|
|
|
|
|
kategoria : / /
Więzień Firefly c.d.
a u t o r : Obserwator
w s t ę p :
Rozdział 3
u t w ó r :
Malcolm stanął w drzwiach ładowni i przyglądał się scenie przy barierce. Chłopak leżał na boku i desperacko próbował osłonić brzuch. Nie było to łatwe, zwłaszcza że na rękach miał kajdanki. Napastnik był od niego dwa razy większy i najwyraźniej dobrze się bawił.
Wielki facet tłukący skutego więźnia to odrażający widok. Gówniarz nie miał szans. -Mal chętnie by splunął, żeby pozbyć się niesmaku w ustach.
-Widzę, że nie zależy ci na nagrodzie, Cage -zagadnął beznamiętnie wpatrując się w Łowcę. Mężczyzna znieruchomiał i odwrócił się. Jego poczerwieniała od alkoholu i wysiłku twarz przybrała wściekły wyraz. Chłopak również znieruchomiał. Stracił przytomność, lub tyko udawał by zniechęcić napastnika.
-Czego chcesz Reynolds? -wybełkotał Łowca. -Niczego -odpowiedział kapitan i powoli podszedł do więźnia - Po prostu widzę, że zamierzasz go zabić -schylił się by sprawdzić puls - I prawie ci się udało -pokiwał głową z udawanym uznaniem. Chłopak był przytomny, ale rozsądnie wolał pozostać nieruchomy. Mal wyczuł, że jego ciało sztywnieje gdy tylko dotknął jego szyi.
Cage spojrzał na postać na ziemi, a potem na Reynoldsa. Widocznie uwaga kapitana przedarła się do jego zamglonego oparami alkoholu mózgu, bo wyglądał na zaniepokojonego. Nagroda była zbyt duża, by stracić ja z powodu pijackiego szału.
-Przecież żyje -stwierdził sucho. Kapitan tylko wzruszył ramionami i nie oglądając się za siebie, ruszył do swojej kabiny. Łowca przez chwilę stał i patrzył za znikającym mężczyzną. Spojrzał na więźnia. Jedno oko było mocno opuchnięte, a większość twarzy przybrała kolor dojrzałej śliwki. Z nosa sączyła się krew. Kiedy kopnął go pogardliwie nogą z krtani pobitego wydobył się zduszony jęk. Cage przez chwilę wpatrywał się w ciało na ziemi, potem mruknął coś pod nosem i odszedł.
Kilka minut później chłopak ostrożnie otworzył oczy i podciągnął się do pozycji siedzącej. Z jękiem bólu oparł się o ścianę, próbując zaczerpnąć tchu. W chwili kiedy próbował znaleźć najwygodniejszą pozycję, usłyszał zbliżające się kroki. Przezornie pochylił głowę i skupił wzrok na metalowej kracie na której siedział. Nie wiedział kto się zbliża, ale nie miało to znaczenia. Nikt na tym statku nie był mu przychylny. Zobaczył parę wysokich wojskowych butów. Mężczyzna się zatrzymał i postawił przed nim talerz i łyżkę. Przez chwilę przyglądał się więźniowi. Chłopak czuł to, mimo że nie podniósł głowy. Rozpoznał kapitana, ale nie był pewny intencji mężczyzny, a nie chciał nowych kłopotów. Metalowa łyżka wydawała mu się w tym momencie najbardziej fascynującym przedmiotem na świecie, wolał więc skupić się na niej. Wreszcie Malcolm odszedł, nie wypowiedziawszy ani jednego słowa. Więzień odczekał, aż jego kroki ucichnął, a wtedy na jego pokrwawionej twarzy pojawił się cień uśmiechu. Powoli sięgnął po łyżkę. ............................ .............................. .............................. .............................< br /> -Wstawaj śmieciu! -ryknął rozwścieczony Łowca i z całej siły uderzył chłopaka w twarz -Jeśli udajesz to cię zabiję! -Nie uzyskawszy żadnej reakcji, zaczął gwałtownie szarpać zwłoki. Chłopak przelewał mu się przez ręce. -Zatłukę cię! -krzyczał w bezsilnej złości i okładał pięściami nieruchome ciało. Więzień nawet nie drgnął, za to jego skóra zaczęła nabierać charakterystycznej woskowej bladości. Rozjuszony Cage uderzał z coraz większa siłą, jakby to mogło coś pomóc. Wreszcie zmęczony odrzucił bezwładne ciało i ciężko oparł się o balustradę. Był wściekły i skacowany. Stracił kupę kasy przez własną głupotę. Na dodatek zostały mu zwłoki, których chętnie pozbyłby się wyrzucając je w kosmos. Ale miał świadków. Jeden z nich, rudowłosa dziewczyna właśnie schodziła do ładowni zwabiona jego krzykami. Ją też mógłby uciszyć, tylko co potem? Nie da rady pozbyć się całej załogi. Postanowił zatrzymać ciało i pozbyć się go na planecie, w końcu za kilka godzin powinni lądować. Nikt z załogi nie wiedział jak cenny był więzień -przynajmniej taką nadzieję miał Cage. Nie pamiętał wszystkiego z poprzedniego wieczoru. Wiedział, że się upił i stłukł chłopaka. Jak widać dość porządnie, skoro ten wyzionął ducha.
Łowca wyprostował się i podszedł do swojej ofiary. Zostawi zwłoki w ładowni, a na planecie podrzuci je do planetarnego śmietnika -planował. Miał uzasadnione przeczucie, że Sojusz nie pogłaszcze go po główce za to co zrobił. Więzień miał wysoki priorytet i miał być żywy, za wszelką cenę. Schylił się, żeby podnieść ciało i z przerażeniem zobaczył wpatrujące się w niego zimne oczy. Nie zdążył zareagować gdy jego szyja znalazła się w zasięgu rąk ofiary. Zobaczył jeszcze błysk czegoś metalowego, co z niebotyczną siłą wbiło mu się w gardło. Zdumiony osunął się na ziemię. Kaylee, słysząc krzyki Łowcy właśnie wchodziła do ładowni. Była oburzona, głównie na kapitana. To jego statek, a pozwala żeby ten troglodyta znęcał się nad więźniem -rozważała zdenerwowana. Zawiodła się na nim, już ona mu powie co o tym wszystkim myśli. Nie widziała sceny, która rozegrała się między tropicielem i więźniem. Wychodząc zza rogu zobaczyła tylko zakrwawionego mężczyznę leżącego na ziemi. Kiedy podniosłą wzrok spojrzała prosto w lufę pistoletu trzymanego przez chłopaka.
-Tylko piśnij -wychrypiał z trudem łapiąc oddech -jeden trup więcej nie zrobi mi różnicy.
Kaylee w przerażeniu uniosła powoli ręce. -Chodź -machnął jej bronią przed nosem, zmuszając by się obróciła. Podszedł do niej powoli i przysunął broń do jej pleców, tak żeby wyraźnie czułą lufę na skórze.
-Do twojej kajuty -rozkazał -Nie próbuj mnie oszukać, w i e m gdzie mieszkasz. Dziewczyna przerażona, ale posłuszna ruszyła przed siebie, modląc się w duchu żeby spotkali kogoś z załogi. Jej kajuta jako jedyna znajdowała się blisko ładowni, a co za tym idzie i maszynowni. Kiedy stanęli przed drzwiami usłyszała:
-Gdzie trzymasz narzędzia? -Co? -udała, że nie rozumie, próbując przeciągnąć rozmowę. To była ostatnia szansa, żeby ktoś się pojawił. Kiedy zejdą do jej kajuty zostaną sami. Nerwowo przełknęła ślinę.
-Narzędzia! -wysyczał wściekle chłopak -Przy wejściu. Nie musisz...-głos uwiązł jej w gardle, kiedy poczuła rozdzierający ból z tyłu głowy.
Niestety, tylko zalogowani użytkownicy mogą oceniać utwory.
śr. ocen : 0.00
il. ocen : 0
il. odsłon : 1413
il. komentarzy : 2
|
linii : 39
słów : 1160
znaków : 6197
data dodania : 2016-08-21
|
Do Nadii
Betuję prace innych, ale niestety własnej bety nie mam, a NIE DA się zbetować własnego utworu, stąd drobne błędy :-( Wszystko co piszę sprawdzam po dziesięć razy. Poprawiam i poprawiam, aż brzmi "znośnie", ale i tak zawsze przemkną się jakieś pomyłki. Ot, życie :-D
a u t o r : Nadia
d a t a : 2016-08-21
Całkiem niezłe, ale widziałam, że wkradło się kilka błędów. Czyżby brak bety? Poza tym nawet mi się podoba. Może dlatego, że znam i lubię serial Firefly ;-)
strona 1 z 1
strona :
1
Niestety, tylko zalogowani użytkownicy mogą dodawać komentarze.
|
|
|
|
|
|
Wszelkie utwory zamieszczone w serwisie należą do ich autorów i są zastrzeżone prawami autorskimi. Zespół fanfiction.pl nie odpowiada za treść utworów i komentarzy. © 2005 - 2020 fanfiction.pl
|
|