|
|
|
|
|
kategoria : / /
Skrzydła, r. 2
a u t o r : Icarus
w s t ę p :
Rozdział 2
u t w ó r :
Tysiące lat temu w przestworzach legendarne bóstwo zwane Shi utworzyło królestwo, które według starożytnych podań miało być rządzone przez nadistoty, Anioły. Shi używając boskiej mocy wezwał na szczyt najwyższej góry na Ziemi, Mount Everest, człowieka godnego miana anielskiego króla. Został nim Oshimitsu z rodu Hiacyntu. Obdarował go niespotykaną dotąd mocą i wysłał do utworzonego królestwa niebieskiego, w którym miał niepodzielnie rządzić przez okres stu lat, tyle bowiem wynosi kadencja królewska. Zastanawiasz się pewnie jak to możliwe, że bóstwo tak zaufało Oshimitsu dając mu wolną rękę i panowanie w odgrodzonym od reszty światów państwie. W ten sposób mógł z powrotem zasnąć w swojej świątyni, której położenia nikt nigdy nie poznał. Anielski król był dobry i wyrozumiały. W ciągu kilku lat ściągnął do królestwa wystarczająco dużo ludzi, by utworzyć pierwszą generację Aniołów. Tą, od której wszystko zaczęło się, a historia, którą teraz opowiem jest tak przerażająca, że nawet śpiący Shi mógłby jej nie zrozumieć. Oshimitsu chcąc wzbudzić większe zaufanie wśród ludu, mianował swojego brata imieniem Tao następcą tronu. Musisz wiedzieć, że Anioły są długowieczne, żyją nawet do tysiąca lat. Nie można ich również zabić stosując ziemską broń. Anioł może umrzeć tylko z ręki innego Anioła. Tao już na samym początku wydawał się być chytrym i egoistycznym stworzeniem. Całe lata obmyślał niecny plan zrzucenia Oshimitsu z tronu i mianowanie się Mistrzem Nieba, najwyższym tytułem w hierarchii królewskiej, wyższym nawet niż sam król. Pewnego dnia Tao dokonał bezwzględnego mordu na ludzkich mnichach, którzy podróżując po Nepalu natknęli się na niebiański portal. Zabił ich wszystkich bez mrugnięcia powiekami ostrzem, które otrzymał od zakapturzonego mędrca. Odsłonił tym samym swoje prawdziwe oblicze. Wtargnął do sali tronowej i ogłosił, że wyrzeka rodu. - Jesteś niegodny bycia królem, bracie. Posiadłem moc, o której możesz tylko pomarzyć. Odnalazłem boga śmierci, Hadriela, który ofiarował mi część siebie. Szykuj się na bolesną śmierć. – rzekł odziany w złotą, lśniącą zbroję i rozprostowując czarne skrzydła. - Coś ty uczynił? – zapytał Oshimitsu ze łzami w oczach – Splamiłeś swe skrzydła krwią diabła. Po tych słowach nakazał wszystkim wyjść z sali, a sam wstał z tronu ukazując swoje, o wiele większe, lecz białe skrzydła. Nad głową zajaśniała mu aureola. - Ha! Ja zamieniłem ten atrybut na coś o wiele przydatniejszego. Spójrz. – syknął Tao dobywając Claymore, od którego biła mroczna aura. - Ostrze Nebuli... Obudziłeś pradawne zło... Dlacze... Nie zdążył dokończyć, gdyż Tao bez żadnych skrupułów podszedł i wbił miecz w pierś brata. Chwilę później podniósł jego zwłoki i wyszedł na balkon. Zrzucił ciało w dół, a mieszkańcy zaczęli krzyczeć i uciekać w popłochu. - Stać! Mam wam coś do powiedzenia. Od dzisiaj ja jestem waszym królem i mistrzem. Wy jesteście niewolnikami na moje usługi. Ja, Tao Pogromca, pierwszy Upadły Anioł i generał Armii Zbawienia rozkazuję wam zaatakować ludzi. Nie są nawet godni patrzeć w niebo. Są słabi, brak im honoru i odwagi. Niesubordynacja będzie karana śmiercią. Naprzód, moja armio! To był początek końca. Anioły nie miały wyboru, musiały spełnić wolę Tao i kilka dni później generał rozpoczął rzeź na Ziemi. Nie miał żadnej celu, chciał po prostu zabić jak najwięcej ludzi. Bez żadnego większego powodu zaatakował i zacząć zarzynać każdego napotkanego na swojej drodze. Sprawiało mu to niemałą przyjemność, lecz ktoś ośmielił mu sprzeciwić się. Był to młody wojownik imieniem Shintaro, który nie miał najmniejszej ochoty robić krzywdy niewinnym ludziom. - Śmiesz przeciwstawiać się mojej woli? Pojmać go i pozbawić skrzydeł, obedrzeć go z nich! – wrzasnął Tao uśmiechając się szyderczo stojąc pośród stosu trupów. Wojownik jednak odznaczał się wyjątkową jak na swój wiek zwinnością i gibkością. Uniknął ciosu toporem jednego z Aniołów i zbiegł z miejsca zdarzenia. Schował się niedaleko w zniszczonej piwnicy, w której spotkał ją. Swoją przyszłą żonę. - Czym ty jesteś?! Jesteś człowiekiem? – zapytała przerażona dziewczyna widząc poranionego i krwawiącego Shintaro. - Nie czas na to. Musimy wydostać się stąd i zaprzestać tej bezsensownej wojnie. Wasi wojownicy nie są w stanie nas zabić. Muszę dobyć miecza Tao i rozprawić się z nim. To jedyny sposób. Dziewczyna udawała, że wie o co chodzi. Wpatrywała się w Shintaro swoimi zielonymi oczyma, a po chwili zaczęła modlić się. - Ojcze nasz, któryś jest w niebie... – zaczęła szeptać. Młody Anioł doskonale znał te słowa. Wymawiał je codziennie na cześć Shi. Zerwał z szyi łańcuszek i podarował go dziewczynce. - Wrócę po ciebie. Dam ci szczęście, gdy tylko zabiję zdrajcę nieba. – rzekł i ruszył ku Tao, który bardzo dobrze bawił się rozszarpując ludzi – Ojcze, daj mi siłę. Rozprostował młode skrzydła i z zamiarem obalenia generała nabrał olbrzymiej prędkości, po czym wbił się w nic niespodziewającego się Tao. - Jak śmiesz mnie dotykać? Dlaczego nie jesteś martwy? – zapytał zdrajca próbując wstać. - Gdyż nie jest mi to pisane, ale tobie już tak. – odpowiedział Shintaro i chwycił Ostrze Nebuli znajdujące się u pasa Tao. Jednym szybkim ruchem wyjął je i z całej siły wbił między żebra przeciwnikowi. Ten zawył z bólu, a po chwili z ust zaczęła mu lecieć strużka krwi. - Jeszcze...spotkamy się...wtedy zginiesz w cierpieniu... – wypowiedział z trudem Tao dławiąc się i próbując złapać oddech. Kilka sekund później przestał oddychać i stracił przytomność. Anioły widząc, że generał zginął z rąk ich brata zaczęły wiwatować. Nie chciały bowiem zabijać niewinnych ludzi, lecz były do tego zmuszone pod groźbą obdarcia ze skrzydeł, co dla Anioła jest najgorszą z możliwych kar i największym upokorzeniem. Na ziemi wokół poległego Tao pojawił się tajemniczy znak w kształcie litery „H” i otworzył się portal, z którego wyszło monstrum nie z tego świata. Ciało pokryte łuskami, całe szkarłatnoczerwone. Żółte ślepia, a nad nimi para ostrych rogów. Każda z czterech kończyn zakończona była czterema zakrzywionymi szponami. - Zabieram go ze sobą. Wraz z bronią, która go zabiła. – powiedział demon i wziął na ręce martwego Tao, a po chwili zniknął w przestrzeni po drugiej stronie portalu. Po tym wszystkim, co zaszło Anioły miały nadzieję, że to koniec konfliktu, że w końcu wszystko będzie dobrze. Z powodu braku potomstwa Oshimitsu, Shintaro zyskał status namiestnika tronu. W wieku lat osiemnastu został królem i miał prawo wyboru do żony. Pierwszym jego zarządzeniem było odprawienie należytego pogrzebu byłemu władcy. Następnie mógł wybrać narzeczoną spośród każdej dostępnej w królestwie anielicy. Jednak on musiał spełnić obietnicę. Wrócił na Ziemię, by odnaleźć dziewczynę, której obiecał szczęście w królestwie niebieskim. Po kilkudniowej tułaczce pośród ludzi, którzy patrzyli na niego z mieszanką podziwu i wstrętu znalazł ją. Siedziała na ławce w parku zwrócona ku jeziorze i zachodowi słońca. Shintaro podleciał do niej i uklęknął naprzeciwko ławki. - Wróciłem po ciebie. Już po wszystkim. Zechcesz towarzyszyć mi w niebie? Wiem, że pewnie masz tutaj rodzinę, nie będę zatem zmuszać. Masz prawo wyboru, złotowłosa. Imię me to Shintaro. Dziewczyna wyglądała zupełnie inaczej niż za pierwszym razem. Ubrana była w lekką sukienkę odsłaniającą posiniaczone nogi. Włosy miała rozpuszczone, powiewały bezwiednie na wietrze. - Mei. Nazywam się Mei i bardzo bym chciała iść z tobą. Weź mnie gdziekolwiek chcesz. – odpowiedziała spokojnym, wysokim tonem. Po tych słowach Shintaro ukazał najwiekszą ze swoich zalet. Skrzydła. Maksymalnie je rozprostował, delikatnie podniósł złotowłosą dziewczynę i razem odlecieli ku niebu...
Związek Mei z Shintaro dał życie dwujajowym bliźniętom, dwóm córkom, które zostały nazwane Chinatsu i Chizuru. Jednak los chciał, by słabsza z nich, Chizuru, nie przeżyła więcej niż dziesięć lat. Umarła na skutek nieleczonej, ludzkiej białaczki, która wstrząsnęła anielskim światem. Musisz bowiem wiedzieć, że Anioły są odporne na wszelkie wirusy, bakterie i choroby, jednak rodzeństwo miało za matkę człowieka, nie przedstawiciela swojej rasy. Chizuru nie miała szans na przeżycie, nikt nie wiedział jak jej pomóc oprócz Mei, która zarzekała się, że sprowadzi pomoc i wyleczy córkę. Shintaro jednak nie mógł pozwolić na gości z zewnątrz, gdyż mogłoby to ponownie wywołać konflikt. Mei nie mogła tego wybaczyć mężowi, zaczęła ubierać się na czarno i ogłosiła dozgonną żałobę po stracie córki. Całe królestwo pogrążyło się w żałobie. Jedynie Chinatsu zachowała zimną krew i szybko otrząsnęła się po śmierci siostry. Niedługo po tym zdarzeniu przebudził się bóg Shi, któremu nie podobało się, że Anioły zaniedbują swoje obowiązki zajmując się opłakiwaniem bliźniaczki. Dopuścił się karygodnego czynu i zabrał im zdolność odczuwania stanów psychicznych, empatię. Od tego momentu Anioły stały się zimnymi, bezuczuciowymi istotami, których jedynym celem była wegetacja w królestwie. Uczucie między Mei i Shintaro zanikło, stali się obcy dla siebie. Jedyną, której udało się zachować resztki odczuwania była Chinatsu, która postanowiła walczyć w imię ojca i matki o odzyskanie empatii. Tak zaczął się nowy konflikt, lecz z udziałem nieśmiertelnego boga... Nic nie było w stanie przekonać Shi. Prośby, błagania, zupełnie nic. Przez dekadę rudowłosa Chinatsu próbowała petraktować z bogiem na każdy sposób, lecz ten coraz bardziej wydawał sę być tym poirytowany i w gniewie zagroził wojną. Chinatsu była skłonna zginąć w imię rodziców. Ryzykując życie nie tylko swoje, a także innych Aniołów, postanowiła stawić opór Shi. Bóg otworzył portal, z którego zaczęły wychodzić przeróżne, piekielne maszkary, które były żądne krwi anielskiej. Chinatsu będąc przywódczynią anielskiego legionu wolności rozpoczęła walkę z demonami. Wraz ze swoim mistrzem, Sho, zaczęła odpychać nawałnicę potworów z Kręgu Nadziei, który był ostatnią linią obrony przed Niebieskim Miastem. Anioły zaczęły odnosić przewagę. Z łatwością szło im zabijanie napastników, lecz Chinatsu dostrzegła coś niepokojącego na horyzoncie. - To Upadli! Nie mamy szans! – krzyknął jeden z wojowników. - To niemożliwe... On został zabity przez mojego ojca... – szepnęła rudowłosa anielica. Istoty z czarnymi skrzydłami otoczyły legion. Przestraszona Chinatsu szukała wzrokiem ich przywódcy. Nie zajęło jej to długo, gdyż ten sam ujawnił się. - Córka słynnego Shintaro. – rzekł tajemniczy głos zza złotego hełmu – Godna pogardy. Ukłoń się przed swoim nowym mistrzem, Upadlym Aniele Tao. Gdzie jest twoja siostrzyczka? Czyżby była tak jak ty nieczystej krwi? Jej zabicie nie było tak przyjemne jak pozbawienie życia tobie. Białaczka? Była pod działaniem zaklęcia Nebuli. Hahahaha! - Ty...ty potworze! – krzyknęła Chinatsu dobywając miecza chcąc zadać cios. Jednak nie miała najmniejszych szans. Tao był o wiele potężniejszy niż w walce ponad dwadzieścia lat temu. Uderzył w nią piorunem, który sprawił, że jej zbroja pękła. - Znaj swoje miejsce, półkrwi plugawcu! Wracaj na powierzchnię, którą podbiję jak tylko mianuję się władcą nieba! Hahaha!– wrzasnął i cisnął kolejnym piorunem w Chinatsu, która zaczęła zaczęła z ogromną prędkością spadać na Ziemię...
Niestety, tylko zalogowani użytkownicy mogą oceniać utwory.
śr. ocen : 4.00
il. ocen : 1
il. odsłon : 1319
il. komentarzy : 0
|
linii : 44
słów : 2095
znaków : 11318
data dodania : 2013-01-11
|
Brak komentarzy.
Niestety, tylko zalogowani użytkownicy mogą dodawać komentarze.
|
|
|
|
|
|
Wszelkie utwory zamieszczone w serwisie należą do ich autorów i są zastrzeżone prawami autorskimi. Zespół fanfiction.pl nie odpowiada za treść utworów i komentarzy. © 2005 - 2020 fanfiction.pl
|
|