FanFiction.pl wiersze poezja serwis poetycko - literacki

u t w ó r


kategoria : / /



Sag mir, warum? - Rozdział 4.

a u t o r :    ProtectTheCoven


***


Dwaj mężczyźni. Dwaj nieznajomi mężczyźni. Stali przed drzwiami wejściowymi, na szczęście od zewnątrz. Może pomylili mieszkania i zaraz sobie pójdą, może przyszli w odwiedziny do sąsiadów, ale nie wiedzą, że ich nie ma? A jednak coś mówiło mi, że mają związek z TYM KIMŚ TAM ZA ŚCIANĄ. Pierwszym dowodem na to, że coś tu nie gra, był fakt, że mieli klucze. Z tego co wiem, do naszego domu w ich posiadaniu byli tylko mieszkańcy. Myślę też, że wiedziałabym, gdyby wprowadził się ktoś nowy.
Gdy otwierali drzwi, stałam jak wryta. Wzrokiem szukałam kryjówki, w której mogę się schować. Tak na wszelki wypadek. Szafa. Stała za mną, kompletnie nierzucająca się w oczy, co w tym przypadku było bardzo pożyteczne. Zdążyłam w dosłownie ostatniej chwili. Teraz pora nasłuchiwać.

***

Weszli cicho po schodach. Zachowywali ostrożność, może zbędną. Przecież nic nie mogło się stać. Nikt nie mógł ich nakryć. Plan był idealny. Wyrzuty sumienia? To dla mięczaków. Nie zadręczali się nimi, przecież wykonują tylko swoją pracę.
A jednak coś poszło nie tak.
- Co z nim zrobimy?
- Nie chcemy rozgłosu. Nie chcemy więc krwi. Wiesz co mam na myśli?
-Hmm... tak, chyba wiem.
-Doskonale. Zabawimy się zatem w choking game*. Tylko nie do końca dobrowolne.

***

Usłyszałam wszystko bardzo dokładnie. Boże, w co ja się wpakowałam... Starałam się opanować oddech, ale nie bardzo mi to wychodziło. Byłam przerażona jak nigdy. Zaraz mnie znajdą i zabiją - co do tego, że nie mają skrupułów byłam pewna na 100%. Jednocześnie wiedziałam, że muszę coś zrobić, nie mogę siedzieć bezczynnie w czasie, gdy kilka metrów ode mnie ginie człowiek. Ale jak mam mu pomóc? Gdybym miała więcej czasu, pewnie wymyśliłabym coś mądrego, ale to działo się teraz, już! Jedyne, co przychodziło mi do głowy, było odwrócenie ich uwagi. W tym czasie mogłabym wydostać się z szafy i pobiec na górę, a potem zamknąć się w mieszkaniu i zadzwonić na policję. To był niezły plan. W każdym razie nic lepszego nie przychodziło mi do głowy.
Rzucę czymś na schody. Okej, tylko czym? W ciemnościach nie widziałam zbyt wiele, do tego było ciasno. Jeden nieodpowiedni ruch, hałas i już mnie mają. To nie mogło się udać. Strach nie pomaga. Usłyszałam dźwięk klucza wkładanego do zamka. Cholera, nie zdążyłam zamknąć!
- Cris? Otwarte.
- Niemożliwe.
Nie mogłam dłużej czekać. Z hukiem otworzyłam drzwi i ile sił w nogach pobiegłam na górę. Nie odwracałam się, ale wydawało mi się, że wcale mnie nie gonią. Zamknęłam się u siebie. Usiadłam pod klamką i zaczęłam płakać. Przez myśl przechodziły mi najczarniejsze scenariusze.
- Wiemy, że tam jesteś. - usłyszałam męski głos za sobą.
- Lepiej nie rób głupstw. Już jedno dzisiaj zrobiłaś. Ale okej, przynajmniej teraz wiemy gdzie mieszkasz. Uważaj.
Nie wiedziałam co robić. Szybko wstałam i krzyknęłam:
- Policja już tu jedzie!
- O tym właśnie mówię. Widzę, że nie wiesz z kim masz do czynienia. No nic, wkrótce się dowiesz.
Zmroziło mnie. Ze strachu nie mogłam się ruszyć. Powiedział to z takim nienaturalnym spokojem, jakby byli nietykalni. Jakby nic nie mogło im zaszkodzić. Ta zatrważająca pewność siebie sprawiała, że czułam się całkowicie bezsilna. Ale nie mogłam tak tego zostawić. Tam na dole wciąż ktoś jest. Ktoś, kogo oni chcą się pozbyć.
Wbiegłam do kuchni. Okno stamtąd wychodzi na drzwi wejściowe. Ściemniało się, więc prawie nie widziałam ich twarzy, jednak jedna z nich wydała mi się znajoma. Wsiedli w pośpiechu do niezarejestrowanego czarnego Volkswagena Transportera i odjechali. Świetnie. Serio, cieszyłam się, że już ich nie ma, mimo to wiedziałam, że tak tego nie zostawią. Zastanawiało mnie tylko to, że byli sami. Zostawili go. Mimo wszystko postanowiłam nie dzwonić na policję. Przynajmniej na razie. Nawet jeśli powiedziałabym im wszystko, co słyszałam i widziałam, to co? Ten mężczyzna był tak pewny siebie. Poza tym, nie chciałam ich jeszcze bardziej denerwować.
Strach był ogromny, jednak ciekawość przeważyła. Po cichu zeszłam na dół, zastałam zamknięte drzwi. Wyciągnęłam swoje klucze i chciałam otworzyć... ale co jest? Przekręciłam do oporu, ale nie udało mi się dostać do środka. Zaskoczona stałam tak przez chwilę próbując jeszcze kilka razy. I wtedy zauważyłam. W szufladzie, zamiast kluczy leżała karteczka:

"Widzę, że wciąż chcesz to zrobić. Ok, skoro lubisz się bawić...
Zagrajmy w grę na moich zasadach. Proszę, uwolnij go,
skoro tak ci zależy. Wiedz jednak, że jeśli to zrobisz, lub jeśli wezwiesz policję,
nastąpi nasza kolej. Nie łudź się, że będzie przyjemnie. Możesz też zapomnieć o wszystkim
i po prostu siedzieć cicho. Wybierz mądrze.
C.K.
PS Nowy klucz jest w szarym bucie pod twoimi drzwiami. Możesz go wyrzucić
jeśli chcesz. Tak będzie dla ciebie lepiej, ale to ty wybierasz. Dowiemy się wszystkiego.
Miłej zabawy.

Czytałam to wstrzymując oddech. Strach zamienił się w panikę. Pobiegłam na górę i sięgnęłam po szare trampki stojące na wycieraczce. Z jednego z nich wypadł srebrny klucz.
Wybierz mądrze.
Pomóc komuś, czy sobie? Jeśli zostawię to wszystko, czy oni zostawią mnie? Szczerze wątpię. Wybór był więc jasny. Zeszłam z powrotem na dół., jednak wahałam się do ostatniej chwili. Egoizm przegrał. Włożyłam nowy klucz do zamka i przekręciłam. Tym razem drzwi nie stawiały oporu. Stawiałam go ja. Wątpliwości były ze mną do końca.
Zrobiłam to.






o c e ń     u t w ó r

Niestety, tylko zalogowani użytkownicy mogą oceniać utwory.

s t a t y s t y k a

śr. ocen : 0.00
il. ocen : 0
il. odsłon : 1329
il. komentarzy : 0
linii : 45
słów : 1059
znaków : 5340
data dodania : 2015-03-07

k o m e n t a r z e

Brak komentarzy.

d o d a j    k o m e n t a r z

Niestety, tylko zalogowani użytkownicy mogą dodawać komentarze.



p o l e c a m y

o    s e r w i s i e