|
|
|
|
|
kategoria : / /
O śmierci mowa
a u t o r : Ancillea
w s t ę p :
Prolog do mojego opowiadania o zupełnie nie poetyckiej śmierci jaka spotkała, dosłownie, pewnego poetę...
u t w ó r :
Michał. Burza blond włosów poety, którego zraniło życie i los okrutny. Siedział w fotelu swego posępnego mieszkania. Jego muza- farbowana czarnowłosa Mariola- postanowiła nie być już więcej dla niego inspiracją i poddała się woli zupełnie niepoetycznego Marka. Wszelkie pisma odmawiały publikacji jego wierszy. Nie było wydawcy, który by zapragnął spotkać się z Michałem po przeczytaniu jego tomiku poezji i z wypiekami na twarzy opowiadać o tym jak to one uświadomiły mu sens życia. Ba, nikt nigdy nie zachwycał się jego wierszami. Może tylko Mariolka. Pokój w którym miał dopełnić się jego los poprzez to co nieuniknione zdawał się być idealnym do tego celu. Śmierć poety musi być tragiczna. Brudne ściany oblewało ciepłe, pomarańczowe światło lampy z poplamionym abażurem.. Po pokoju porozrzucane kartki z wierszami. Pisanymi ręcznie oczywiście. Na stoliku do kawy pokrytym tandetnym obrusikiem w motyle stoi pełna popielniczka i filiżanka po kawie. Niemyte od dawna okno zasłonięte szczelnie koronkową firanką, która niejedno przeżyła. Tak, Michał nie mógł wybrać lepszego miejsca. Teraz chciał umrzeć ze swoim ostatnim wierszem na kolanach. O śmierci oczywiście. Natchnienie płynęło do niego z każdego zapleśniałego kąta. Pisząc tanim długopisem w zeszycie obmyślał powoli jak się zabić. Jeden z cesarzy chińskich, nie pamiętał który, w niepamiętanych przez Michała okolicznościach, połknął złoty liść. Pewien poeta utonął gdy chciał ucałować odbicie księżyca na jeziorze. Niestety, młodzieniec nie dysponował ani jednym ani drugim. Toteż gdy tylko odłożył długopis, położył zeszyt na kolanach zawołał głosem wzburzonym, aczkolwiek wzniosłym: - O śmierci nieunikniona, kochanko milionów, którzy opiewają cię w legendach tajemnicami i mrokiem! Chwalebna jedyna królowo świata, weź mój los w swe białe dłonie! O gdzie jesteś najdroższa! Nagle tuż przy uchu poczuł czyjś ciepły oddech, muśnięcie jedwabistych włosów i cichy, ale i namiętny szept: - Tu, kochanie... Młodzieniec poderwał się z krzykiem i odwrócił się gwałtownie. I swym oczom poety nie uwierzył patrząc na tę wielką panią, co zupełnie siebie nie przypominała.
Niestety, tylko zalogowani użytkownicy mogą oceniać utwory.
śr. ocen : 0.00
il. ocen : 0
il. odsłon : 1512
il. komentarzy : 0
|
linii : 6
słów : 395
znaków : 2133
data dodania : 2010-03-15
|
Brak komentarzy.
Niestety, tylko zalogowani użytkownicy mogą dodawać komentarze.
|
|
|
|
|
|
Wszelkie utwory zamieszczone w serwisie należą do ich autorów i są zastrzeżone prawami autorskimi. Zespół fanfiction.pl nie odpowiada za treść utworów i komentarzy. © 2005 - 2020 fanfiction.pl
|
|