FanFiction.pl wiersze poezja serwis poetycko - literacki

u t w ó r


kategoria : / /



Profesor Zygarde - Sesja 2 (Zapowiedź)

a u t o r :    Enigmata


w s t ę p :   

To jest na razie projekt mojej historyjki.
Związany on jest bezpośrednio z jej poprzednią częścią,
której niestety nie zdołałem zrobić. Wg. planu ten rozdział miał składać się z kilku części ściśle ze sobą połączonych fabularnie i mam nadzieję,
że wam się spodobają poszczególne fragmenty, które tutaj załączyłem.



u t w ó r :

Konkurs informatyczny - Sesja 2

"Nie mogę być martwy!"

Obudziłem się gwałtownie. Byłem wręcz spanikowany. Siedziałem z wytrzeszczonymi oczami, wpatrzonymi w wyłączony telewizor, próbując spowolnić oddech. To był naprawdę okropny sen. Najpierw jakiś Legendarny Pokemon ratuje mi skórę przed psychopatami, którzy oskarżali mnie o kradzież jednego durnego jabłka, za co próbowali zdezintegrować, a potem sam pcha mi nóż w plecy i zjada na kolację. Po całym tym incydencie poczułem się zdradzony.
Do tego dochodzi jeszcze ta niby "nagroda", którą wygrałem dopiero przedwczoraj. Czyżby ten konkurs był z góry ustawiony, że nigdy nie zdołam poznać prawdziwego Legendy? Legendy, który cechuje się chociaż krztą rozsądku? A może tego konkursu w ogóle nie było? Może ja - Snivy, potomek rodziny szlacheckiej - przez cały ten czas robiłem z siebie idiotę, próbując udowodnić niejasność jakiegoś durnego filmu?
_ Nie, nie nie nie! To nie może być prawda! - Powiedziałem sobie ze złością.

Siedziałem na łóżku jeszcze dobry kwadrans, by uspokoić emocje. Następnie zacząłem rozglądać się po pokoju sprawdzając, czy nikt mnie nie obserwuje. Całe szczęście, nikogo nie było. Natychmiast wstałem z łoża. Przeleciałem wzrokiem po pomieszczeniu w poszukiwaniu kalendarza. Musiałem się upewnić, czy to rzeczywiście był tylko zły sen. Spojrzałem na datę:

Rok: 2017
Miesiąc: 18 kwiecień.

- Uff...! Czyli jednak było to zmyślone. - Odpowiedziałem, przyglądając się kalendarzowi. Na moment odzyskałem spokój. - Chyba, że... - Spojrzałem na swoją komórkę:

ROK: 2017
MIESIĄC: 19 kwiecień
Godzina: 07:32.

Ej, zaraz! Kwiecień dziewiętnasty?! - To nie może być właściwa data. - Wyjaśniłem sobie. Bo to rzeczywiście była zła data. Zacząłem grzebać w ustawieniach mojego smartfona. Kalendarz był zablokowany i nie dało się nic zmienić. Popsuł się, czy co? Jeszcze raz zerknąłem na kalendarz na ścianie. Dzień również się na nim zmienił. Serce podskoczyło mi do gardła...

*****

- Posiedź tu wygodnie na krześle. Zaraz wrócę i skrócę Ci twoje męki. - Powiedział Zygarde swoim zimnym tonem głosu i pełznął do sąsiedniego pomieszczenia.

Siedziałem na krześle nie wiedząc, co Wąż-Natura (Nie mam zaufania do tego Pokemona) przygotowywał po drugiej stronie. Spodziewałem się jednak najgorszego. Możliwe było, że Zygarde zacznie mnie tak samo torturować, tak jak ten Zoroark i jego banda psycho-przygłupów.
Czy zacznie mnie chłostać jakimś brudnym i zardzewiałym batem? Rzucać mną na prawo i lewo? Wyłupywać mi gałki oczne? Czy potraktuje mnie kluczem francuskim, albo piłą łańcuchową?! Przez pięć minut (choć miałem wrażenie, że minęło pół godziny) rozmyślałem nad możliwymi sposobami, żeby mnie ukatrupić. Tak to jest, kiedy po rzucaniem na prawo i lewo spotykasz nieznajomego Pokemona, który pragnie Ci pomóc mimo, że przedtem sam chciał Cię wymiętolić na warzywną papkę. Dosłownie!

Przecierałem obolały kark prawą ręką, bo lewa była kompletnie zmasakrowana - a przynajmniej tak mi się zdawało. Niebawem zobaczyłem samego Zygarde'a, który "nosił" jakąś dziwną skrzynkę z narzędziami.
Wyglądem przypominała ona dosyć dłuższa i bardziej płaska. Pomalowana była na jasno-szmaragdowy kolor, a na niej została naklejona siatka złożona z sześciokątów - tak jak powłoka skórna Zygarde'a. Wokół jej wieczka wygrawerowano obsydianowe koronki, w kształcie znajomych sześciokątów.

- Proszę się odprężyć na krzesełku. - Powiedział Wąż-Natura, kładąc skrzynkę na blacie badawczym. - Za chwilę przygotuję swój ekwipunek do pracy. - W tym momencie odwrócił się do mnie swoimi "skrzydłami", zasłaniając ma widok na pudło. Zauważyłem jednak, jak odkładał wieczko na bok. Na jej środku podpisano kruczoczarnymi literami: "Medycyna". Zdziwiłem się na widok samego napisu. Nie wiedziałem, co miał oznaczać. Od samego Węża-Natury słyszałem pogwizdywanie Piątej Symfonii Vespithovena.

- Czy ten Zoroark i jego kompania imbecylów... - Chciałem mu przerwać wokal. - ...to byli twoi pracownicy? Czego właściwie ode mnie chcieli? Kiedy tu wchodziłem po raz pierwszy, myślałem, że pracujesz samotnie.

- Doskonale byś wiedział, jakby Cię urządzili poprzedniej nocy. - Odrzekł swoim bezbarwnym głosem. - Gdybyś tylko poczekał jeszcze chwilę w poczekalni, zapewne nikt by Cię nie skrzywdził.

- Co teraz będzie? - Spytałem przerażony. - Co chcesz teraz mi zrobić?!

- Co Kto chce Komu zrobić? - Odpowiedział mi, jakby udawał, że w ogóle nie zrozumiał mojego pytania. Nagle odwrócił się w moją stronę i spojrzał na moją obolałą twarz. Natychmiast zamarłem.
- Teraz. Teraz zamierzam Cię naprawić.

******






o c e ń     u t w ó r

Niestety, tylko zalogowani użytkownicy mogą oceniać utwory.

s t a t y s t y k a

śr. ocen : 0.00
il. ocen : 0
il. odsłon : 1293
il. komentarzy : 0
linii : 43
słów : 855
znaków : 4593
data dodania : 2016-04-13

k o m e n t a r z e

Brak komentarzy.

d o d a j    k o m e n t a r z

Niestety, tylko zalogowani użytkownicy mogą dodawać komentarze.



p o l e c a m y

o    s e r w i s i e