FanFiction.pl wiersze poezja serwis poetycko - literacki

u t w ó r


kategoria : Proza / Fikcja / Romantyczna



Anioły milczą...

a u t o r :    Julie


w s t ę p :   

To NIE ma być opowiadanie erotyczne, lecz czysto romantyczne, tak więc, niech początek Was nie zmyli. Także od razu mówię, że to, iż bohaterka ma na imię Julie, nie oznacza, że ta historia jest z życia wzięta :).



u t w ó r :

...Jej cudowne usta pieściły moje ciało niczym delikatne, ciepłe kropelki letniego deszczu i przenikały przeze mnie na wylot. Widziałam przed sobą Jej śliczne oczy w nieokreślonej barwie. Często, patrząc na nie, zastanawiałam się, jaki mają kolor. Nigdy nie udało mi się dojść do niczego sensownego. Raz wydawało mi się, że widzę w nich wzburzone morze, raz, że spokojną rzekę... Innym razem, że wiosenne niebo... Po prostu nie potrafiłam odkryć ich koloru. Były takie... nieokreślone.
I dlatego takie cudowne. Jak Ona.
Mój oddech stawał się coraz cięższy, a kiedy poczułam Jej język w swoich ustach, doznałam nieopisanego uczucia. Przed oczami miałam gwiazdki, cały świat śpiewał, wszystko kręciło się wokół mnie. W uszach miałam Jej szept, dobiegał do mnie jakby z oddali zapach Jej perfum, delikatny, piękny zapach „Escady Island Kiss”. Zapach, z którym nie mogłam się rozstać. Który kochałam.
Który kochałam tak, jak Ją.
Ale czy ja Ją kochałam? Czy to była miłość?
Ależ tak, kochałam Ją... Przecież była wszystkim, co miałam.
Poczułam Jej delikatną dłoń z łagodnie opiłowanymi, niezbyt długimi paznokciami, pod swoją spódniczką. Kiedy zimny, srebrny pierścionek z białym oczkiem dotknął mojej nagiej skóry, moim ciałem wstrząsnął dreszcz, nad którym nie mogłam zapanować.
Musiała to poczuć.
Dlatego przestała.
- Czy coś się stało, Julie? – usłyszałam. Jej głos powodował u mnie dziwne uczucie. Podobnie czułam się, kiedy wymawiała moje imię, bo umiała zrobić to w taki sposób, że czułam ciepło na sercu.
To ostatnie słowo wibrowało w przestrzeni jak dźwięk rozlegający się nagle w absolutnej ciszy, gdy przytrzymasz strunę gitary a potem nagle, znienacka, puścisz ją luzem. Słyszałam dźwięk swego imienia, jednak wypowiedziane Jej ustami, nabierało ono nowego znaczenia. Lepszego. Ciekawszego. Znaczenia, które jeszcze bardziej rozpalało we mnie uczucie do Niej, ilekroć o tym pomyślałam.
- Nie – odpowiedziałam. Gardło miałam ściśnięte, być może z nadmiaru ostatnio przeżytych wrażeń. Mój głos zabrzmiał obco... Tak bardzo obco, tak nieswojo, że chciałam cofnąć tę chwilę i odezwać się jeszcze raz.
- Przecież widzę, kochanie... – szepnęła, przesuwając lekko dłonią po moim ramieniu.
Wzdrygnęłam się pod jej dotykiem.
Usiadłyśmy.
Przytuliła się do mnie, położyła głowę na moim ramieniu. Jej włosy leciutko łaskotały mnie w szyję. Pocałowałam ją w policzek.
- Nie wiem, co o tym myśleć... – szepnęłam. Zrobiło mi się smutno, tak smutno, że miałam ochotę rozpłakać się jak dziecko.
Ale byłam przecież prawie dorosła. Miałam siedemnaście lat. Nie wolno mi było.
Ona zawsze mówiła, że jestem Jej Aniołem.

Anioły milczą...

Podniosła głowę i znów mogłam wpatrywać się w jej piękne oczy. W tamtej chwili jednak dojrzałam w nich coś jeszcze... Coś, czego nigdy przedtem nie widziałam.
- Masz przepiękne oczy, Julie – wyszeptała. Tak dobrze odgadywała moje myśli... W każdym momencie.
Jej dłoń rozpoczęła wędrówkę po moim policzku.
Ona szeptała coś cicho, lecz nie odpowiadałam.

Anioły milczą...

Jej zgrabne palce, których mogłabym Jej zazdrościć, gdybym była do tego zdolna, muskały delikatnie moje usta. Pocałowałam je lekko, każdy z osobna. Zadrgały pod dotykiem moich ust.
Nagle, zupełnie niespodziewanie, poczułam na wargach Jej usta; gorące, pełne, tak dobrze mi znane. Złączyły się z moimi tak, jakby były idealnie do nich dopasowane. Oddawałam Jej pocałunki jak w transie, z zamkniętymi oczami. Tylko tak mogłam się w to wczuć, tylko tak mogłam dać Jej do zrozumienia, jak bardzo jest mi dobrze. W absolutnej ciszy słyszałam Jej przyspieszony oddech, który tak dobrze komponował się z moim. Oddychałyśmy nawet jednym rytmem. Jej wdech – mój wydech i na odwrót.
Zatopiła dłoń w moich pofalowanych, ciemnych włosach. Palce Jej dłoni masowały lekko moją głowę. Taka mała przyjemność. Ale jaka znacząca!
Bardzo chciałam Jej coś powiedzieć, lecz w tym momencie żadne słowo nie wydawało mi się dość dobre. Milczałam więc.

Anioły milczą...

Kiedy Jej dłoń ześlizgnęła się na moje nagie plecy, przez głowę przebiegło mi tysiące myśli. Miałam taki mętlik w głowie, coś podobnego jak w sytuacji, kiedy po raz pierwszy spotykasz osobę, która ma być Twoją wielką miłością. Czy raczej, chcesz, by tak było. Ja byłam tego pewna. Naszły mnie jednak jakieś wątpliwości... Przypuszczenia... Nienawidziłam tego uczucia. Nie lubiłam tak błądzić między tym, co dobre, a tym, co złe. Może dlatego, że nigdy do końca nie potrafiłam tego rozróżnić?
Pierwsza głupia myśl, jaka przyszła mi wtedy do głowy, to było to, że Jej przecież nie kocham. Że jestem głupia i oszukuję sama siebie. Lecz kiedy już zaczęłam w to wierzyć, nadeszły następne – że przecież wcale tak nie jest. Siedziałam, zagubiona we własnych myślach. Pokonana przez nie. A przecież to ja powinnam mieć nad nimi władzę! Nie podobało mi się, że nie umiem nad sobą zapanować. A w dodatku Ona coś zauważyła. Musiała zauważyć. Przecież znała mnie chyba lepiej, niż ja samą siebie.
- Nie kocham Cię – tak bardzo chciałam Jej powiedzieć. Lecz nie byłam w stanie.

Anioły milczą...

Jej ciepła ręka powoli ześlizgiwała się coraz niżej, a do mnie z całą mocą zaczęło docierać, że przecież tego nie chcę. Jej dotyk nie miał już dla mnie takiego znaczenia jak kiedyś. Nie sprawiało mi to takiej przyjemności. I... przede wszystkim... Nie chciałam tego.
Jednak bałam się, że skrzywdzę Ją, jeśli coś powiem. A tego przecież nie chciałam. Nie mogłam znieść, kiedy się martwiła.
Więc coś we mnie jeszcze tkwiło?
Tak, tkwiło, ale...

Anioły milczą...

Zebrałam się w sobie i odepchnęłam Ją. Spojrzała na mnie zaskoczona, ale zabrała rękę. Wiedziałam, że ją ranię, wiedziałam, że zadaję jej niemal fizyczny ból, ale przecież musiałam... Nie mogłam tego ciągnąć wbrew swojej woli.
- Nie kocham Cię – powiedziałam, lecz tym razem już głośno. W jej oczach dojrzałam ból, lecz jakoś mnie to... nie ruszało. Nie wiedziałam, dlaczego.

Anioły milczą...

Tak, ale ja już przecież nie byłam aniołem. Anioł ze mnie gdzieś uleciał i nie mogłam go w sobie odnaleźć. Dlatego zaczęłam mówić. Wreszcie odzyskałam tę zdolność.
- Nie kocham Cię – powtórzyłam po raz kolejny. – I nie chcę już tego ciągnąć. Nie chcę...
Nie przerywała mi. Myślałam, że zacznie krzyczeć, przekonywać mnie, żebym została. Ale nie. Siedziała w ciszy, zapewne rozpamiętując moje słowa.
- Żegnaj... – powiedziałam cicho, podnosząc się. Poprawiłam zmięte ubranie i wzburzone Jej ręką włosy. Ostatni raz Ją pocałowałam. W policzek, tylko do tego byłam w tamtej chwili zdolna.
Nie odpowiedziała. Co musiała czuć w tamtej chwili? Nie obchodziło mnie to właściwie.

A szkoda. Bo nigdy więcej jej nie zobaczyłam. Ostatni widok jej twarzy, jaki pamiętam, to ten, kiedy stała w oknie, gdy odchodziłam tamtego dnia za rękę z Michałem. Czoło miała przyciśnięte do szyby. Płakała.
Szybko odwróciłam głowę i wtuliłam się w ramię swojego chłopaka...





...::KONIEC::...






o c e ń     u t w ó r

Niestety, tylko zalogowani użytkownicy mogą oceniać utwory.

s t a t y s t y k a

śr. ocen : 0.00
il. ocen : 0
il. odsłon : 3112
il. komentarzy : 1
linii : 69
słów : 1393
znaków : 7007
data dodania : 2006-04-29

k o m e n t a r z e

    a u t o r : melissa
    d a t a : 2012-02-11

Spodobało mi się. Tylko ostatni akapit trochę zepsuł mi atmosferę. A właściwie... to ostatnie zdanie.

strona 1 z 1
strona : 1  

d o d a j    k o m e n t a r z

Niestety, tylko zalogowani użytkownicy mogą dodawać komentarze.



p o l e c a m y

o    s e r w i s i e