FanFiction.pl wiersze poezja serwis poetycko - literacki

u t w ó r


kategoria : / /



Jill i profesor Severus Snape

a u t o r :    emma


w s t ę p :   

Opowiadanie o Severusie Snapie.
Uprzedzam, że to dość odważna fanfikcja.



u t w ó r :

-1-
‘Na szczęście, to już ostatnia lekcja w tym tygodniu – pomyślała Jill wychodząc z ciemnego lochu w którym odbywały się lekcje eliksirów - No, jeszcze wróżbiarstwo u Trelawney, ale to już raczej tylko formalnośc – pocieszała się w duchu - Wystarczy przyjść, starac się nie zasnąc i wyjśc. Nie chciała nawet zastanawiac się nad tym, co tym razem wymyśli szurnięta Trelawney. Wróciła więc myślami do lekcji, z której właśnie wyszła. Bardzo lubiła lekcje Eliksirów. Nie chodziło jednak o same eliksiry, których nigdy zresztą nie potrafiła dobrze wyważyc, a o samą postac profesora. Profesora, który budził w niej takie emocje, że często nie była w stanie nad sobą zapanowac podczas lekcji. Do tej pory nie mogła zrozumiec, skąd u niej wzięła się taka fascynacja. Profesor Snape, znienawidzony był przez większośc uczniów, był gburowaty, ironiczny i bardzo surowy. Jill pamiętała, że na początku sama za nim nie przepadała, a zmuszenie się do przyjścia na jego lekcje graniczyło z cudem.
Jednakże ostatnio coś się zmieniło. Czuła dziwne podniecenie na samą myśl, że znów go zobaczy.
Jako pierwsza zawsze czekała przed jego klasą, starała się jak tylko mogła wykonywac wszystkiego jego polecenia na lekcjach, żeby tylko był blisko niej, żeby tylko na nią spojrzał.
Nie był może najprzystojniejszym mężczyzną jakiego widziała, jego wiek także dalece odbiegał od jej, ale było w nim coś, coś co sprawiało, że kolana uginały się pod nią za każdym razem gdy go widziała.
Czuła też w sobie dziwną mieszankę uczuc. Była to fascynacja, która często przeplatała się ze strachem.
Zbliżając się do klasy Wróżbiarstwa, spojrzała w dół na swoje ręce pełne książek, upewniła się, że ciemnozielony znaczek na jej nowej szacie nie zagiął się. Za chwile miała znaleźć się w Sali profesor Trelawney, której szczerze nie lubiła. Denerwowały ją jej ciągłe przepowiednie o tym, jak to rychło skończy w rowie zagryziona przez wilkołaka.
Jej myślom wtórowały szydzące głosy innych Ślizgonów, którym także paliło się na te zajęcia jak
Złotemu Zniczowi do ręki Szukającego.
Gdy wszyscy znaleźli się już w przydusznawej Sali okręconej z każdej strony masą materiałów, kolorowych paciorków i stosów filiżanek, Trelawney przywitała się z nimi o mały włos nie zabijając się uprzednio o własną sukienkę. Wszyscy zatem postanowili, że mogą rozpocząc weekend, i jedna po drugiej, zmęczone głowy zaczęły opadac na stoliki. Profesor wyraźnie rada z tego, że klasa sucha jej z takim zaciekawieniem, że nie słyszy szmerów rozmów, rozpoczęła monolog o roli filiżanek i innych magicznych naczyń podczas odczytywania przepowiedni z fusów.
Jill zupełnie nie skupiała się na Trelawney, która teraz wydawała z siebie dzwięki, które chyba miały imitowac czajnik, jakieś mugolskie urządzenie. Jej myśli były zupełnie gdzie indziej.
Znów znalazła się w ciemnym lochu, w którym uczył Snape. W przeciągu kilku ostatnich tygodniu, zdała sobię sprawę, że była w nim zakochana, to jasne. Jak inaczej wyjaśnic te wszystkie myśli, które ją nachodziły. Jak wyjaśnic to, że rozmyśla o nim cały czas. Od czasu kiedy to odkryła, owe myśli z każdym tygodniem stawały się coraz bardziej.. wyraziste i odważne.. Ostatnio przypatrując się mu, jak chodzi po klasie, jak jego długi czarny płaszcz sunie za nim po podłodze, zaczęła wyobrażac sobie jak guziki jego szaty powoli rozpinają się jeden po drugim, jak widzi jego klatkę piersiową, ramiona, jak teraz profesor podchodzi do niej, stanowczo chwyta ją za talię i…
Z zamyślenia wyrwał ją głos Trelawney, która wydawała się być gdzieś bardzo blisko niej. Ostrożnie zaczęła podnosic głowę, żeby zorientowac się, co się dzieje.
Profesor faktycznie stała obok niej, ale na szczęście nie chodziło jej o Jill. Stała nad stolikiem Draco i to właśnie do niego kierowała teraz swój monolog: - Nie, nie, nie. Jak tak można. Nowiuteńką myśl-szukaczkę specjalnie dla was przyniosłam, a on bezczelnie bawił się nią! I ją roztrzaskał!
Jill z trudem wyrzucając obrazek wpół nagiego Snape'a z myśli, próbowała zorientowac się w sytuacji. W przepływie solidarności, postanowiła pomóc Draco, szybko wyciągnęła własną różdżkę, skierowała ją w stronę bezkształtnej masy na podłodze, na którą profesor akurat nie patrzyła, i szepnęła ‘reparo!’, jednakże nic się nie stało. Spróbowała jeszcze raz, ale też bez żadnego skutku.
Trelawney odwróciła się w jej stronę i łamiącym się głosem rzuciła: - Niemądra dziewczyno! To nie jest coś, co można posklejac głupim zaklęciem! –spojrzała sobie pod nogi na zepsute urządzenie, w jej oczach chyba pojawiły się łzy- Ja tego dłużej nie zniosę! –krzyknęła i widac było, że traci nad sobą kontrolę:– Ty! – krzyknęła i skierowała swą kościstą rękę w stronę Draco –w tej chwili masz zgłosic się do profesora Snape’a – A ty! – jej ręką teraz skierowana była prosto w Jill – ty pójdziesz razem z nim! – widząc, że Jill zamierza coś powiedziec, profesor dodała:- Pomogłaś mu! Widziałam to! Już! Wynocha stąd!

-2-
-No to świetnie – rzucił Draco gdy tylko zamknęli za sobą drzwi –Przynajmniej wyrwaliśmy się stamtąd wcześniej, co? – spojrzał na nią rozweselony.
Jill wciąż zupełnie nie rozumiejąca dlaczego i ją wyrzucono z klasy, pamiętała tylko urywek zdania: "do profesora Snape’a". Na samą myśl o tym, że znów go zobaczy momentalnie zrobiło jej się strasznie gorąco.
Draco uznał to za oznakę strachu i rzucił: - Nic się nie przejmuj, mam Snape’a w garści, jakoś się z tego wywiniemy – chwilę później doszli do jego gabinetu. Draco podniósł swą bladą rękę i odważnie zapukał w drzwi. Przez chwilę nic się nie działo, pomyślała że może go nie zastaną, kiedy to nagle drzwi otworzyły się szybkim szarpnięciem, zmrużyła oczy. Spodziewała się zobaczyc twarz Snape’a tuz przed nimi, ciśnienie wyraźnie jej podskoczyło, jednak gdy otworzyła oczy, okazało się, że Snape znajduje się na drugim końcu pokoju. Siedzi za biurkiem, w ręce trzyma różdżkę skierowaną stronę drzwi: - No, no, no, kogo my tu mamy – powiedział tym swoim głębokim, niskim głosem – Czyż nie widzieliśmy się niecałą godzinę temu? – omiótł ich spojrzeniem- Cóż zdążyliście wymyślec od tamtej pory? – w jego głosie pojawiła się tak dobrze znana Jill nutka ironii. A kiedy przypomniała sobie, co takiego zdążyła wymyślec od tamtego czasu, przepłynęła przez nią kolejna fala gorąca. Patrzył na nich z lekkim zdziwieniem zza kurtyny swoich długich czarnych włosów. To spojrzenie zawsze sprawiało, że czuła coś… coś jak miły ucisk w dole jej brzucha i po prostu ciarki przechodziły jej po plecach. Do tego ten odurzający zapach wypełniający jego gabinet, ciężkie opary jakiegoś eliksiru, które także nie pomagały jej się teraz skupic. Do jej świadomości dochodziło, że znajdowała się w jego gabinecie, po raz pierwszy odkąd ją uczy, była tak bezpośrednio blisko niego i teraz uginała się pod jego spojrzeniem. Nawet nie pamiętała po co się tutaj znalazła.
Snape wciąż bacznie im się przypatrując kontynuował: - Cóż, z panem Malfoyem miałem już –zrobił małą pauzę – przyjemnośc się spotykac w takich okolicznosciach, ale –tutaj utkwił wzrok w Jill- panna Norman jeszcze nigdy mnie nie odwiedziła.
Tego było dla niej za wiele, wciąż się w nią wpatrywał, nie mogła znieśc jego spojrzenia, zupełnie nie ważne stało się dla niej to, że zapewne odbierze punkty Slytherinowi. Zrobiło jej się bardzo gorąco, na szczęście było tam na tyle ciemno, że chyba nikt nie zauważył jej rumieńców.
Wtedy Draco zaczął opowiadac o tym, co wydarzyło się w klasie, teraz uwaga Snape’a skoncentrowała się na nim, Jill miała chwilę, by się uspokoic. Kiedy Draco skończył Snape bardzo powoli powiedział: - Ta… nic-nie-warta wróżbitka zapewne sama wypuściła to… coś ze swoich drżących rąk paralityka –Snape widocznie napawał się tym, że może komuś poubliżac – Jednakże, nie mogę pozostawic tego bez żadnych konswekwencji… - znów się w nich wpatrywał – Pan Malfoy, uda się do… do profesor Trelawney i ją przeprosi. Tak przeprosisz ją – powtórzył z naciskiem gdy zobaczył grymas na twarzy Draco – A panna Norman – utkwił w niej swe czarne oczy, a ona czuła, że jest bliska omdlenia – Panna Norman – powtórzył – skoro tak pali się do pomocy innym, jutro stawi się u mnie po kolacji o 20, i pomoże mi doprowadzic klasę do porządku –znów mała pauza- bo po ostatniej lekcji tych mizernych Gryfonów - zacząc cedzic słowa – całe ściany zalepione są… tym czymś co według pana Longbottoma było eliksirem – spojrzał na nich – To wszystko, do dormitorium! – i nie bardzo czekając aż do końca znikną w drzwiach, tak szybko zamachnął różdżką, że Jill ledwo zdążyła uratowac swoją lewą noge przed zmiażdżeniem przez drzwi.
- No to co – wielce zadowolony Draco zwrócił się do niej – ktoś tu się wywinął! – rozweselony udał się w stronę dormitorium.
Jill puściła tę uwagę mimo uszu, z wciąż wściekle bijącym sercem, starała się zrozumiec, co właściwie przed chwilą się stało. Czy Snape właśnie uniewinnił Malfoya, który był sprawcą całego tego zajścia z Trelawney?! Co więcej, czy Snape kazał jej, jej samej, przyjść jutro do niego?!
Tętno znów niebezpiecznie jej przyspieszyło. Dlaczego chciał, żeby tam przyszła, przecież usłyszał, że nic takiego nie zrobiła, chciala tylko to naprawic, a teraz ma u niego… szlaban?
Czy to znaczy, że ma spędzic z nim ten czas sama? Przecież wystarczyło tylko, żeby przeszedł koło niej, ba! żeby na nią spojrzał, a ona już dosłownie mdlała, a teraz ma być z nim zupełnie sama?
Wracając do dormitorium, próbowała uspokoic tętno. To tylko twój nauczyciel. Tylko nauczyciel- wciąż powtarzała sobie w myślach. Zobaczysz, to minie.
Ale wiedziała, że to nie minie. Te wszystkie myśli nachodzące ją niespodziewanie w ciągu dnia, te sny… zawsze tak realne. Przedwczoraj Meg obudziła ją potrząsając jej ramionami i krzycząc: - Hej, Jill! Obudź się! To tylko koszmar! – tyle, że to nie był koszmar, a ona bynajmniej nie jęczała ze strachu..
Tak więc te wszystkie dziwne rzeczy zaczęły nawiedzac ją ostatnio coraz częściej. Jeszcze nigdy wcześniej tak się nie czuła. Wystarczyło, że zobaczyła tylko cień jego sylwetki gdzieś na korytarzu, jego plecy obleczone w czarny materiał, jego ramiona, czarne włosy… a już coś w niej topniało.
Nie miała najmniejszego pojęcia dlaczego tak się dzieje, bynajmniej też nie miała zamiaru tego zmieniac.
I do tej pory tak właśnie było, marzyła o nim każdej nocy, na każdej lekcji, ale zawsze zdawała sobie sprawę z tego, że jest tylko którąś tam uczennicą ze Slytherinu.
Teraz dotarła do niej świadomośc, że nie jest kolejną zwykłą uczennicą, a on zna jej nazwisko, wie, że istnieje. I kazał jej stawic się w swoim gabinecie… samej.

-3-
Następnego ranka obudziła się cała zlana potem. Znów śnił jej się Snape. Teraz mysłała już o nim bez przerwy, nie była w stanie zapomniec. Poza tym, to już dzisiaj, to dzisiaj miała stawic się w jego gabinecie.
Szybko ubrała się i poszła do Wielkiej Sali na śniadanie. Jej wzrok mimowolnie, tak jak zawsze powędrował na stół nauczycieli, którzy także już powoli zasiadali do śniadania.
Oczywiście jej oczy pognały na prawo, żeby sprawdzic czy… Tak, już tam był. Profesor Snape właśnie sięgał po budyń waniliowy… jej ulubiony.
Na ułamek sekundy ich spojrzenia na siebie trafiły. Mogło jej się wydawac, ale Snape chyba przymrużył oczy. Co to mogło znaczyc? Nie, na pewno się jej przewidziało. ‘Przestan wmawiac sobie rzeczy, które się nie dzieją, idiotko!’ – skarciła się w myślach.
Wtedy tuż obok niej usiadła Meg i zaczęła monolog z pretensjami, że na nią nie zaczekała. Jill szybko zajęła się swoją miską płatków śniadaniowych, by przerwac swoje myśli. Słuchając opowieści Meg o tym jak szalony Hagrid kazał karmic im coś, czego nawet nie widzieli, Jill zdała sobie sprawę z tego, że ten dzień będzie niesamowicie długi, a ona nie ma ochoty słuchac o dziwactwach tego wielkiego dzikusa. Gdy Meg przycichła jedząc swoją jajecznicę, Jill zerknęła na Snape’a w momencie, kiedy wyciągał z ust łyżeczkę, powoli ją oblizując. Wydało jej się tak seksowne, że znów przeszła przez nią fala gorąca. Co jej przyjaciółka skwitowała tym, że poranek jest bardzo duszny.
Oczywiście nikt nie wiedział o jej fascynacji Snape’m. Nie była na tyle głupia, żeby rozgadywac o tym wszystkim, nawet swojej najlepszej przyjaciółce. Żeby odciągnąc się od myślenia o ustach Snape’a umazanych budyniem, opowiedziała Meg o swoim szlabanie wyznaczonym na dzisiejszy wieczór.
Meg, która jak wszyscy zresztą nienawidziła Snape, stwierdziła, że jest - Niesprawiedliwym, upierdliwym gbure- nagle urwała i spojrzała ponad Jill, która zaraz po tym odwróciła się. Tuż za nią przeszedł Snape, muskając ją swoim długim płaszczem po plecach. Poczuła dreszcze. Meg szepnęła: - Mam nadzieję, że tego nie słyszał… Dlaczego u diabła on w ogóle tędy przeszedł? Nigdy tędy nie chodzi…
Jill również udała dezorientację, ale doskonale zdawała sobie sprawę dlaczego. I wciąż czuła na plecach to delikatne muśnięcie.
Meg chciała wyciągnąc ją nad jezioro: – Jest taka świetna pogoda! Hej, Jill, ty mnie w ogóle słuchasz? – zaczęła machac jej przed oczami ręką – Jasne – odpowiedziała i zastanawiała się gdzie najlepiej będzie usiąść, żeby widziec okno gabinetu Snape’a.
Szły jeszcze korytarzem prowadzącym na dwór, gdy znów pojawił się w jej myślach. Przypomniała sobie jak patrzył na nią wczoraj w gabinecie, tylko na nią. Miała wrażenie, że rozbiera ją wzrokiem, czuła niesamowite gorąco, chciała… chciała podejść do niego, nachylic się nad jego biurkiem i .. kiedy oczami wyobraźni widziała już jak blisko jej twarz jest jego. Nagle zobaczyła, że właśnie on znajduje się na korytarzu dokładnie przed nią. Zapomniała, że ma tutaj dyżur.
Natychmiast odwróciła głowę, ale to, że znów był tak blisko niej, jeszcze bardziej wzmocniło jej wizję. Teraz widziała jak zaczyna go całowac, jak jej język delikatnie rozchyla jego wargi.
Skończ z tym! –próbowała zapanowac nad swoimi myślami, które niebezpiecznie się zagalopowały,
w momencie kiedy go mijały. Ukradkiem odwróciła się, by zobaczyc go jeszcze raz, wciąż stał w tym samym miejscu, i patrzył w jej stronę, patrzył na nią. Ich spojrzenia znowu się spotkały, poczuła znów to gorąco, odwróciła od niego wzrok, Meg ciągnęłą ją uparcie gdzieś przed siebie, wciąż jednak widziała jego spojrzenie, miała wrażenie, że wciąż na nią patrzy.
Była przez niego zniewolona. Jej dusza, ona, należały do niego, a to co on zamierza z tym zrobic zależy tylko od niego, już dzisiaj…

-4-
Dochodziła 17. Jill miała w perspektywie czekanie na kolację, a potem, znowu czekanie. Czuła, że ją roznosi, nie mogła już dłużej czekac, musiała przekonac się, czy te wszystkie znaki, to wszystko, co widziała do tej pory, nie było jedynie wytworem jej wyobraźni.
Podniosła się z kanapy na której siedzieli Ślizgoni, poszła się przebrac, bo było jej bardzo duszno.
Włożyła spódnicę, koszulkę z białym kołnierzykiem. Tym razem zrezygnowała z grubej kamizelki ze znakiem Slytherinu, wzięła za to pelerynę, uznając, że tak będzie jej chłodniej. Przechodząc przez Salę Wspólną, rzuciła do Meg, że musi skoczyc do biblioteki po książkę na poniedziałkowe zielarstwo. Meg chyba nawet nie zauważyła, że wyszła, tak pochłonięta była rozmową z Markiem. Kiedy znalazła się na korytarzu zaczeła myślec o tym co z nią jest nie tak. Dlaczego nie podobają się jej chłopcy w jej wieku. W Slytherinie było wielu przystojniaków jak to zawsze mawiała Meg. Ale Jill rozmawiając z nimi nigdy nie czuła tego… tego co czuła gdy Snape choćby na nią spojrzał.
Co prawda czasami umawiała się z różnymi chłopakami, dochodziło do pocałunków, ale zaprzestała randkowania po tym, kiedy ostatnio całując się z Sean’em wyobrażała sobie Snape’a.
Starając się w ogóle już o niczym nie myslec, udała się w stronę biblioteki. W soboty raczej nikogo w niej nie było. Więc miała nadzieje, że posiedzi sama i… i poczeka do kolacji.
Tak jak myślała, nikogo tam nie zastała. Światła, które były bardziej przyciemnione niż zwykle, pozwoliły jej oczom odpocząc, poczuła się odprężona. Przeszła prawie na sam koniec ogromnej sali i weszła miedzy dwa potężne regały i zaczęła szukac książki, choc już nawet nie pamiętała jej tytułu.
Jej myśli znów mimowolnie wróciły do Snape’a. Widziała jak znajduje się w swoim gabinecie, opiera się o biurko i powoli zaczyna rozpinac guziki swojej szaty. Jego ręka znajduje się przy szyi, wędruje teraz coraz niżej. Za chwilę stoi przed nią już tylko w czarnych spodniach opinających się na jego udach. Zrobiło jej się tak gorąco, że musiała usiąść. Opadła na fotel znajdujący się przy regale. Nie chciała przestawac o tym myślec. Wokół niej zrobiło się jakby jeszcze ciemniej, nie, to teraz nie ważne, wróc do tej myśli… -Powinnas się bardziej skupic, jeśli chcesz uzyskac dobrą wizję – do jej mózgu wdarł się głos Snape’a, myślała, że to jej wyobraźnia, że przypomniała sobie zdanie, które usłyszała na lekcji, myliła się. Tuż za nią stał Severus Snape, trzymając dłoń na oparciu fotela na którym siedziała. Obróciła się tak gwałtownie, że o mało z niego nie spadła. Stał teraz nad nią, w półmroku, spoglądając na nią z góry, wydawał się tak wysoki, tak silny… Zamarła w bezruchu, nie mając pojęcia co powiedziec, co zrobic. Snape powoli przesunął dłonią w dół oparcia, następnie przeniósł ją na regał stojący obok niego. Zaczął przyglądac się znajdującym tam książką, postąpił krok do przodu, przesuwając dłonią po grzbietach książek. Jill znów poczuła tak dobrze jej znane ukłucie w dole brzucha i gorączkowo też zaczęła zastanawiac się co on tu robi i dlaczego pyta ją o jakieś wizje?! Snape wciąż gładząc ksiązki zaczął mówic: - Przeciez byłas na lekcji, na której mówiliśmy o wizjach, czyż nie? –spojrzał na nią przez ramię- Tak więc powinnas wiedziec, że, by uzyskac w pełni świadomą i realną wizję, powinno się bardzo dobrze skupic – jego dłoń wędrowała teraz po grzbiecie jednej książki tam i z powrotem - Ale to, co ty… to czego ty doświadczasz ostatnimi czasy, to nie są zwykłe wizje, prawda? – zrobił małą pauze patrząc wysoko w górę na koniec regału i po chwili wracając wzrokiem na swoją dłoń, przez umysł Jill galopowały teraz przeróżne myśli, zdała sobie z czegoś sprawę, ale broniła się przed tym, nie chciała by to okazało się prawdą. Snape kontynuował: - Czy zdajesz sobię sprawę… czy wiesz…- zrobił pauzę patrząc na nią - czy wiesz czym jest leglimencja? –nie była w stanie nic powiedziec – Dobrze… - szepnął – To zdolnośc wydobywania uczuc i wspomnien z umysłu innej osoby. Co bardziej wprawieni, są w stanie… powiedzmy, że… wedrzec się do umysłu drugiej osoby i czytac to, co się w nim znajduje… - Jill czuła się jak rażona prądem odkąd tylko ujrzała Snape’a stojącego za nią, a teraz, po każdym wypowiedzianym przez niego zdaniu przez jej ciało przechodziła kolejna fala prądu. Nagle wszystko stało się dla niej jasne, Snape mówił o czytaniu w myślach… co znaczy, że…. – O Boże.. – szepnęła spuszczając z niego wzrok. Dlaczego o tym nigdy wczesniej nie pomyślała? Czuła się zawstydzona, chciała zniknąc, zapaśc się pod ziemie. Co on sobie teraz o niej pomyśli… On widział jej myśli! TE myśli!
-Tak – szepnął Snape znajdując się już tylko krok od niej – Widziałem wszystko – powiedział bardzo powoli, a kącik jego ust nieznacznie uniósł się w górę, wciąż wpatrywał się w nią usilnie – I ty… - zaczął nowe zdanie – ty też… widziałas… wszystko…
Jill nie bardzo zrozumiała koniec zdania… Próbowała się skupic, zrozumiec o czym on mówi… Po chwili doszło do niej… że… skoro on czytał w jej umyśle… ona miała dostęp do jego? Że sny, które jej się ostatnio śniły…
-To były moje sny – usłyszała jego głęboki szept, odważyła się podnieść głowę, teraz jego twarz znalazła się na wysokości jej. Opierał się o brzegi fotela, wpatrując się w nią. Jego usta znalazły się niebezpiecznie blisko jej. Jill zaczęła drżeć, wszystkie wizje znów stanęły jej przed oczami, nie czuła już wstydu. Wiedziała, że on czuł to samo. Że on, Severus Snape też o niej marzył. Poczuła jak ogromne ciepło rozlewa się po całym jej ciele. Odwzajemnił jej pocałunek. Spodziewała się, że jego usta będą zimne, były jednak bardzo ciepłe i miękkie. Początkowo onieśmieleni, chwilę później dali ponieśc się żądzy, pocałunek stawał się coraz bardziej intensywny, czuła jak jego język przesuwa się po jej własnym. Nagle chwycił ją za nadgarstki i pociągnął nią w górę, stali teraz między dwoma regałami, wciąż całując się bardzo namiętnie. Mocno chwycił jej talię, przyciągając ją do siebie. Za chwile, znów nią szarpnął, powodując, że zamienili się miejscami, pociągnął ją w dół, wylądowali znów na fotelu – stanowczość jego ruchów doprowadzała ją do szaleństwa - jego ręce zaczęły wędrować po jej ciele, zatoczył dłońmi okrąg na jej łopatkach, skierował się niżej, wsunął ręce pod jej spódnicę, jego ciepłe dłonie znalazły się na jej pośladkach, jego język wciąż wirował w jej ustach. Miała wrażenie, że zaraz eksploduje pod naciskiem jego rąk, języka.
Wplotła dłonie w jego długie czarne włosy. Zaczeła rozpinac guziki jego wysokiego kołenierzyka. On wciąż błądził swymi dłońmi po całym jej ciele, zaczął ściągac z niej szatę, chwilę później znalazła się nad nim w samej bieliźnie. Spojrzała na niego. Pasemko czarnych włosów opadło na jego czoło, oddychał bardzo szybko, jego usta, wciąż rozchylone i wilgotne, czekały. Sam jego wzrok sprawiał, że nie mogła już dłużej wytrzymac. Jego dłonie objeły jej biodra stanowczym uściskiem.
Zsunął ją z siebie, stała naprzeciwko niego, wciąż drżąc, czekając. Szybko podniósł się z fotela, podchodząc do niej, zdjął swoją szatę. Stanowczo chwycił ją, popychając na regał, który stał za nią, poczuła jak grzbiety książek wbijają się w jej własny. Poczuła jego ciepłe ciało przy swoim, włosy na jego klatce piersiowej, ocierały się o jej piersi, ich usta znów się złączyły, tak samo jak ich ciała. Stęknęli oboje, cicho, z rozkoszą. Otworzyła oczy, teraz jego oczy były dokładnie na jej wysokości. Czuła go w sobie, mocno zacisnęła nogi wokół jego tali, zaczął nią poruszac, poruszac się w niej, coraz szybciej.
Snape podniósł głowę, zaczął sapac, jego język znów znalazł się w jej ustach. Poruszał się rytmicznie. Zaczęła jęczec z rozkoszy, chciała żeby już nigdy nie przestawał, żeby został w niej na zawsze. Byli złączeni, czuli siebie nawzajem. Jej ręce błądziły po jego nagich muskularnych plecach. Ruchy jego bioder były silne i stanowcze, jego ramiona oplotły jej ciało.
Chwilę później przywarł do niej jeszcze mocniej, jego mokre włosy, przykleiły się do jej szyi.
Jego oddech zaczął się wyrównywac i zwalniac, nie chciała tego, nie chciała go utracic. Po chwili jednak, Snape osunął się na podłogę. Stronki włosów oblepiły jego twarz. Oparł się na łokciach, wciąż patrząc na nią i głośno oddychając. Jego uśmiech, po raz pierwszy odkąd go znała, nie był szyderczy.
Jeszcze nigdy nie wydawał jej się tak seksowny. Jego oczy wciąż błądziły po jej ciele, nie musiał nic robic, żeby czuła na nim ciarki. Patrząc na jego nagi tors nie mogla oprzec się wrazeniu, ze wyglada jak jeden z pomników które stawiali grecy, jednakze dało zauważyć się jedna małą.. właśnie nie taka małą.. różnicę.
-Rumienisz się – powiedział cicho, delikatnie podnosząc jedną brew. Po czym chwycił ją za rękę i przyciągnął ku sobie. Jej twarz znalazła się na wysokości jego. Zbliżyła swoje usta do jego ucha i coś szepnęła, Severus znów się uśmiechnął.
Położył się na podłodze, chwilę później oparła głowę na jego ramieniu. Jego dłoń delikatnie przesuwała się po jej plecach. Ciarki znów pokryły całe jej ciało, Severus wyczuł to pod opuszkami swoich palców. Sięgnął po swój płaszcz przykrywając ich. Leżeli spleceni na podłodze, Jill patrzyła na jego profil, to nie był już ten sam profesor Snape wymagający od uczniów bezwzględnej dyscypliny, jego twarz nie była surowa, jego usta nie były ironicznie zaciśnięte. Leżał obok niej Severus, mężczyzna jej marzeń, który właśnie spełnił jej marzenie..
Jego twarz była spokojna, otoczona czarnymi włosami w nieładzie. Na ustach, które właśnie delikatnie przygryzał, można było dostrzec lekki uśmiech.
Jeszcze mocniej wtulając się w jego ramie, znów zapragnęła poczuc jego usta. Położyła dłoń na jego policzku, skierowała jego twarz w swoją stronę, chwilę później poczuła jak jego język wślizguje się do jej ust.






o c e ń     u t w ó r

Niestety, tylko zalogowani użytkownicy mogą oceniać utwory.

s t a t y s t y k a

śr. ocen : 5.50
il. ocen : 2
il. odsłon : 3514
il. komentarzy : 1
linii : 72
słów : 4850
znaków : 24845
data dodania : 2011-07-04

k o m e n t a r z e

    a u t o r : Lilijka
    d a t a : 2011-11-12

Bardzo fajne


Ciekawe opowiadanie Sev jest jedną z moich ulubionych postaci z cyklu HP, więc nie mam żadnych za strzeżeń co do treści.
Pozdro i weny życzę

strona 1 z 1
strona : 1  

d o d a j    k o m e n t a r z

Niestety, tylko zalogowani użytkownicy mogą dodawać komentarze.



p o l e c a m y

o    s e r w i s i e