|
|
|
|
|
kategoria : / /
Jeden błąd... (XIV)
a u t o r : dragobonita
w s t ę p :
Trzynastka prawie okazała się pechowa... Miałam niemałe problemy ze zmuszeniem się do pisania... Enjoy:
u t w ó r :
-No, potworku. Do nogi-książę zaśmiał się i poklepał w udo. Widząc, że przeciwnik szykuje się do skoku przyjął gardę. Wreszcie coś się działo. Stwór nie czekał dłużej i wciąż trzymając chłopca w pysku ruszył na Vegetę. W połowie drogi podskoczył wysoko i wysunął szpony. Saiyanin uchylił się bez większego problemu. Nie czekając na opadnięcie chmury kurzu wyciągnął przed siebie dłoń i wysłał pojedynczą falę ki. Pocisk uderzył w łeb potwora, ogłuszając go na chwilę. Kakarotto jęknął przeciągle i opuszkami palców dotknął napierśnika. Całe ciało miał obolałe, oddychał z trudem-każdemu ruchowi klatki piersiowej towarzyszył oślepiający ból. Wojownik rozejrzał się zdezorientowany. Ostatnie co pamiętał to widok bestii ściskającej jego nieprzytomnego brata. W tej chwili otaczały go średniej wielkości krzaki, w dodatku trwała noc. Spróbował podnieść się do pozycji siedzącej i krzyknął cicho. Zamknął oczy i z powrotem upadł na ziemię. -Nie krzycz tak, kretynie. Chcesz nam zwalić na głowę jakieś Arliańskie ścierwa? -...Kto tam?-Chłopak ostrożnie przechylił głowę w stronę dźwięku. -Z tego co mi wiadomo, poznaliśmy się jakieś trzy godziny temu. Od tamtego czasu niewiele rzeczy uległo zmianie. -Co...? -Nieważne. Chcesz gryza?-Wyciągnął w jego stronę lekko przysmażony kawałek mięsa. -Nie, dzięki. Nie jestem głodny. Saiyanin zaśmiał się pod nosem i spojrzał gdzieś w bok. Kakarotto usiłował dostrzec co przyciągnęło uwagę wojownika. -Słyszałeś, co powiedział? Saiyanin, który nie jest głodny... On naprawdę musi byś mieszańcem!-Odpowiedział o mu ciche parsknięcie.-Mówie ̨ serio, sam przecież słyszałeś. -Tak, słyszałem. Nie musisz mi dwa razy powtarzać, kretynem nie jestem. -Zastanowiłbym się dwa razy nad twoim ostatnim stwierdzeniem. Kakarotto usłyszał głośne warknięcie, po chwili doszły również odgłosy bijatyki. -Przestańcie!-Wszystko ucichło.-Jesteś tu Raditz? -Tak. Tutaj stoję. -To świetnie, że mogę cię zobaczyć-odpowiedział opryskliwie chłopak.-Jeśli masz tyle siły, by bić się ze szpiczastowłosym świrem to znaczy, że nic ci się nie stało. -Właściwie to ty oberwałeś o wiele mocniej niż ja. -Tak to już bywa, gdy jest się nic nieznaczącym plebsem-znów ten irytujący śmiech. Chłopiec przymknął oczy, nie mając zamiaru dłużej się im przysłuchiwać. Wszystko wydawało się nieważne. Zwłaszcza dumny świr i jego głupie odzywki.
Niestety, tylko zalogowani użytkownicy mogą oceniać utwory.
śr. ocen : 0.00
il. ocen : 0
il. odsłon : 1495
il. komentarzy : 1
|
linii : 18
słów : 453
znaków : 3116
data dodania : 2013-04-21
|
Ale bidnie... Postaram się bardziej następnym razem...
strona 1 z 1
strona :
1
Niestety, tylko zalogowani użytkownicy mogą dodawać komentarze.
|
|
|
|
|
|
Wszelkie utwory zamieszczone w serwisie należą do ich autorów i są zastrzeżone prawami autorskimi. Zespół fanfiction.pl nie odpowiada za treść utworów i komentarzy. © 2005 - 2020 fanfiction.pl
|
|