|
|
|
|
|
kategoria : / /
"Żądna Zemsty" Rozdział1
a u t o r : Truska93
w s t ę p :
Rozdział 1- Sen.Proroczy sen.
u t w ó r :
Obudziłam się raptownie. Było bardzo wcześnie. Mój krzyk stłumiła poduszka. Dziwny sen - pomyślałam. Odruchowo sprawdziłam czy już nie śnię. Au - zabolało, gdy się uszczypnęłam. A więc nie spałam. Zostałam jeszcze w łóżku po kolei układając wszystko w całość. To był tylko zły sen, zły sen - powtarzałam w duchu. Nic nie pomagało. Nadal cała dygotałam. Zły sen, a jak bardzo realistyczny. Śniło mi się, że moi rodzice zginęli. Tak, a ja wszystko widziałam. I jak to we śnie stałam w miejscu, nie mogąc się ruszyć a i krzyk ugrzązł mi w gardle. Wszystko było tak prawdziwe, że niemal uwierzyłam w realność tego zdarzenia. Powoli dochodziłam do siebie, gdy usłyszałam jak ktoś wchodzi po schodach. Aż podskoczyłam, gdy uchyliły się drzwi. Alyson? - Szepnęła mama. Tak mamo? - Odpowiedziałam. Wszystko w porządku? Słyszałam jakiś dziwny odgłos. Ah, przeklęłam się w duchu. Myślałam, że zachowuje się cicho. Tak, tak, wszystko ok. Mama weszła do pokoju i usiadła na krańcu łóżka. Bacznie mi się przyglądała. Wyglądasz na wystraszoną - stwierdziła. Tak, miałam koszmarny sen. Przepraszam, że cię obudziłam. Nic nie szkodzi. - Odpowiedziała szybko. - Jak bardzo był straszny? No nie. Liczyłam, że nie zada tego pytania. Nie miałam zamiaru jej opowiadać o tym, że przyglądałam się we śnie, jak ją ćwiartują. Zwykły koszmar. Taki, w którym spadasz, spadasz i spadasz w czarną dziurę. I tak bez końca - z nerwów paplałam jak najęta. Mówiłam wszystko, co mi ślina na język przyniosła. Nie wyglądała na usatysfakcjonowaną. Westchnęła. Cóż, jeśli nie chcesz mi powiedzieć… ponownie westchnęła. Mamo? - Zerknęłam w jej stronę. Coś było nie tak. Na jej twarzy pojawił się malutki grymas bólu. Wiesz, od paru dni męczy mnie pewne dziwne przeczucie. - Cały czas ją obserwowałam. - Czuję, że lada dzień ma się coś wydarzyć i nie jestem pewna czy to coś dobrego… - przełknęła głośno ślinę -…Czy złego. Mamo… - zaczęłam. Byłam wewnętrznie rozdarta. Czułam, że wzmianką o moim koszmarze zachęciłam ją do zwierzeń. Kiedy zobaczyła moją minę, zaczęła wszystko przeobrażać w żart. Dobrze wiesz, że się o Ciebie martwię. Jesteś naszą jedyną córką. A przeczucia matki prawie zawsze się sprawdzają. Wiesz ten matczyny instynkt… - powiedziała z uśmiechem. Taa. Nigdy Cię nie zawiódł. - Pozwoliłam sobie na odrobinę sarkazmu. Zaśmiała się cicho. Wiesz, może dam Ci zasnąć. Nie chcesz chyba rano wyglądać jak niewyspane zombie. Tak, tak, spróbuję zasnąć. Dobranoc. - Powiedziałam. Nakryłam się kołdrą i przymknęłam powieki. Czułam na sobie spojrzenie mamy. Chyba faktycznie się martwiła. Po chwili usłyszałam jak zamyka drzwi. Zapadła cisza. Mimo to nie mogłam zasnąć. Nie byłam pewna, czy ze strachu przed powrotem koszmaru, czy też słowa mamy nie dawały mi spokoju. Otworzyłam oczy i wpatrywałam się w sufit intensywnie rozmyślając. Co jeśli mamy przeczucia miały się sprawdzić? Jeśli dotyczyły mnie samej? Ponownie przymknęłam powieki, a kiedy na powrót je otworzyłam był już ranek. Musiałam wstać, by nie spóźnić się na zajęcia. Zbiegłam po schodach na dół. W kuchni zastałam mamę. Była trochę przybita. Cześć mamo – przywitałam się. Hej Alyson, jak tam? Wyspana? – Spytała. Nie do końca. – Odpowiedziałam. Zjesz śniadanie? Nie, wiesz, chyba muszę już lecieć, żeby się nie spóźnić. Pośpiesznie spakowałam potrzebne rzeczy do torby. -Na razie! - Krzyknęłam w korytarzu. Nie usłyszałam jej odpowiedzi. Spieszno mi było wyjść do ludzi, by, choć na chwilę zapomnieć o swoich problemach. Jadąc samochodem, zapuściłam głośno radio. Muzyka pozwoliła mi się trochę zrelaksować. Ani się obejrzałam, a byłam już na miejscu. Zaparkowałam auto i ruszyłam w stronę wejścia. Przy drzwiach dopadła mnie moja kumpela Jane. Hej Alyson! Wołam cię i wołam… Przepraszam – wymamrotałam. – Zamyśliłam się. Czyżby był ktoś, o którym nie wiem??? – Spytała, chichotając. Nie mogłam go nie odwzajemnić. Tak, wiesz, chyba przejrzałam w końcu na oczy. Twój brat jest taki przystojny. – Powiedziałam rozmarzonym tonem. Zbiłam ją z pantałyku. Już się nie uśmiechała. Powiedz, że to żart - powiedziała chłodno. Teraz to ja zachichotałam. No pewnie, że tak! – Widać było, że jej ulżyło. Poszłyśmy razem pod salę, nadal się śmiejąc. Ale podczas zajęć wróciły obawy. Przez całe przedpołudnie starałam się nie myśleć ani przez sekundę o swoim śnie. Zdziwiłam się, że mama nie podjęła rano naszego nocnego tematu. Jane zagadywała mnie, pytając o opinie, czy ma umówić się w końcu z Clarkiem z drugiego roku. Udawałam, że mnie to interesuje, grzecznie odpowiadając na każde zadane przez nią pytanie. Kiedy poszłyśmy na lunch, Jane niespodziewanie wypaliła: Alyson, od rana jesteś trochę zmartwiona. Czy coś się stało? Może to nie jest moja sprawa, ale widzę, co się z Tobą dzieje. Powiedz, czy mogę Ci jakoś pomoc? – Spytała z troską w głosie. Zamarłam. Czyżbym myślała na głos? Przez dłuższą chwilę zastanawiałam się, czy powiedzieć jej prawdę, czy też nie. Jane czekała na moją odpowiedź. Wiesz, to nic takiego. Po prostu moja mama ma dziwne przeczucie i jak to u niej bywa- częściej się sprawdzają niż żeby miały okazać się fiaskiem. – Miałam nadzieję, że to jej wystarczy. Hm, nie wyglądasz jakbyś przejmowała się tylko jej przeczuciem. Widzę w Twoich oczach, że coś Cię gryzie. Ale skoro nie chcesz powiedzieć… Nie, to nie tak – dodałam nieco spanikowanym głosem - Ok., chodzi o to, że miałam dzisiaj koszmarny sen. Był okropny, do tej pory dręczą mnie wizje z piekła rodem. Nawet jak o tym mówię, chce mi się krzyczeć. – Przypatrywałam się jej twarzy. Nieco ją wystraszyłam. Ah. – Jane zamyśliła się. – Wybacz Alyson, nie chciałam. Nie wiedziałam. Spokojnie, przejdzie mi. To był tylko sen. Mimo kilku prób zapewnienia jej, że nic mi nie będzie, nadal wydawała się nieco zlękniona. Do końca wszystkich zajęć Jane była mało rozmowna. Nie przeszkadzało mi to. Wręcz przeciwnie: miałam więcej swobody do rozmyślania. Przez to wszystko czas dłużył mi się niemiłosiernie. Gdy wreszcie zajęcia dobiegły końca, pojechałam do biblioteki, a potem planowałam przejść się po parku. Robiłam wszystko by jak najbardziej opóźnić mój powrót do domu. Nie chciałam na powrót znaleźć się sam na sam z myślami pośród czterech ścian mojego pokoju. Swój plan wypełniłam w stu procentach. Do domu wróciłam przed siódmą. Dom zastałam pusty. -Mamo? Tato? – Krzyknęłam. Nikt nie odpowiedział. Rzuciłam swoją torbę w kąt i wyszłam z korytarza do saloniku, by przejść do kuchni. Nikogo nie było. Na blacie kuchennym zauważyłam białą kartkę, wyrwaną z notesu mamy. Ktoś napisał dla mnie wiadomość. Widocznie ten ktoś się spieszył, ponieważ na papierze widniały krzywe litery i niedokończone wyrazy: „ Alyson, wyszliśmy z ojcem do Teatru. Nie martw się o nas. Możemy wrócić późno, więc odgrzej sobie obiad. Jest w lodówce. Zobaczymy się jutro. Całuje – mama.” Coś mi tu nie pasowało. Po pierwsze: mama nigdy nie zostawiała mi kartek z informacją, że gdzieś wychodzi. Zawsze wiedziałam wcześniej o jej planach. Po drugie: znałam pismo swojej mamy, a to jakoś nie bardzo mi pasowało do niej. I jeszcze to wyrażenie „ojciec”. Mama w życiu się tak nie wyrażała. Byli przykładem małżeństwa idealnego. Zawsze się wspierali, nigdy nie kłócili. Nie mówiąc już o tym jak się do siebie odnosili. Zawsze zdrobniale, co mnie czasami bawiło. Teraz nie było mi do śmiechu. Od rana same przykre sytuacje. Ten koszmar ( na wspomnienie go aż zadrżałam), złe przeczucia mamy, a teraz ten dziwny liścik. Dla zabicia czasu w oczekiwaniu na powrót rodziców usiadłam w saloniku i włączyłam telewizor. Podciągnęłam kolana pod brodę i w takiej pozycji przesiedziałam pewnie ze dwie godziny, kiedy zabrzmiał dzwonek do drzwi. Uff, nareszcie są. Ileż można siedzieć w teatrze? Poszłam otworzyć drzwi. Chwyciłam za gałkę i wtem ujrzałam nie rodziców, a Jane. Hej Alyson. Zapomniałam o twoich notatkach. Przyjechałam ci je oddać. Mam nadzieje, że nie za późno, co? Nie, co ty. Właśnie szłam na górę żeby się pouczyć. Dzięki że je przywiozłaś. – Zauważyłam, że Jane świdruje mnie wzrokiem. Wyglądasz jakbyś na kogoś czekała. – Wypaliła ni stąd, ni z owąd. Tak, wiesz moi rodzice wybrali się do teatru i myślałam, że to oni. – Odpowiedziałam szybko. Aha, pozdrów ich ode mnie. Do jutra. – Wycofała się i wsiadła do swojego auta. Stałam cały czas w drzwiach patrząc, jak znika za rogiem. Trochę zmarzłam, więc weszłam z powrotem do środka. Dłuższe czekanie nie miało sensu. Poszłam do łazienki i wzięłam prysznic. Lekko zmęczona poczłapałam do swojego pokoju. Położyłam się na łóżku, ale doszłam do wniosku, że teraz nie zasnę. Wzięłam swoje notatki i zaczęłam czytać. Znudziłam się po przeczytaniu zaledwie jednej strony. Dochodziła północ, a ja nadal nie miałam zamiaru zasnąć. Wytężyłam słuch: czekałam, aż zabrzmi dzwonek lub usłyszę dźwięk wkładanych do zamka kluczy. Nic się takiego nie wydarzyło. Po kolejnych odczekanych minutach moje oczy zamykały się same. Było już bardzo późno. Nadal leżałam i czekałam, ale do tego zaczęłam intensywnie rozmyślać. Coś mi to zaczynało przypominać. Wydawało mi się, że już kiedyś przeżyłam ten dzień. Efekt dejavu był tak silny, że gdy uzmysłowiłam sobie skąd go znam, zeskoczyłam z łóżka jak oparzona. Mój Boże! To nie może być prawda. Właśnie wszystko od tego się zaczęło. Ten dzień przeżyłam, ale we własnym śnie. Ale teraz nie śniłam. To wszystko działo się naprawdę. Wyjrzałam przez okno. Dokładnie w tej chwili miał zacząć padać deszcz. Było ciemno, więc uchyliłam okno. Zerwał się wiatr. Zamarłam. Na dworze właśnie się rozpadało…
Niestety, tylko zalogowani użytkownicy mogą oceniać utwory.
śr. ocen : 4.50
il. ocen : 2
il. odsłon : 1170
il. komentarzy : 1
|
linii : 64
słów : 1953
znaków : 10084
data dodania : 2010-03-11
|
a u t o r : Ancillea
d a t a : 2010-03-11
Niestety
Przeczytałam ten rozdział, jednak nie powiem, że z przyjemnością. Wszystko rozwija się bardzo szybko, postacie w twoim opowiadaniu nie mają tak naprawdę charakteru... Radziłabym poczytać trochę więcej DOBRYCH książek i w ten sposób wyszukać i poprawić błędy. Sama niedługo zamieszczę poprawkę mojego "dzieła".
strona 1 z 1
strona :
1
Niestety, tylko zalogowani użytkownicy mogą dodawać komentarze.
|
|
|
|
|
|
Wszelkie utwory zamieszczone w serwisie należą do ich autorów i są zastrzeżone prawami autorskimi. Zespół fanfiction.pl nie odpowiada za treść utworów i komentarzy. © 2005 - 2020 fanfiction.pl
|
|