|
|
|
|
|
kategoria : / /
Jeden błąd... (XIX)
a u t o r : dragobonita
w s t ę p :
Wybaczcie... Jeśli nie dotrwam to wiedzcie, że było mi bardzo, bardzo miło pisać dla was^^
u t w ó r :
Książę Vegeta przebierał resztki szalika między palcami prawej ręki. Pogrążony w rozmyślaniach nie zwracał uwagi na mijające godziny, minuty, sekundy. Zaledwie chwilę temu wysiadł z kapsuły, wracając z najprostszej misji w swoim życiu. Powitał go milczący tłumek lekarzy, usiłujących zbadać jego stan. Wystarczył jeden ruch dłoni. 'Jestem zdrowy, nic mi nie jest'. Odstąpili od niego posłusznie i w ciszy powrócili do swoich zajęć, nie przejmując się nim ani chwili dłużej. Po prawie dwóch tygodniach spędzonych w fioletowo-niebiesko-czerwonych lasach Arlii Vegeta niepewnie poruszał się po okutych metalem, surowych korytarzach rodzinnej planety. Czuł się co najmniej obco-niewiele czasu wystarczało by zapomnieć nawet wystrój własnego pokoju. Spartańsko urządzone, przyciemnione przez stalowe żaluzje pomieszczenie służyło Saiyaninowi jako sypialnia w czasie tych nielicznych wizyt na Vegecie. Teraz, kiedy czekał na przydzielenie nowej misji, ponownie odkrywał ,,uroki'' pustego, niczym nie wyróżniającego się pokoiku. Chłopak westchnął i wstał z krzesła, odkładając szalik. W sumie, to nie wiedział, czemu go jeszcze nie wyrzucił. Spełnił swoją rolę: rana na umięśnionym ramieniu księcia zrosła się dawno, nie zostawiając za sobą najmniejszej blizny. Problem w tym, że teraz Saiyanina dręczyły wyrzuty sumienia... Czyli działo się z nim coś bardzo złego. -Ja i sumienie...?-Vegeta wycedził przez zaciśnięte zęby. Po chwili powoli ściągnął rękawiczki i prawą dłonią uderzył w ścianę. Metal zajęczał dźwięcznie i wgniótł się w miejscu ciosu.-To jakieś kpiny! Vegeta zapłakał-pierwszy raz w swoim życiu! W dodatku nie do końca potrafił określić przyczyny. Z wyrazem obrzydzenia wytarł łzy trzymaną w dłoni rękawiczką, po czym spalił ją pojedynczym pociskiem Ki. Po jego chwili słabości nie został najmniejszy ślad.
Toma z zachwytem powitał swój stary pokój-prosty, ale znajomy. Wysłużony. Mężczyzna podszedł do łóżka i usiadł na nim, marszcząc perfekcyjnie gładką pościel. Mimo, że wszystko wokoło było szare lub białe, w jego sercu nie było nic poza czystym szczęściem. W końcu dla Saiyan nie ważna jest rodzina-członkowie drużyny bez problemu ją zastępują.
Niestety, tylko zalogowani użytkownicy mogą oceniać utwory.
śr. ocen : 0.00
il. ocen : 0
il. odsłon : 1762
il. komentarzy : 0
|
linii : 9
słów : 397
znaków : 2177
data dodania : 2013-06-15
|
Brak komentarzy.
Niestety, tylko zalogowani użytkownicy mogą dodawać komentarze.
|
|
|
|
|
|
Wszelkie utwory zamieszczone w serwisie należą do ich autorów i są zastrzeżone prawami autorskimi. Zespół fanfiction.pl nie odpowiada za treść utworów i komentarzy. © 2005 - 2020 fanfiction.pl
|
|