

- Chyba nie pendrajwa. {grobowa_mina}

- Nie - syknął Orochimaru. Cały czas świecił lekko na zielono, teraz przyjął barwę dzikiej czerwieni. Na widmowym czole zaczęła drgać widmowa żyłka, a widmowe brwi zmarszczyły się w ostatecznej wściekłości. - Zabijcie go. Dlaczego, kurwa, nie powiedziałyście mi wcześniej, że to jest pieprzony Tokagebi z pieprzonej rodziny Tokagebi? Jest BEZUŻYTECZNY!

- Abuni, szykuj pejcze. :DDD

- Będzie karanko. :)))

- Och, ach i wanilia. :P"

- Czy wyście powariowały? - zdziwił się założyciel Oto - Gakure*****.

- Na twoim punkcie. {spiral_madness}

- Jak on krzyczy, jak on krzyczy, tak jak Hitler na mównicy. {mina_niemieckiej_frau_spełnia jącej_się_przy_Kinder_Küche_i_ Kirche}

- Orochimaru, nie denerwuj się. {prośba}

- Założymy seksowną bieliznę i będzie dobrze. {pielęgniareczka}

- Mamy też obrożę z ćwiekami i smyyycz... {zadowolenie_z_siebie}

Więzień bacznie obserwował scenkę rodzajową - ducha, który wisiał w powietrzu z wyrazem politowania na demonicznej facjacie; oraz Fanki, wykonujące wokół Sannina swój zwyczajowy taniec radości. Zastanawiał się, czy jest jeszcze szansa wybrnięcia z niezbyt ciekawej sytuacji. Znikąd pojawił się...

...pomysł!

- Dziewczyny! - odezwał się Kankun Tokagebi. - Naprawdę wam się podoba? Ta pokraka? Jest tylu lepszych facetów...

- Jak możesz go obrażać? Jest najśliczniejszy w całej Wiosce. }:( - odparły nastolatki. Oburzony ton ich głosików sugerował, iż chłopiec dokonał właśnie najgorszej profanacji.

- Chyba BYŁ. Spójrzcie prawdzie w oczy, to stary pryk. Ile będzie miał lat, jak go wskrzesicie? Sześćdziesiąt? Siedemdziesiąt? Nawet nie będzie mógł... No wiecie.

- Czego nie będzie mógł? Wyduś to z siebie, jakżeś taki szogun - zadrwiły, widząc u dziecka pierwszy od jakiegoś czasu objaw posiadania emocji : lekki rumieniec. - Poza tym, on się odmładza, po każdej transmigracji. Zawsze jest śliczny, nie starzeje się, tylko nabiera doświadczenia. {ślina_z_paszczy}

- Nie chodzi tylko o wygląd. Również o uczucia. Orochimaru was nie kocha. Nigdy nie będzie was kochał. Nie jest do tego zdolny!

- „A to wąż przebrzydły" - pomyślał duch Sannina, unoszący się bezpośrednio nad głowami Fanek.

- Jest patologiczny – ciągnął Kankun. - Powinien zostać w grobie.

- Właśnie to nas kręci. XD

- Że jest w grobie?

- Nie... Że jest taki niegrzeczny. ;)

- Dajcie spokój. Facet będzie was lał, a w napadzie złego humoru was zabije! Gdy wszedł do mojego umysłu, przypadkiem ukazał mi swoje przyszłe zamiary. Zobaczyłem wnętrze tego człowieka! Ja zginę, owszem, ale wy będziecie następne!

Orochimaru milczał, sparaliżowany tak prostą prawdą.

- Proponuję wam pewien układ - dacie sobie z nim spokój, wypuścicie mnie, a ja nikomu nic nie powiem i zapomnimy o sprawie. Będziemy wszyscy spokojnie żyć sobie w Konosze, jakby się nic nie stało – uśmiechnął się chytrze Oroczi.

- Zapomnij! :(

- Chcecie być nieszczęśliwe? Chcecie umrzeć? – pytał chłopiec, patrząc im uważnie w oczy. Jego – o kocich źrenicach, stały się piękne, bo zagościła w nich inteligencja.

- Ohoho... Nic nam nie zrobi. {nadzieja_w_głosie}

- Życie na krawędzi, lubię to. {skok_na_bungee}

- Dziewczyny... Proszę... - mówił więzień, nie szarpiąc się już w kłujących zaroślach. Bez tego czuł się jak nieudana wersja fakira. - Nie mam pojęcia, dlaczego laski są takie naiwne i zamiast kogoś normalnego wybierają dewiantów...

- On jest silny. *.*

- Sprytny. *_*

- Ma w sobie coś. ^.^

- Chcę zobaczyć jego ku... O.o

- Chyba nie kunai. T.T

- Dziewczyny, to tylko seks. To, co czujecie, nie jest miłością.Miłość musi być obustronna – tłumaczył cierpliwie młody„wężowiec".

- Ale Oroś nas kocha. Prawda, Oroś? :D

- Tak - odparł „Oroś".

- I znowu ściemnia.

- Jak nie kocha to pokocha. {nadzieja}

Niedobrze... Naprawdę niedobrze. Niektóre uczucia są jednak ślepe jak Itachi****** po nadużyciu Mangekyou Sharingana. Na szczęście Tokagebi miał jeszcze jeden argument.

- Sannin wybierze tylko jedną z was. Nie będziecie mogły wszystkie być jego dziewczynami - powiedział.

- Jak to nie? {zdziwienie}

- Kiedyś o tym dyskutowałyśmy {kretyński_lol_z_fabrycznych_e motek_gadu_gadu}

- I jakie wnioski? - zapytał, siląc się na uśmiech.

- Uwielbiamy trójkąciki. :D

- I wielokąciki. :DDD

- Bosz... - westchnął Kankun. - Już nic nie mówię. Napiszcie o tym na blogu, może ktoś wam udzieli pomocy psychiatrycznej. Są też portale i fora internetowe dla takich ludzi...

- Na co czekacie? Zabijcie go! Zdenerwował przecież Mnie – niecierpliwił się Orochimaru.


+++


- Chyba umrę - pomyślał Tokagebi. Przynajmniej nie skończy jako pojemnik na cudzą, dość uciążliwą dla ludzkości duszę. Przynajmniej jego własne ciało nie przyniesie mu więcej wstydu. - Gdybym chociaż mógł coś przywołać...

Przedarł się przez róże, rozcinając sobie skórę... Ból powodował jeszcze większą agresję, a zapach własnej, świeżej krwi dziwnie inspirował. „Wężowiec" wyciągnął dłoń ku ziemi.



-----------------------



*Zarówno jaskinia, miejsce pochówku, rytuał, jak i wygląd ducha są moim pomysłem, dopasowanym jednak do realiów "Naruto".

**Leniwy geniusz. Z Tych Dobrych. Wygląda jak jeleń. Większość wydarzeń kwituje słowem "beznadzieja". Potrafi unieruchamiać ludzi za pomocą własnego cienia. I kilka innych rzeczy, ale jest zbyt leniwy, by nam to pokazać.

*** Jak Hebi nie występują w oryginale, to ich działania też nie. "Podskakiwanie" Orochimaru tez bardzo rzadko występuje w oryginale.

****Sługus naszego Złego.

***** Czy wspominałam już, że Orochimaru założył Wioskę Dźwięku?

****** Brat Sasuke Uchihy. Zły czy dobry? Różnie. Ślepnie, bo jego doujutsu się przerasowiło.






o c e ń     u t w ó r

Niestety, tylko zalogowani użytkownicy mogą oceniać utwory.

s t a t y s t y k a

śr. ocen : 0.00
il. ocen : 0
il. odsłon : 1338
il. komentarzy : 0
linii : 309
słów : 3726
znaków : 19933
data dodania : 2010-02-25

k o m e n t a r z e

Brak komentarzy.

d o d a j    k o m e n t a r z

Niestety, tylko zalogowani użytkownicy mogą dodawać komentarze.



p o l e c a m y

o    s e r w i s i e