FanFiction.pl wiersze poezja serwis poetycko - literacki

u t w ó r


kategoria : / /



Och, Lily! - Prolog

a u t o r :    imbirowa


w s t ę p :   

Lily Evans wraca do Hogwartu na ostatni rok nauki. Voldemort w pełni sił, Zakon Feniksa walczy ze Śmierciożercami, a Szkoła Magii i Czarodziejstwa jest zupełnie odciętym od wojny miejscem. Życie zdaje się toczyć dość monotonnie...
Tylko czy na pewno? Tajemnicą poliszynela jest, że wśród młodych Ślizgonów znalazło się kilku "fanów" Czarnego Pana, chłopców zdecydowanych na wstąpienie w jego szeregi tuż po zakończeniu szkoły. A wśród nich Severus Snape, były przyjaciel Lily, którego los wciąż nie jest jej obojętny, chociaż Sev tak bardzo ją zranił.
Pomiędzy nauką do Owutemów a próbami przemówienia Snape'owi do rozumu, Lily ze zdumieniem zauważa, że jeden z Huncwotów za bardzo zaczyna ją interesować. Tylko który?
Historia pojawia się też na swoim "oficjalnym" blogu: http://och-lily.blogspot.com/



u t w ó r :

Rok szkolny w roku siedemdziesiątym siódmym miał okazać się inny od poprzednich. Zwiastowała to nie tylko wojna szalejąca w niemal całej Wielkiej Brytanii, nie początek uczty powitalnej, kiedy to Dumbledore poprosił o uczczenie minutą ciszy Krukona Bobby'ego Dawsona oraz jego rodziny, poprzedniej nocy zamordowanych przez śmierciożerców we własnym domu.
Byłam całkowicie pewna, że cały Hogwart ogarnął ponury nastrój, kiedy nikt nie zaśmiał się z żartu Pottera o trollach i olbrzymach grających w eksplodującego durnia. Zwykle bywało tak, że parę osób chichotało na siłę, aby się temu pętakowi podlizać, ale wtedy w Wielkiej Sali James wyglądał tak, jakby czuł zażenowanie przez własne usilne staranie się o zwracanie na siebie uwagi! A to było naprawdę niepokojące. Jeśli znało się Jamesa Pottera, od siedmiu lat próbującego udowodnić (niestety, ze sporym skutkiem) własną wyjątkowość, takie zachowanie mogło niektórych skłonić do myślenia. Lub zmusić, jeśli wcześniej taki wysiłek był im obcy...
I ja czułam się dziwnie. Zaczęło się już w domu, kiedy Petunia nie pożegnała się ze mną przed odjazdem, zbyt zajęta rozmową ze swoim chłopakiem, Vernonem Dursleyem. Nie lubiłam go, zgrywał ważniaka i cały czas rozmowę naprowadzał na kontakty swojego ojca w jakiejś firmie produkującej świdry. Żałosny, pulchny człowieczek, nieco podobny do kochanego Glizdogona, lecz z tą właśnie różnicą — Glizdek był kochany, nie żałosny.
Jednakże... nie mogę zaprzeczyć, że nie istniała szansa na mały promyk słońca w pochmurny dzień. Kiedy podczas uczty rozmawiałam z Mary McDonald, moją serdeczną przyjaciółką, zerknęłam na Huncwotów siedzących po przeciwnej stronie i mimowolnie się uśmiechnęłam. Nie byli tacy źli, jak sądziłam w poprzednich latach. ON nie był taki zły, choć wcześniej tak niesprawiedliwie go osądzałam...

Och, Lily. Dużo będziesz miała na głowie, uwierz mi.






o c e ń     u t w ó r

Niestety, tylko zalogowani użytkownicy mogą oceniać utwory.

s t a t y s t y k a

śr. ocen : 0.00
il. ocen : 0
il. odsłon : 1487
il. komentarzy : 0
linii : 8
słów : 354
znaków : 1881
data dodania : 2014-07-16

k o m e n t a r z e

Brak komentarzy.

d o d a j    k o m e n t a r z

Niestety, tylko zalogowani użytkownicy mogą dodawać komentarze.



p o l e c a m y

o    s e r w i s i e